Co prawda Winston Churchill na pytanie co dało mu taką długowieczność, mimo tylu przeżyć, wojen i trybu życia, odpowiadał – „no sports!”, ale Anglia szykuje się na wielki show. Bo tutaj się wszystko zaczęło. I nowoczesny sport i fair play i zasady gentlemaństwa na boisku. Teraz olimpizm ma wrócić do ludzkiej miary po tej wypasionej chorobliwie pekińskiej orgii.
REKLAMA
Nie będzie to łatwe w świecie gdzie 6 najbogatszych ludzi ma dochody większe niż budżety 40 afrykańskich państw. Więc te i inne kraje zbroją się sportowo, żeby pokazać się światu przynajmniej od tej strony. A sportowcy mają obiecane najpiękniejsze pałace, byle chociaż przez minutę zaprezentowali światu narodowe godło na koszulkach. Boris Johnson, burmistrz Londynu, igrzyskami które za 160 dni zaczną się już po raz trzeci w stolicy nie tak dziś wielkiego imperium jak kiedyś, może wygrać nie tylko następną kadencję, ale też w przyszłości premierostwo. Bo sport rządzi światem.
To nie sportowcy pchają się na salony, to władcy tej cywilizacji pragną ich na swoim plakacie wyborczym. Owszem, kolarze czy bokserzy narażeni przecież na nieludzki wysiłek, umierają z przedawkowania odżywek. Nie dzieje się to jednak tak często jak w przypadku artystów jeszcze przed chwilą uśmiechniętych na scenie, a dziś witających nas z czołówek gazet czarno-białym zdjęciem i tragicznym tytułem… Wreszcie powiedzmy to wprost – nie tyle atleci, co raczej pisarze, malarze, artyści sprzedawali się totalitarnym systemom z lekkością motyla. Po kolejnej wojnie są oczywiście kolejne procesy o wybielanie kolaborantów…
Naiwnością byłoby wierzyć, że będą to choćby odrobinę podobne zawody do powiktoriańskich igrzysk z 1908 roku, czy igrzysk z 1948 roku odbywających się w zburzonym Londynie. Anglicy mówią, że będzie skromnie, chociaż granica 10 miliardów funtów już padła. I padnie jeszcze nie jedna nim 27 lipca zapłonie na cały świat i znicz ogłaszający światu – Londyn znów jest potęgą!
