Kiedy Joanna Bator otrzymywała zasłużenie nagrodę Nike, na pisarkę rzucili się natychmiast publicyści z obydwu stron naszej publicystycznej tragifarsy. Strona lewa (z zastrzeżeniem daleko idącej umowności „lewego” i „prawego”) udowadniała, że „Ciemno, prawie noc” to książka o Smoleńsku – straszliwa krytyka polskiego Ciemonogrodu. Strona prawa robiła dokładnie to samo, w oczywisty sposób różniąc się co do oceny tejże krytyki. Chciałem wtedy bronić Joanny Bator – krzyczeć, toż to dzieło uniwersalne, zostawcie je w spokoju, szubrawcy!

REKLAMA
A jednak po kolejnym wykładzie z cyklu Co to jest gender, tym razem napisanym lekkim piórem Alicji Tabor*, moje chęci doznały daleko idącego wyhamowania. Nie mam zielonego pojęcia, czy wpis mój dotrze do pisarki (byłoby to dla skromnego blogera ogromny zaszczyt), a jednak muszę zapytać – czy to rzeczywiście takie proste, Pani Joanno?
Jeśli chodzi o gender, największym potworem zdaje mi się być nie sama idea i odpowiadająca jej krytyka płynąca ze strony Kościoła (choć obydwie zdają się być rodzajem intelektualnej i literackiej grafomanii, dwoma stronami tego samego instrumentalnego medalu), co ów specyficzny brak poznawczych wątpliwości, które – jak się przynajmniej może wydawać – od zawsze były, przepraszam za brzydkie słowo – motorem postępu naszej cywilizacji. Koniec końców wątpliwości te są również fundamentem dobra, o którym przecież jest Pani książka. A może dobro nie wyrasta z wątpliwości. Może się mylę...
Innymi słowy, Pani Joanno, kim są kociary? Czy kociary to genderystki, czy moherowe berety? Racjonalistki czy empirystki? Romantyczki, czy pozytywistki? Czy możemy i czy powinniśmy przypisywać im takie orzeczniki? Przecież, jeżeli spojrzymy na prawdziwe kociary – nie mam wątpliwości, że zna je Pani lepiej ode mnie – to (po raz kolejny przepraszam za sformułowanie) – ich preferencje wyborcze mogą rozkładać się dokładnie tak samo, jak rozkładają się w reszcie społeczeństwa (choć moje doświadczenia wskazują na prawoskrętność kociar). Podobnie może być z ich stosunkiem do Hell-O-Kitty i diabełka Gendera.
Chociaż, tak naprawdę, mam nadzieję, że kociary (te prawdziwe i te metafizyczne) w ogóle nie chodzą na wybory, tak samo jak na wybory nie chadzają Tom Bombadil i Hern Myśliwy.
Czy to dobre miejsce, żeby wspominać o gender? Chyba nie, Pani Joanno, Moja Ostatnio Ulubiona Pisarko, której książka znalazła się obok Dostojewskich, Conradów, Mellvile’ów, Bradburych, i Tolkienów. Niech Pani nie staje się częścią tego Godzilli, którego narodziny Pani wieszczy. Proszę mi wierzyć, to nie żaden Godzilla, to tylko jego odwieczny antagonista – Mechagodzilla. Nie ma on serca, tylko tłoki, druty, układy scalone. Wszystko za pieniądze podatników.
_________________________
*J. Bator, Gender biskupa Michalika, gazeta.pl.