Kilka dni temu zostałem, jak to się mówi, zagadnięty o Ukrainę. Cóż, kiedy wierzy się w rychłe nadejście apokalipsy, wcześniej czy później będzie się miało rację. I choć bardzo współczuję Ukraińcom – jest w ich poczynaniach fascynujące zatracenie – to mam poczucie, że ukraiński bunt jest jedynie kolejnym przejawem problemów całego świata – braku nadziei, motywacji, braku wiary w cokolwiek. Jedynie w miarę czytelny wróg uczynił go czymś wyjątkowym. Bunt, który za chwilę zostanie zjedzony, przetrawiony i zapomniany.
Kiedy dopuszcza się wszystko, nie można się dziwić, że dzieje się wszystko. Demokratyczne państwa stosujące tortury. Inwigilacja, przy której Wielki Brat to nieudolny podglądacz. Masowy udział „wolnego” świata w imprezach organizowanych przez świat częściowo wolny. Programowe niezabieranie głosu w sprawach istotnych przy intensywnym forsowaniu idei, które – wobec biologicznej zagłady świata – stają się groteskowo nieistotne. Dekonstrukcja pożerająca z głodu samą siebie. No i zyski. Ponadnarodowe, bezideowe, niepolityczne i niemoralne.
Oligarchowie rządzą dziś całym światem, z tą jedną różnicą, że oligarchowie Świata Zachodu mają odrobinę lepszy gust. Zamiast perkalu i paciorków rozdają tablety i samochody z plastiku na kredyt. Bawią konkursami talentów i zimowymi igrzyskami bez śniegu. Rozpadająca się demokracja kacyków i dużo gestów bez znaczenia. I głębokie przekonanie, że bawić się, bawić trzeba się do końca.