Do Apartado, miasteczka w Kolumbii niedaleko granicy z Panamą, dotarłem aby spędzić tu dwa ostatnie tygodnie stycznia. Przyjechałem uczyć angielskiego w rodzinnej szkole językowej. Zdecydowałem się tylko na dwa tygodnie i aż na dwa tygodnie.
Tylko, bo podczas mojej podróży czas mija błyskawicznie i przez dwa miesiące w Peru (o którym moje historie opisuję tutaj) nie udało mi się zrobić nawet ćwierci rzeczy, które bym chciał, dwa tygodnie wydaje się więc chwilą. Z drugiej jednak strony jestem miastowym szczurem, który doskonale odnajduje się na zatłoczonych ulicach, otoczony budynkami, sklepami i światłami miasta więc dwa tygodnie w małej mieścinie, o której istnieniu nie wiedziała żadna osoba, z którą rozmawiałem w Bogocie wydawał się właściwy.
Apartado szybko potwierdziło moje wyobrażenia - mała mieścina, w której życie toczy się powoli. Powoli dla mieszkańców tego miejsca, dla mnie mieszczucha życie praktycznie stało w miejscu. Mieszkańcy Apartado, podobnie zresztą jak wiele większej Cartageny wszystko robią wolno. Jeśli spacerują, spacerują wolno. Jeśli jedzą, jedzą wolno. Jeśli biegają... no właśnie. W Apartado, kilka miesięcy temu odnowiono stadion sportowy. Całkiem zgrabny. Sztuczna trawa, dobra nawierzchnia do biegania i uprawiania różnych sportów. Na przykładzie stadiony w Apartado, myślę, że niejeden psycholog lub socjolog mógłby poczynić niejedno studium przypadku.
Każdego wieczora, kiedy robiło się trochę mniej upalnie stadion zapełniał się mieszkańcami miasteczka. Zapełniał się, wypełniał się i przepełniał się do granic możliwości. Takiego skupiska ludzi na krakowskich Błoniach zwykle doświadczałem podczas różnych InterRunów, BusinessRunów i wszelkiej maści innych runów hiperpopularnych w naszym kraju nad Wisłą. Biorąc pod uwagę, że stadion w Apartado jest od krakowskich Błoń trzykrotnie mniejszy logika wskazuje, że w takim przypadku o bieg trudno. Istotnie. Szczególnie jeśli na bieżni znajduje się cały przekrój demograficzny miasta. Po kilku dniach przestało mnie więc dziwić, że między nielicznymi, faktycznie biegającymi osobami i rzeszą osób spacerujących, w sportowych ubraniach przechadzają się również matki z wózkami. Chcę podkreślić, że nie mówię o parku czy ścieżce zdrowia. Mówię o stadionie, który w Apartado zmienił przeznaczenie z obiektu sportowego na obiekt będący najbardziej atrakcyjnym miejscem spotkań mieszkańców. Cieszę się, że zawitałem do Apartado. Nie tylko dlatego, że miałem okazję przekonać się jak to jest być najszybszym biegaczem wśród kilku setek 'sportowców' (nie było to trudne - wystarczyło po prostu biec: )) ale również dlatego, że przez dwa tygodnie byłem goszczony "czem chata bogata".
Te dwa tygodnie w Apartado spędziłem w domu właścicieli szkoły, którzy w zamian za moje kilka godzin pracy oferowali mi własny pokój i podsuwali pod nos tyle jedzenia ile nie widziałem przez poprzedni miesiąc w Bogocie. Po kilku dniach zacząłem się wręcz czuć jak dziecko. "Zrób zadanie domowe, a dostaniesz lody", "wyrzuć śmieci i chodź na obiad". Ja zamiast śmieci i zadania domowego musiałem jedynie chodzić do instytutu języka i rozmawiać po angielsku z uczniami, którzy nie mieli do tej pory okazji poznać żadnego obcokrajowca.
Rola dziecka zaczęła mnie jednak bardzo szybko męczyć. Wiele osób mówi często, że chciałoby być znowu dzieckiem. Ja nie chciałbym być znów dzieckiem nigdy przenigdy! Goszcząca rodzina do tego stopnia troszczyła się o mnie, że bardzo niechętnie podchodziła do pomysłu moich samotnych przechadzek po mieście i wypuszczaniu się gdziekolwiek poza ich kontrolę. Rozumiem troskę, Apartado leży na terenie, na którym działalność ugrupowań paramilitarnych jest niestety dość duża, a przestępczość związana z narkotykami w wielu miejscach przekracza kolumbijskie normy. Brak niezależności, wolności i możliwości decydowania o samym sobie uwierał mnie jednak do tego stopnia, że w ostatnich dniach zacząłem już liczyć godziny do udania się w kolejne miejsce mojej podróży. Jestem w stanie żyć karmiąc się samymi empanadami przez miesiąc, jestem w stanie kąpać się w lodowatej wodzie i spuszczać wodę wiadrem, ale nie jestem w stanie żyć bez mojej niezależności. Dwa tygodnie w Apartado nauczyły mnie więcej niż przypuszczałem, że mógłbym się dowiedzieć w tak krótkim czasie. Szczerze mówiąc przed przyjazdem tutaj nie sądziłem, że będę miał wiele do napisania o tym miejscu. Teraz widzę jednak, że jest jeszcze sporo ciekawych tematów, których tu nie poruszyłem, a zdecydowanie warto o nich opowiedzieć. Opowiem więc wam zatem następnym razem, a tymczasem... Pozdro Polska!
Mieszkanie w Apartado, czyli wikt i opierunek pod nos