Czytam o nowym premierze Kanady i entuzjazmie medialnym, który przeniósł się na entuzjazm obywateli. I że taki ten Trudeau nowatorski, bo po urząd udał się piechotą i powołał rząd wedle wszystkich możliwych parytetów politycznej poprawności. Czyli nowa jakość!
I jakoś tak boczkiem, boczkiem przechodzi informacja, że nowy premier Kanady jest synem dawnego premiera Kanady. Co dla mnie akurat jest rzeczą fundamentalną, bo nowinki nowinkami, ale natury ludzkiej się nie oszuka i dlatego wyborcy (choćby nie wiem, jak myśleli nowocześnie o sobie) ufają najbardziej rozwiązaniom dynastycznym. Bo sukcesja najbardziej odpowiada ludzkiej naturze, gdzie dziedziczenie wpisane jest w genom.
Właśnie dlatego najsilniejsze demokracje XXI-wieku stają się meta-monarchiami: Bush zastępuje Busha, Clinton Clintona, Trudeau Trudeau, a syn Cimoszewicza zostaje posłem właśnie dlatego, że jest synem, a nie z powodu własnych przymiotów. Jako że czternasta część przygód Batmana i tak się sprzeda lepiej niż pierwsza część o przypadkach Człowieka-Ryjówki, Człowieka-Kozy czy Kobiety-Żyrafy.