Kwestia pułkownika Kuklińskiego, to nie kwestia skuteczności, jak chciałby Wojciech Sadurski, ale kwestia moralności. Osobiście w ogóle średnio wierzę w ordery i ich moc, ale zasługi powinno się badać najpierw z perspektywy motywów, potem dopiero skutków działań. Idąc tokiem myślenia Sadurskiego, żołnierz, który nieudolnie odrzuca granat, powodując śmierć swoich współtowarzyszy, nie zasługuje na żadne uznanie, bo mu się nie udało.
Oceny pułkownika Kuklińskiego budowane są przeważnie na fundamentalnych nieporozumieniach. Nie tylko etycznych, wydawałoby się, ale również logicznych. Czytając Sadurskiego, zdaje się, że domaga się on do Kuklińskiego, żeby zdradził, nie zdradzając. Jacek Kuroń nie mógł zdradzić, ponieważ niemal od zawsze odnosił się do systemu komunistycznego w Polsce (potraktujmy tę nazwę umownie) co najmniej z dystansem. Kukliński nie był opozycjonistą, tylko żołnierzem. Aby spełnić nierealne wymogi Sadurskiego musiałby walczyć z systemem najprawdopodobniej przy pomocy pisania kalumnii na system komunistyczny w toalecie. Wtedy miałby szansę na order Orła Białego. Rozważania dotyczące faktów, są niestety kontrfaktyczne, na czele z tezą, że działania Kuklińskiego i jemu podobnych, nie przyczyniały się do osłabienia Bloku Wschodniego itd.
Kukliński, aby zrobić coś, musiał zdradzić. W ogóle stosowanie pojęcia zdrady do Kuklińskiego jest rażącym nadużyciem. W takim sensie zdrajcą jest również Claus Schenk Graf von Stauffenberg i cała masa podobnych mu postaci.
Przypadek Kuklińskiego jest również dobrą ilustracją, jak bardzo w nasze oceny etyczne zaangażowany jest jest nasz dotychczasowy pogląd na świat. W zasadzie wiemy, że zarówno nazista jak i bolszewik mogą postąpić moralnie (niełatwo sobie to wyobrazić, a jednak), ale kiedy postacie nie są tak silnie zarysowane, nie akceptujemy już że moralnie może postąpić pisowiec, peowiec, twójruchowiec itp. Dlatego - jak się zdaje - są ludzie, którzy zasługiwaliby na order każdego państwa, nie o to jednak w orderach idzie.
Istotą wyborów moralnych jest to, że zawsze działamy w stanie ograniczonej wiedzy co do faktów, naszych możliwości, a przede wszystkim skutków działań. W tym sensie w zasadzie każdy poważniejszy wybór jest wyborem tragicznym. Zdradzisz źle, nie zdradzisz, jeszcze gorzej. W przypadku Kuklińskiego sytuacja tragiczności jest niezwykle precyzyjna, przerysowana niemalże. Ale z tej tragiczności Kukliński, ze swoimi prawdziwymi czy rzekomymi słabościami, wychodzi zwycięsko. W danych okolicznościach historycznych służy tym, którzy na owe czasy oferują najmniej zakłamaną wersję nierelatywnych wartości (zakładając, że takie istnieją) – wolność polityczną, gospodarczą, prawa człowieka i obywatela. Czy oferują je w sposób autentyczny to już zupełnie inna sprawa. Na polu moralności zawsze bowiem działa się po omacku.
Przypadki tego typu są tak precyzyjnie opisane w literaturze i historii, że niemal wstyd się do nich odwoływać. A jednak, kiedy myśli się o Kuklińskim, jego casus wpisuje się od razu w jakiś okrojony model świata z klocków LEGO, gdzie wybory są jasne i przejrzyste, gdzie zna się wszystkie parametry naszego LEGO CITY.
Sprowadzanie kwestii Pułkownika do spraw lewicy i prawicy to już – zdaje się - odruch warunkowy, który skutecznie odcina nas jako społeczność od jakiejkolwiek rozmowy na jakikolwiek temat. W istocie rzeczy odcina nas od realności, z jej wszystkimi wadami.
A moralność? Być może jest tak, że jest możliwa tylko dzięki zdrajcom.
PS Mam świadomość, iż Sadurski kładzie akcent nie tyle na zdradę, co na skuteczność, korzyści (dla kogo?) dotychczasowe życie (to ostatnie staje się zarzutem). Dlatego niniejszy wpis, ponad te fakty, jest nie tylko polemiką z Sadurskim.