Jeden z najbogatszych Polaków, Wiesław Likus inwestuje w młodą polską sztukę. Właśnie podpisał umowę zakupu pakietu akcji Domu Aukcyjnego Abbey House. Pytany dlaczego, odpowiada: Dzieła sztuki to dobra luksusowe i oznaka cywilizacji, które na polskim rynku są kompletnie niedoceniane. Moim zdaniem profesjonalnie zajmuje się nimi tutaj tylko Abbey House, dlatego mam zamiar wejść do akcjonariatu.
Blog o styku prawa, biznesu i dnia codziennego. Otaczająca rzeczywistość opisywana bardziej w sprawny niż prawny sposób.
Henry Ford powiedział gdybym zapytał ludzi czego potrzebują, powiedzieliby, że szybszego konia. Gdyby zapytać polskich galerników o to samo, powiedzieliby, że jeszcze jednej farelki. Paweł Makowski i Jakub Kokoszka dwa lata temu nie pytali. Założyli Dom Aukcyjny Abbey House. Wraz z nim na polskim rynku sztuki pojawiły się takie pojęcia jak „giełda sztuki”, „stopa zwrotu”, „leasing obrazu”, „fundusz inwestycyjny”, „trend cenowy” „klasa aktywów dzieła”. Wreszcie.
Według analizy Gazety Giełdy Parkiet Abbey House ubiegły rok zakończył na pozycji lidera biorąc pod uwagę procentowy przyrost przychodów. Zwiększył swą sprzedaż ponad 53 razy osiągając 8,6 mln złotych przychodu i wypracował jednocześnie zysk netto w wysokości 4,8 mln zł. To wynik sześciokrotnie większy w stosunku do pierwszego roku działania spółki.
Co stoi za tym sukcesem?
Niczego nie ujmując Abbey House nic szczególnego. To „coś” co na polskim rynku okazało się innowacyjnym bolidem na świecie jest standardem od lat. Makowski i Kokoszka dostrzegli, że przeważająca większość polskich właścicieli galerii, marchandów i krytyków sztuki chce rozprawiać tylko o sztuce przez wielkie i bardzo ozdobne „S”. Dialog nie istniał. Analiza potrzeb również. Abbey House odczarowało to zjawisko. Z twórcami zaczęto rozmawiać o tworzeniu, z pasjonatami o pasji, z biznesem o biznesie. Na sztuce.
Rozwój sztuki opiera się na wyjątkach, nie na zasadach. Rozwój biznesu - przeciwnie. Do tej pory w wielu galeriach nie funkcjonowała potrzeba profesjonalistów. Nikt nie interesował się potrzebami klientów. Wszyscy chcieli sprzedawać najzamożniejszym. W opinii funkcjonowało przeświadczenie, że taki klient jest najłatwiejszym. Ma środki i powinien polegać na ekspertach z dziedziny mu nieznanej: wejdzie, posłucha, zapłaci. Powstał trend bycia ekspertem wyłącznie dla zamożnych. Tak działała większość osób handlujących dziełami sztuki w Polsce. Chciano sprzedawać tylko „Kulczykom”. Rozmawiać o cenach z kimś, kto nie powinien liczyć pieniędzy. Lekceważono zatem przez lata Nowaków i Kowalskich zapominając, że Oni też są odbiorcami sztuki. Potencjalnymi nabywcami.
Blisko rok temu w naTemat przyznałem, że jestem stronniczy. Bo jestem: Nikt inny nie zaoferował mi jako konsumentowi sztuki w Polsce komplementarnego, profesjonalnego pakietu usług na takim poziomie jak Abbey House. Nikt inny nie był tym wcześniej zainteresowany. To był czas anonimowego zarzucania spółce, że oferuje niezrozumiałą sztukę. Czy sztuka ma być zrozumiała? Tak, ale tylko dla adresatów. Sugerowano też manipulowanie rynkiem. Zaproponowałem regres tego zarzutu do nabywców: „manipulujecie, bo kupujecie“. Niektórzy odsprzedali już swoje obrazy. Z zyskiem. To dalej sztuka czy już inwestycja? A może po prostu inwestycja w sztukę? Świat tak ma od lat. Tysięcy. Klasyczna lokata kapitału. Mecenat. Snobizm? Nade wszystko prawo wyboru. Każdy ma prawo kupić obraz młodego artysty. Sztuka nie szuka zawiści. Szuka ściany, na której zawiśnie.
Czy Likus sprzeda coś Kulczykowi? Niewykluczone. Póki co robi dobry interes. Dwa miesiące temu spółka-córka Abbey House „Art & Business” (również notowana na NewConnect) sprzedała pakiet swoich akcji New Edition Partners z Wiednia. Jej właścicielem jest Siergiej Skaterszikow, 40-letni biznesmen z Moskwy, kontrolujący między innymi spółkę ViennaFair, organizującą Wiedeńskie Targi Sztuki oraz Skate's Art Market Research, która specjalizuje się w analizie światowego rynku obrotu sztuką. To dowód, że młodzi polscy artyści mają coś do zaoferowania. Co to jest? Jak to wycenić? Czy to coś rewolucyjnego? Nie definiujmy na siłę. Sztuka przemówi sama. Nabywcy będą wiedzieć, że to do nich. Sztuka nie dlatego jest wielka, że jest rewolucyjna, ale dlatego jest rewolucyjna, że jest wielka.