Kibole Śląska Wrocław zachowali się "zgodnie" z wyobrażeniem Jarosława Kaczyńskiego o lepszym i gorszym sorcie. Ponieważ wedle ich mniemania piłkarze okazali się "niegodni noszenia koszulek klubowych" (barw totemicznych), kazali im je ściągać. Bo kibole są dziś miarą wszechrzeczy (wszak o nich Andrzej Duda powiedział na premierze "Historii Roja", że uratowali w Polsce pamięć o Wyklętych"), co jest jawną nieprawdą i dalszym ciągiem umizgów pisowskiej władzy do mięśniaków.
Mówiłem już o tym przed laty, ale powtórzę raz jeszcze: aberracyjna polityka społeczna władz PiS-u - w której kompleksy mieszają się z manią wielkości - popycha tę partię do czegoś zaiste niewybaczalnego: nadania rynsztokowym bandytom (którym do tej pory wystarczały kibolskie ustawki) wyższego wymiaru - Obrońców Wartości. "Z tym gównem będziemy się musieli teraz użerać przez lata" - pisałem w listopadzie 2012 roku, a dziś mogę dodać ze smutkiem, że to się właśnie dzieje.
Przypomnijmy wczorajsze słowa Jarosława Kaczyńskiego z Łomży (spisuję ze słuchu): "Oni chcom odrzucić Polskę. Oni nie działajom bezinteresownie. Za tym ruchem stoi szeroka koalicja przeciwko PiS. Stojom siły, które chcom utrzymać Polskę jak najniżej, by Polska była koloniom".
Takimi właśnie wypowiedziami prezes PiS zachęca kiboli (którzy w przemocy upatrują najlepszego rozwiązania dla dookolnego świata), by zaczęli "robić porządki". A jeśli uważa, że jest w stanie tych ludzi kontrolować, to się obłąkańczo myli. Gęsta zupa nienawiści już bulgocze w polskim garze. Jeśli nie zmniejszy się ognia, kwestią czasu jest, by zaczęła kipieć i strzelać wrzącą mazią, parząc na oślep. Każdego, kto się tylko nawinie.