Nigdy nie byłem zaangażowany politycznie, ale otaczająca mnie rzeczywistość polityczna i społeczna zmusiła mnie do jej komentowania. Jestem też racjonalistą i antyklerykałem, choć nie wrogiem wiary
Sytuacja się zagęszcza. Okazuje się, że prowokacja “Gazety Polskiej Codziennie” wobec trójmiejskiego sędziego okręgowego, Ryszarda Milewskiego, nie jest żadnym dziennikarskim majstersztykiem, lecz “wrzutą”. “GPC” otrzymało gotowy materiał i tylko go opublikowało w formie nagrania i stenogramu. Za osobą Piotra Tomiczyńskiego, asystenta ministra KPRM, Tomasza Arabskiego ukrył się Paweł Miter. To ten sam, który kilka lat temu niemalże załatwił sobie pracę w TVP, powołując się na koneksje u samego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ale to nie oznacza, że za Miterem nie stoi jeszcze ktoś inny… Nie znamy szczegółów samej prowokacji i treści wszystkich rozmów.
Nie oznacza to oczywiście, że postępowanie sędziego Milewskiego, obnażonego w nagraniach w jakikolwiek sposób może być wytłumaczone. Jeżeli niezawisły sędzie zgadza się na sugestie tak naprawdę dla niego anonimowego rozmówcy zmieniać termin posiedzenia sądu, a także zapewniać o spolegliwości na sygnały “z góry” jego składu, to sprawa jest jasna i bezdyskusyjna. Dodatkowo oferuje swoją osobę ministrowi Arabskiemu i samemu premierowi ponad głową ministra sprawiedliwości. To jest sprawa ewidentna, potwierdzająca zebrane informacje, że kariera sędziego Milewskiego do stanowiska prezesa Sądu Okręgowego pełna jest takiego dziwnego halsowania wobec oczekiwań jego zwierzchników, a może także polityków. Z tego powodu prowokacja Mitera i platformy komunikacyjnej, za jaką robi “GPC” jest udana, ukazała patologię w wymiarze sprawiedliwości. Niestety, istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdański “układ” nie jest odosobniony. Milewski nie ma kwalifikacji osobistych na pełnienie swojej funkcji, ale czy jego kariera jest przypadkiem unikalnym i odosobnionym?
Równolegle do sprawy sędziego Milewskiego toczą się dziwne rozgrywki wokół sprawy Amber Gold i jej szefa, Marcina P. Kiedy zapadła decyzja o jego zatrzymaniu, a następnie osadzeniu w areszcie, na okres 3. miesięcy postępowania prokuratorskiego, pojawiły się (nieoficjalne) sugestie, że Marcin P. chciałby zostać świadkiem koronnym w sprawie sprzeniewierzenia pieniędzy, inwestycji składanych przez jego klientów w jego firmie. Z drugiej strony natomiast coraz mocniejsze stają się przesłanki, że Marcin P. nie działał sam i piramida finansowa nie jest jego autorskim pomysłem, że jest on raczej “słupem”, za którym stoją doświadczeni w rożnego rodzaju działaniach mocodawcy. Jak doświadczeni i jak sprytni, może o tym świadczyć skaperowanie syna premiera Donalda Tuska, Michała, w orbitę interesów OLT Express i Amber Gold.
Marcin P. składając deklarację uczestnictwa w postępowaniu prokuratury, potem sądu jako świadek koronny, może się kierować motywem chęci rzeczywistego oczyszczenia się i ukazania mechanizmów działania biznesu, na czele którego stał – prawdopodobnie tylko formalnie – lub prostym ludzkim strachem, że jego poplecznicy uznają go za element zbędny, a może nawet zagrażający im i podejmą działania, nazwijmy to eufemistycznie, niestandardowe. Czyli pozbędą się go…
Dziś w jednym z portali internetowych, pod nazwą “Obserwator”, założonym i prowadzonym przez Stanisława Janeckiego, byłego naczelnego tygodnika “Wprost”, pojawiły się informacje, jakoby Marcin P. był sterowany przez funkcjonariuszy służb specjalnych, nie tylko sterowany zresztą, ale również instruowany i wyposażony w technologię pozwalającą na nagranie kompromitujących materiałów. Jakich, kogo kompromitujących i w jaki sposób do wykorzystania, tego nie wiemy. W innym materiale Janecki sugeruje, że sprawa Amber Gold może być wykorzystana do wewnętrznych rozgrywek w łonie samej Platformy Obywatelskiej, a stoją za tym służby specjalne. Marcin P. miał przekazać informacje, że nagrania są skatalogowane, powielone i zdeponowane w bezpiecznych miejscach. I mogą zostać użyte, ale nie wiemy, czy przez niego, w obronie własnej, czy przez innych, dla zupełnie innych celów, może politycznych.
Nie wiemy, na ile opinie i teksty redaktora Janeckiego, przecież dość ściśle afiliowanego w środowisku Prawa I Sprawiedliwości, mają podparcie i źródła w rzetelnych kontaktach ludzi służb. Jest jednak niezaprzeczalne, że służby specjalne, przede wszystkim ABW, nie dołożyły starań, aby spenetrować działania Amber Gold, Marcina P. i jego domniemanych mocodawców w odpowiedni sposób. Czy było to tylko zaniechanie, czy może coś innego (gra), tego nie wiemy. Wiemy natomiast to, że pod tym, co widzimy w sprawie Amber Gold są ukryte inne treści. Takie, które jeżeli to, co pisze Janecki jest prawdą, mogą mocno zatrząść polską polityką.