Myślisz, że masz talent? Byłeś już na wszystkich castingach? Podczas występów publiczność i jury zaśmiewali się do łez, a, mimo to nie przechodziłeś nigdy dalej? Obiecywali, że zadzwonią i nie dzwonili? Zgłoś się do nas! Takiego show jeszcze nie było! Ten program jest dla Ciebie! „Wydaje mi się, że mam talent“ czeka na takich jak Ty!

REKLAMA
Marzec tradycyjnie wystartował wiosenne edycje całej masy show. Nowych i tych odświeżonych, wyprasowanych, podtuningowanych. Zgodnych z polityką programową, potwierdzonych przez rynkowe tendencje, nie skasowanych z ramówek. Dochodowych. Stacyjne okręty flagowe. Nieocenione w wyścigu po widza. W ten weekend pojawiły się stare brandy i nowe trendy: telewizje naruszyły niepisany pakt o nieagresji i weszły w te same obszary kompetencyjne. Dotychczasowy podział na śpiewających, tańczących, jeżdzacych na łyżwach, chodzących po wodzie i rodzących na ekranie przestał istnieć. Teraz wszyscy pokazują wszystko! Żeby się w tym nie pogubić trzeba zrobić grafik, gdzie, kto, co, co jest show, co serialem, co reklamą, co śniadaniówką. Stopień skomplikowania rośnie, gdy spojrzymy na niektóre ze znanych twarzy. Na potrzeby starych show pojawiły się w nowych odsłonach, nowe blizny pooperacyjne zasłaniając jedynie starymi żartami.
Media zarabiaja. Nie tylko telewizja. Serwisy internetowe rejestrują dziesiątki i setki tysięcy odsłon. Najczęściej pokazują dwie skrajności: wybitnie zdolnych oraz wyjątkowo niezdolnych ludzi. Wystarczy w jednym czy drugim serwisie wstukać nazwiska tzw. „kosmitów“, a studiowanie statystyk oglądalności dostarczy kolejnej ekscytacji. Zdolni i niezdolni sumują się w miliony odsłon. Taki kontent jest złotonośnym dla portali. Suwerenne serwisy internetowe i te będące w grupach medialnych z mediami drukowanymi i telewizją zarabiają na nim miliony. Dziesiątki milionów. Dolarów. Serwisy sprzedają reklamę – jej wartość jest pochodną ilości odsłon w konkretnym medium. Im więcej odsłon tym droższa reklama, bo wiecej ludzi potencjalnie ją obejrzy. Ile z tych pieniędzy trafi do tych, którzy faktycznie powodują ten ruch? Do zdolnych i niezdolnych? W obecnym modelu biznesowym praktycznie "zero". Na pytanie "dlaczego" usłyszymy odpowiedź, że portale nie mają statystyk i narzędzi, by płacić. Komu? Ile? Prawa autorskie. Wykorzystanie wizerunku. Dozwolony użytek. Zbiorowy zarząd. Prawo cytatu. Traffic. Monetyzacja. Serwisy dające możliwość umieszczania i ogladania treści multimedialnych nie mają jedynie problemów z dwoma ostatnimi hasłami. Kiedy ktoś próbuje podjąć rozmowę z portalem na temat swojej własności intelektualnej słyszy, że jest problem. Kiedy ktoś inny chce wykupić reklamę przed konkretnym kawałkiem – dokładnie tym, który był osią poprzedniego zdania - problem znika. Serwis przedstawia pełną tabelkę z ilością odsłon, specyfiką odbiorców, wiekiem, płcią, średnim czasem spędzonym przed utworem, miejscem na mapie, z którego to się zadziało. Paradoks: zdefiniowana grupa docelowa jest jednocześnie niezdefiniowaną, jeżeli chodzi o podział przychodów, który generuje.
W świecie idealnym każda tzw. odsłona (odsłuchanie) utworu powinna dawać twórcy lub artyście wynagrodzenie. Najnowszy klip Beyonce, taniec z kurami kolegi z klasy czy fragment telewizyjnego show - wszystko jest chronione prawami autorskimi. Gdyby ten model zafunkcjonował od jutra, kto, by, za to zapłacił? Reklamodawcy. Dzisiejsi. Kto, by zyskał? Ci, którzy zyskać powinni: zdolni i niezdolni. Beyonce, kolega z klasy, bohater show. Kto stracił? Nikt. Nie można traktować w kategoriach straty czegoś co w obecnym modelu jest najczęściej nadużyciem. Serwisy? Serwisy nie stracą. Mimo, że oddadzą to co dzisiaj nie jest ich, zyskają na standardzie, zaufaniu, polityce wizerunkowej. Co z końcowym użytkownikiem? Bez zmian. Ma i mieć powinien prawo do korzystania większości z darmowego kontentu. Jakakolwiek regulacja powinna skupić się na obrocie hurtowym i instytucjonalnym.
Jeden z najpopularniejszych serwisów na świecie - YouTube wprowadził model rozliczania się z dostawcami treści. Również w Polsce. Zawarł umowę z ZAiKS w kwestii ochrony własności intelektualnej. W modelu, który nie ma z tym nic wspólnego! Serwis wypłaca właścicielowi materiału pieniądze za to , że ktoś obejrzy przed tą treścią umieszczoną reklamę. Jeżeli ktoś obejrzy część reklamy - kwota dla artysty jest mniejsza. Jeżeli reklama zostanie obejrzana w całości - autor otrzymuje więcej. Gdzie logika? Przecież taka forma nie ma nic wspólnego z istotą problemu, czyli ochroną i rozliczaniem praw autorskich! To model, w którym artysta dostaje pieniądze za to , że ktoś obejrzy przed jego treścią inne dzieło - obcą reklamę! To nawet nie substytut rozwiązania – to zasłona dymna dla miliardowego w skali świata biznesu, który oparty jest o lekceważenie kwestii zarządzania prawami autorskimi w nowych mediach. To poza głodem, ekologią, chorobami cywilizacyjnymi i wojnami jedna z tych rzeczy, którą Świat zamiata ukradkiem pod dywan.
Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji w Centrum Nauki Kopernik zorganizowało dzisiaj kolejną debatę "Co po ACTA". Uznani prelegenci i profesjonalni moderatorzy oraz "zdolni i niezdolni" po drugiej stronie sali. Tradycyjnie nie doczekałem do końca - seria przypowieści biblijnych spowodowała, że spotkanie merytorycznie uznałem za skończone. Z głębokim zainteresowaniem wysłuchałem "zdolnych". "Niezdolni" - cóż, sami sobie aktorami, sceną i publiką, brawa zatem też pewno w pakiecie zaliczą.
Czy to na temat? Bardzo. NaTemat jest startupem opierającym swoją dynamikę i siłę na zewnętrznych dostawcach treści. Stary model biznesowy, nowy medialny byt. Świetny pomysł. Jasna misja. Komercyjne działanie. Inicjator dyskusji. Proponuję dołączyć do tego jeszcze jeden walor: lider zmian w kwestii rozliczania praw autorskich. Za moment pojawią się wpływy reklamowe, "zdolni i niezdolni" już są.
Od Tomasza Lisa wymagam więcej. Ma talent. Jemu się nic nie wydaje. NaTemat również.