Jan Hartman na swoim blogu zastanawia się, jak doszło do skazania i osadzenia w zakładzie karnym niepełnosprawnego intelektualnie Radosława Agatowskiego. Profesor podaje recepty, które mogłyby zaradzić podobnym przypadkom. Powiedziałbym, ciepło, ciepło, ale jeszcze nie gorąco.
Hartman pisze, iż sędzia, dla którego filozofia prawa kończy się na „duralexie” (sparafrazowana zasada prawa rzymskiego – dura lex, sed lex – twarde prawo lecz prawo - przyp. mój), jest zacofany i etycznie niedojrzały. Zacofany, bo to w starożytności egzaltowano się czymś, co można nazwać absolutyzmem metafizycznym, który wyraża się na przykład w bezwzględnym obowiązku wykonania rozkazu czy właśnie w fatalizmie wyroku sądowego, który przeto może i powinien być częścią „losu”, ujawniającą się przed skazanym za pośrednictwem twardych i uroczystych słów sędziego. A niedojrzały etycznie, bo nie rozumie, że wykonywanie prawa nie może prowadzić do tego, że złe staje się jeszcze gorsze albo że zła w świecie przybywa, zamiast ubywać.
I jako lekarstwo podaje: sędzia – żeby się w tym wszystkim wyznać i uniknąć błędu sędziowskiej hiperpoprawności – musiałby być lepiej uczony. Na studiach i w trakcie aplikacji. Być może to kiepski system kształcenia prawników oraz niska dyscyplina pracy dydaktycznej wielu profesorów prawa leżą u podstaw tego, że kultura prawna znacznej części prokuratorów i sędziów jest poniżej oczekiwań. W rezultacie trafiają do sądu niezliczone sprawy, które nigdy tam nie powinny trafić i zapadają liczne wyroki, które nigdy nie powinny zapaść.
Wiele w tym prawdy, Panie Profesorze, śmiem jednak twierdzić, iż na naukę rozpoznania znaczenia sytuacji jest w okresie aplikacji już za późno. Niestety, ocena stanu faktycznego sprawy karnej, cywilnej, czy jakiejkolwiek innej (potem zastosowanie właściwych norm, ocena prawna i moralna również), wymaga rozpoznania znaczenia tej sprawy. Wymaga osadzenia jej w psychologii, psychiatrii (a często innych naukach przyrodniczych), ale również całej europejskiej kulturze. Innymi słowy, wymaga erudycyjnej wiedzy zbędnej. Przeczytania zbędnych książek Dostojewskiego, Conrada, Camusa, nudnych pozytywistycznych nowel, a nawet pobieżnej choćby znajomości matematyki, fizyki, chemii i biologii. Sędzia (prokurator) musi wiedzieć, że dojrzała europejska kultura nie jest kulturą zemsty, tylko kulturą wiedzy.
Ale skąd ma to wiedzieć, skoro odchodzimy od humanistycznego, erudycyjnego, czy oświeceniowego modelu kształcenia? Jak ma rozpoznać semantykę sytuacji i wydać sprawiedliwy wyrok, skoro wmawia mu się, że wiedzę można znaleźć w internecie? (Wszystkim się to wmawia, więc sędziom również). Sytuacje na sali sądowej jak żadne inne pokazują, że jest to niemożliwe.
Odnieśmy się do konkretu, którego w sprawie Radosława Agatowskiego (i wielu innych) nie zastosowano. Art. 31 Kodeksu karnego mówi, iż nie popełnia przestępstwa, kto, z powodu choroby psychicznej, upośledzenia umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych, nie mógł w czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim postępowaniem. A następnie: Jeżeli w czasie popełnienia przestępstwa zdolność rozpoznania znaczenia czynu lub kierowania postępowaniem była w znacznym stopniu ograniczona, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary.
Gołym okiem widać, iż kategorie objęte tym przepisem są kategoriami par excellence filozoficznymi. Kto ma je rozpoznać? Jaka szkoła i jaka aplikacja ma ich nauczyć? Dlaczego ocenę tych kategorii oddaje się w ręce biegłych psychiatrów, którzy w standardowej opinii psychiatrycznej orzekają również o kategoriach filozoficznych, a następnie prawnych, choć wydaje im się, że orzekają jedynie o stanie psychicznym badanego oskarżonego. Proszę mi wierzyć, dla biegłych każdy rozpoznaje znaczenie swojego czynu i każdy może nim w pełni kierować. Można jedynie skonstatować, iż ich stanowisko jest w zasadzie zaprzeczeniem całej znanej nam kultury świata Zachodu, a jednak na podstawie tego błędu codziennie zapadają wyroki podobne wyrokowi Radosława Agatowskiego.
Inna rzecz to nauka logiki i filozofii na wydziałach prawa. Tutaj jeszcze cieplej. Pierwsza jest perfekcyjnie oderwana od faktów. To znaczy nikt nie pokazuje studentowi prawa, że logikę można stosować do stanów faktycznych. Nikt nie wiąże logiki z życiem. Podobnie z nauką filozofii prawa, która sprowadza się do uzasadnienia norm prawa pozytywnego z pominięciem analizy i interpretacji prawniczej oraz całkowitym pominięciem kwestii zasadniczej - kwestii winy i kary (bardziej poetycko - zbrodni i kary) i last but not least kwestii miłosierdzia i współczucia. Ale tych ostatnich również nie można się nauczyć w wieku dwudziestu sześciu lat, kiedy najczęściej rozpoczyna się konkretną aplikację.
To nie jest żaden „duralex”, Panie Profesorze. To jest niemożność epistemiczna. Już Sokrates wiedział, że źle czyni się tylko z niewiedzy. Ale kto ma tej wiedzy nauczyć, kto ma przekazać sędziemu (prokuratorowi) owe wisdom? Sędzia, niestety, powinien być filozofem i żadne półśrodki nie są tu możliwe. Konia z rzędem temu, kto powie, jak ma się nim stać. Oczywiście musiałaby to być filozofia przełamana rozległym doświadczeniem życiowym. Problem jest stary jak świat (a przynajmniej tak stary jak wymiar sprawiedliwości). W części wynika z istoty sprawy. A jednak - tutaj zgoda z Panem Profesorem - odpuszczamy go zbyt łatwo. Jakieś korekty rzeczywiście są możliwe i potrzebne.
Podsumowując - czy sędziowską mądrość opartą na solidnym przygotowaniu humanistycznym i przyrodniczym mogą zastąpić zabobony współczesnej edukacji postulujące uczenie „kreatywności”, „logicznego myślenia", "czytania ze zrozumieniem", odrzucające wszelką „wiedzę zbędną”? Większość ludzi, nie zadaje sobie naturalnie tych pytań, choć uzyskują na nie odpowiedź, kiedy sami znajdą się przed sądem.
____________________________
PS Ponieważ dostrzegam już zalążki sporu na gruncie "wiedzy zbędnej", muszę dokonać pewnych zastrzeżeń. Mówiąc o przygotowaniu humanistycznym, trzeba by pomyśleć nad jakimś jego nowym modelem, uwzględniającym zmianę okoliczności, zmianę świata związaną z rewolucją informacyjną itp. Wiedza encyklopedyczna (zbędna, czy jak ją zwał) oczywiście nie rozwiąże wszystkiego. Nie jestem fundamentalistą. Potrzebne jest jednak osadzenie jej w rzeczywistości prawnej. I to by chyba był ten humanizm. Zresztą humanizm nie sprowadza się tylko do wiedzy, ale również do czucia. Tak naprawdę cała rzeczywistość prawna wymaga gruntownego przemyślenia. Temat jest jednak zbyt rozległy na pojedynczy wpis. Na pewno nie zabraknie ich na blogu w przyszłości.