Skoro można ustawiać billboardy przed szpitalami z hasłem „błąd lekarski – zadzwoń”, to można też i ustawiać się w kolejce z kondolencjami po pogrzebie, z wizytówką firmy odszkodowawczej w ręce.
Zacznijmy od pieniędzy: pokazanie sprawności tych podmiotów przez pryzmat sumy uzyskanych odszkodowań jest swoistą manipulacją. Prezentowane jako uzyskane dla poszkodowanych klientów miliony robią wrażenie - pełna zgoda. Tym niemniej jako ogólna suma. Niestety biznes odszkodowawczy w Polsce działa tak samo jak na całym świecie: opiera się na przerobie. Szybkim. Małym nakładem kosztów. Bez emocji. Kancelarie zarabiają na prowizji. Kluczem ich działań jest posiadanie odpowiedniej liczby spraw, szczególnie tych o większym potencjale finansowym. Oznacza to, że im klient jest bardziej poszkodowany, tym dla firmy lepiej, bo proporcjonalnie liczona prowizja będzie większa. Likwidacja szkody przez firmę odszkodowawczą kończy się w zdecydowanej większości przypadków na uzyskaniu od ubezpieczyciela zwrotu wydatków i symbolicznym zadośćuczynieniu. A to może zrobić każdy sam: zebrać rachunki, uwiarygodnić inne koszty i skierować do ubezpieczyciela wezwanie do zapłaty. Ten zwykle godzi się na zbliżoną kwotę licząc na to, że klient nie pójdzie do sądu po więcej.
Problemy się zaczynają, gdy firma odszkodowawcza ma pełnomocnictwo do zawarcia ugody. Widziałam taką ugodę, gdy sparaliżowany po wypadku drogowym siedemnastolatek dostał 100 tysięcy złotych i firma w jego imieniu zrzekła się dalszych roszczeń. Dziś ma blisko trzydzieści lat i jest bez środków do życia, bo łatwiej było komuś sprawnie zakończyć sprawę i nie walczyć o rentę na koszty leczenia. To długa, z ich perspektywy niepewna i kosztowna droga - mówi Mecenas Jolanta Budzowska zajmująca się sprawami cywilnymi w zakresie problematyki praw pacjenta i dochodzenia roszczeń odszkodowawczych z tytułu błędów medycznych. Budzowska była i jest pełnomocnikiem pokrzywdzonych w ponad stu procesach cywilnych. To w jej dorobku są najwyższe wygrane dla poszkodowanych pacjentów w historii polskiego sądownictwa.
Firmy odszkodowawcze i ubezpieczeniowe uprawiają swoistą grę. Zasady znają obie strony: klient daje się złowić na mowę o skuteczności działań i wynagrodzeniu tylko w formie prowizji. Na większości robi to wrażenie - są sprawni, nie chcą ode mnie zaliczki. Ubezpieczyciel wie, że od jego wypłaty kancelaria odszkodowawcza naliczy prowizję. Rynkowym standardem jest 20% plus VAT. Szybkie pieniądze są lepsze od większych - tym bardziej, że te drugie są przesunięte w przyszłości i niepewne - wszak w procesie może się zdarzyć wszystko. Firma odszkodowawcza zawiera więc z klucza ugody co cieszy również samego ubezpieczyciela – „zamknięte” roszczenie to brak zobowiązań np. w formie rent obciążających budżety kolejnych lat. Taki scenariusz dotyczy 99 % wypadków drogowych. Kwestie odpowiedzialności są stosunkowo jasne, gra dotyczy głównie udowodnienia wydatków i szkody na zdrowiu. Biegli chętnie wypowiadają się o skutkach, bo ucierpi jedynie budżet „złego” ubezpieczyciela. Ugoda jest pierwszym słowem w kierowanych do siebie wzajemnie pismach - po co przesuwać swoją prowizję w czasie..? Jeżeli jednak ktoś jest zainteresowany czymś więcej niż zastępstwem w gromadzeniu dokumentów za słone wynagrodzenie, rekomenduję nie firmę odszkodowawczą, a dobrego adwokata. Wśród specjalistów od wypadków drogowych wysoko ceniona jest na przykład Mecenas Magdalena Fertak.
Najgłośniejsze, bo najbardziej sugestywne są sprawy o błąd medyczny. One też są najbardziej skomplikowane. Nic w nich nie jest oczywiste, ani bezsporne. Mecenas Budzowska miała sprawy, w których jednego dnia ubezpieczyciel proponował ugodę na warunkach daleko odbiegających od zdrowego rozsądku, by po odmowie dnia kolejnego przysłać odrzucenie roszczeń w całości, bo "postępowanie lecznicze było zgodne ze standardami i aktualną wiedzą medyczną, a błąd lekarski nie może być w tej sprawie rozważany". W innej ze spraw pełnomocnik ubezpieczalni na pierwszej rozprawie oświadczył, że „przeczy roszczeniom co do zasady i co do wysokości”. Nawet się nie zmieszał, gdy sąd uprzejmie zauważył, że ubezpieczalnia przecież wypłaciła już w toku postępowania likwidacyjnego kilkadziesiąt tysięcy, tym samym uznając żądanie poszkodowanego za usprawiedliwione.
W dniu kiedy rozmawiałem z Mecenas Budzowską zamykała po wieloletnich zmaganiach ugodą sądową wartą 1,4 mln złotych głośną sprawę szpitala pozwanego o zaniechania i śmierć pacjentki. To przypadek rzadki nie tyleż ze względu na kwotę co formę zakończenia sprawy. W sporach o błąd medyczny walka toczy się z reguły do końca. Najczęściej orzeka w niej Sąd Najwyższy. Ani Budzowska, ani ja nie wierzymy, że przypadkowa firma odszkodowawcza zaangażuje się profesjonalnie w tak niezwykle trudne i pracochłonne sprawy i będzie reprezentować swojego klienta tak samo jak wybitny specjalista określonej dziedziny prawa. Żyjemy w dobie specjalizacji usług prawnych. Niestety, ten fakt nie przeszkadza firmom odszkodowawczym podejmować się i tak skomplikowanych zleceń. Znane są przypadki, że firma po ocenie skali trudności sporu o błąd medyczny "porzucała" klienta, ze szkodą dla niego, bo źle prowadzona sprawa w toku jest zawsze trudniejsza do wygrania przez kolejnego pełnomocnika.
Rynek usług prawnych ewoluuje w gigantycznym tempie. W Stanach Zjednoczonych są prawnicy specjalizujący się w tak wąskich obszarach jak choćby wypadki w windach. Specjalizacja gwarantuje sukces. Rynek firm odszkodowawczych w Polsce szacowany na setki milinów złotych opiera się nie o tę wiedzę, a o masę. A w masie wiedza przepada. Nawet ta specjalna.
Zamiast w świetnych prawników firmy odszkodowawcze zwane dla niepoznaki często kancelariami odszkodowawczymi, inwestują w billboardy przed szpitalami z hasłem „błąd lekarski – zadzwoń” oraz wysyłają swoich handlowców w kolejki z kondolencjami po pogrzebach. Chciałbym wierzyć, że nikt rozsądnie myślący nie skusi się na taką ofertę, niestety statystyki pokazują jednak coś innego. Pracownicy tych firm mówią o sobie marketingowo, że są zmorą ubezpieczycieli. To nieprawda. Są zmorą ubezpieczonych. Tym rekomenduję profesjonalnych prawników i kierowanie spraw do sądu. Bo sąd - twierdzę to nieustannie - to grupa ludzi orzekających, która ze stron ma lepszego prawnika.