To prawda, że odkąd zacząłem się odchudzać, dzieje się wokół mnie bardzo dużo. Zapraszają mnie telewizje, odwiedzam programy śniadaniowe, a jeden z największych portali internetowych w kraju nakręcił o mnie materiał wideo. Jednak niech to nie zmyli nikogo. Nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę celebrytą!
"Wierz w siebie, wiara czyni cuda. Wielu się nie udało, ale Tobie się uda. Wielu zwątpiło w krytycznej chwili, a wytrwali ci, którzy nie zwątpili..."
Gdy po raz pierwszy upubliczniłem swoje postępy w odchudzaniu od razu zostało to zauważone przez telewizję Polsat Sport. Najpierw skontaktował się ze mną dziennikarz tej stacji Paweł Wójcik, pytając czy jestem zainteresowany nagraniem programu. Byłem. Następnie zadzwonił Przemysław Iwańczyk, z tej samej stacji, który umówił się ze mną na nagranie programu „Atleci”. Wyszło bardzo dobrze, dzięki czemu zaczęły się ze mną kontaktować kolejne stacje.
Niedługo po emicji „Atletów” skontaktowała się ze mną dziennikarka TVP 2 i „Panoramy” Joanna Gabis-Słodownik. Po krótkiej, konkretnej rozmowie, umówiliśmy się w warszawskim klubie Everybody Fitness Club na nagranie materiału. Chwilę później, zanim zdążyłem złapać oddech, zadzwonili do mnie po raz kolejny i to... znowu z TVP. Tym razem zaproszono mnie do programu na żywo „Pytanie na śniadanie” - bardzo popularnej produkcji, w której poruszane są różne tematy życia codziennego.
Zameldowałem się na nagraniu razem z moim przyjacielem, motywatorem i trenerem Piotrem Jeleniewskim. Programy „live” rządzą się jednak swoimi prawami. Występ w „Pytaniu na śniadanie” był dla mnie niewyobrażalnie stresujący, ale Piotrek na szczęście mnie „uratował”. Świadomość jego obecności (mimo że to trener sztuk walki, to z natury jest nadzwyczaj spokojny) spowodował, że łatwiej przyszło mi skonfrontować się z „żywcem”. Dzięki Piotr! Gdyby ciebie nie było, to mógłbym być pierwszą osobą, która na wizji dostała zawału.
Potem temat „odchudzonego Przybysza” nieco przycichł, ale nagle… znów „boom”! Najpierw obszerna rozmowa z Michałem Olszańskim do magazynu „MaleMen” (artykuł w czerwcowym numerze), a następnie wizyta, wraz z Jarosławem Gdakiem (świetnym trenerem i dietetykiem, prywatnie kulturystą) w radio TOK FM u Tomasza Kwaśniewskiego i Alexa Kłosia w audycji „Kwasem i Kłosem”.
Minęły jednak kolejne trzy tygodnie, a telefon nie dzwonił. Na moim profilu Artur Przybysz na Facebooku także zaległa cisza. Nikt nie pisał i nie proponował mi ani nagrań, ani rozmów w studio. I nagle, zupełnie przypadkowo, spotkałem na ulicy znajomego reportera, współpracującego z Onet.pl, Marcina Wyrwała. Najpierw w ogóle mnie nie poznał, a potem nie mógł się nadziwić, że tak bardzo schudłem. Po chwili zapowiedział, że niebawem się odezwie i nakręci o mnie materiał dla Onet.pl. Jak obiecał tak zrobił. Nagrywaliśmy kilka godzin, różne ujęcia, wiele wypowiedzi. Powstał kilku minutowy film o mojej osobie (premiera materiału odbyła się wczoraj, 4 czerwca, materiał można obejrzeć tutaj). Materiał w prosty sposób pokazuje moją historię, historię mojej transforMMAcji. Sądząc z komentarzy, ludziom bardzo się ona spodobała. Marcin, dziękuję, bo pokazałeś to najlepiej, jak można było pokazać.
Dwa programy o zwykłym facecie w ciągu jednego dnia? To możliwe i przekonałem się o tym na własnej skórze. Zanim bowiem Onet.pl opublikował materiał, z samego rana odwiedziłem studio kolejnego programu śniadaniowego - „Dzień Dobry TVN” (materiał można obejrzeć tutaj, gdzie opowiedziałem o sobie Jolancie Pieńkowskiej, Robertowi Kantereita i... milionom ludzi przed telewizorami. Można? Można!
Pewnie zaraz w komentarzach posypią się na mnie gromy, że się przechwalam i że odbija mi „sodówka”. Wielu z was będzie twierdzić też, że uważam się już za celebrytę. Piszcie co chcecie i myślcie co chcecie. Ci, którzy mnie znają wiedzą, jaka jest prawda. To oczywiste, że cieszę się z tego zainteresowania. Ale cieszę się tylko dlatego, że daje mi to możliwość pokazania w telewizji mojej historii jako sposobu na transformację i zdrowy tryb życia.
Przykro mi, że zawiodę „hejterów”, którzy chcieliby pewnie jasnej deklaracji z mojej strony, że chcę się po prostu lansować. O nie! Nie usłyszycie tego nigdy. Wiecie czego chcę? Chcę nakłonić ludzi do rozpoczęcia zdrowego trybu życia. Jest wiele osób, które jak ja spieprzyły coś w swoim życiu i nie wiedzą, jak to naprawić. Niech popatrzą na mnie i uświadomią sobie, że skoro ja mogłem to i oni również mogą. Nie jestem „Grycanką” i nie będę promować obszernych gabarytów na salonach. Nie chcę nawet na nich bywać. Wolę iść nawet do najmniejszego radia, które słucha pięć osób i powiedzieć wprost, że chcieć to znaczy móc i że warto zmienić swoje złe nawyki. Podpowiedzieć, jak schudnąć, żeby za chwilę nie mieć problemów z sercem, cukrzycą i innymi schorzeniami towarzyszącymi nadwadze. Tylko tyle i... aż tyle.
PS: Dziękuję również Jackowi Sadowskiego z magazynu "Sport dla Wszystkich" oraz Wojciechowi Mrozowskiemu z MMAnews.pl, którzy medialnie wspierają moją akcję od samego początku.