Zauważyłam, że wszelkie nowe pomysły i przedsięwzięcia prędzej czy później określone zostają mianem „hipsterskich”. Na rynku pojawiają się pisma, które w końcu mogą stanąć w szranki z ich zachodnimi odpowiednikami – czytam, że są hipsterskie. W mieście powstaje kawiarnia serwująca pyszne kanapki, domowe ciasta i dobrą kawę – hipsterka. Grupa kulinarnych zapaleńców tworzy miejsce, w którym można kupić produkty od lokalnych producentów – hipsterstwo.
Blogerka nie tylko kulinarna. Gotuje, fotografuje, obserwuje i opisuje.
Zacznijmy od tego, że słowo „hipster” bardzo szybko zyskało w Polsce negatywny wydźwięk. Pojawia się ono jako synonim „lansu” i „pozerki”, kojarzone jest z bezmyślnym podążaniem za modą i rozrywkami bogatych dzieciaków, które noszą okulary w grubych oprawkach, spijają kawy w modnych miejscach i jeżdżą na światowe festiwale muzyczne. Nie używamy go w pozytywnym kontekście. Określenie „hipster” w najlepszym wypadku wymawia się z ironicznym uśmieszkiem, ale najczęściej towarzyszy mu wzgardliwe wydęcie ust. Bo w Polsce „hipster” niesie ze sobą duży ładunek pogardy i złośliwości.
Zauważyłam, że wszelkie nowe pomysły i przedsięwzięcia prędzej czy później określone zostają mianem „hipsterskich”. Na rynku pojawiają się pisma, które w końcu mogą stawać w szranki z ich zachodnimi odpowiednikami, bo wprowadzają nową jakość: piękne zdjęcia, dobre teksty – czytam, że są hipsterskie. Czyli lanserskie i na pokaz. W mieście powstaje kawiarnia serwująca pyszne kanapki, domowe ciasta i dobrą kawę – hipsterka. Grupa kulinarnych zapaleńców tworzy miejsce, w którym można kupić produkty od lokalnych producentów – hipsterstwo.
Zadziwia mnie fakt, że niektórzy naprawdę sądzą, że wszelkie przedsięwzięcia powstają wyłącznie na pokaz, z chęci zaszpanowania i nikt z krytykujących nie dopuszcza do siebie myśli, że być może jest to owoc pasji.
Ostatni z wymienionych wyżej przykładów stał się przyczynkiem do napisania tego tekstu. Mowa o Le Targu, inicjatywie warszawskich członków Slow Foodu, dzięki którym w każdy czwartek mieszkańcy stolicy mogą zapatrzeć się w regionalne sery, wędliny, pieczywo czy ryby. Inicjatywa szybko została określona mianem hipsterki (videtekst nr 1 i tekst nr 2 ), a świeże ryby przedstawiono jako kolejny obiekt pożądania ślepo oddanych modzie warszawiaków. Szkoda, że nikt nie zauważył, że jest to po prostu dobry pomysł na dotarcie ze zdrową żywnością do większego grona odbiorców.
Oczywiście, niewielu szczęśliwców będzie stać na wielkie cotygodniowe zakupy w Le Targu, ale dzięki takim pomysłom człowiek choć raz na jakiś czas będzie miał możliwość zjeść dobry ser, prawdziwą wędlinę czy świeżą rybę. Dlatego czepianie się nazwy (że pretensjonalna, choć sądzę, że nawet gdyby inicjatywę ochrzczono „Targ” czy „Miejsce, gdzie kupisz ser i kiełbasę”, dałoby się słyszeć te same zarzuty) albo określanie tego w zaowalony sposób mianem snobizmu, uważam za niestosowne. Jeśli coś krytykujemy, niechaj będzie to rzetelne omówienie słabych stron obiektu krytyki, a nie przedszkolne wytykanie paluszkiem z ironicznym „hi hi hi”.
***
I żebyśmy się zrozumieli: zauważam to, że do kraju nadciągnęła wielka moda na kulinaria (wspomniałam o tym na końcu tego tekstu). Czasem sama odczuwam nią zmęczenie i czuję niesmak, kiedy ten kulinarny pęd przybiera formę obsesji: jabłka tylko „organiczne” (nie cierpię tego słowa!), kapusta tylko ugniatana nogami wiejskiej dziewki, a mleko od krowy, która żywi się wonną mieszanką ziół z eko-łąki.
Nie lubię skrajności, nie omijam marketów szerokim łukiem (bo mnie po prostu nie stać na zaopatrywanie się wyłącznie w „organiczne” dobra), nie wpadnę w zachwyt nad umazanym kupą kurzym jajkiem i nie do końca "czuję" określenia typu "Pan Ziółko" i "Pan Sandacz". Zauważam, że istnieje grupa osób, dla których kulinaria to po prostu kolejny trend do zaliczenia, tak jak okulary w rogowej oprawie czy kalosze za kilkaset złotych. Ale wrzucanie ich wszystkich do jednego worka jest bardzo krzywdzące.
Na koniec dodam tylko, że marzy mi się Polska bez jadu, złośliwości i ciągłego wytykania błędów. Taka, w której podejdziemy do siebie, naszych pomysłów i przedsięwzięć z życzliwością, uszanujemy swoją pracę i uśmiechniemy się do siebie na ulicy.