Kilkugodzinne spotkanie w sali BHP Stoczni Gdańskiej, przed ostatnim weekendem, miało znacznie minimalne dla spraw społecznych, materialnych i potrzeb ludzi pracy, w tym przypadku związkowców.
Nigdy nie byłem zaangażowany politycznie, ale otaczająca mnie rzeczywistość polityczna i społeczna zmusiła mnie do jej komentowania. Jestem też racjonalistą i antyklerykałem, choć nie wrogiem wiary
Choć na spotkaniu byli reprezentacji blisko 100 rożnych organizacji, głównie właśnie związkowych, to gwiazdą polityczną był Piotr Duda, medialną i rozrywkową – Paweł Kukiz, a paprykarz Kowalczyk reprezentował coś na kształt karykatury NZSS „Solidarności” rolników…
Spotkanie miało wymiar polityczny i było ostrzeżeniem przed tym, do czego wyraźnie zmierza Piotr Duda – pomysł na „Platformę Oburzonych” ma iść w kierunku wyjścia na wiosnę na ulicę, może już na 10. kwietnia, w celu odbudowania pozycji swojej i swoich formacji związkowców.
Na dziś jednak działania polityczne, czy medialne nie przynoszą związkowcom i samemu Dudzie żadnych sukcesów – nie ma pomocy ze strony polityków, a Prawu i Sprawiedliwości szef związkowy sam nie wierzy do końca, w związku z tym zakłada „rozruszanie” różnych organizacji związkowych i zrealizowanie „ruchawek” ulicznych. Oczywiście, ubierze to w konkretne postulaty robotnicze i polityczne – choć pomysł Kukiza o JOW-ach całkowicie się nie udał – i będzie to manifestował na ulicach. O ile, oczywiście, te 10o różnych, fabrycznych, rolnych, handlowych organizacji na to pójdzie. Na obrzeżach jego manifestacji gdzieś swoją grę będą odgrywać Kluby „Gazety Polskiej” z red. Tomaszem Sakiewiczem. Oni grają inną rolę, mają inne zadania wobec Jarosława Kaczyńskiego, ale to właśnie szef PiS-u z tego populizmu będzie chciał zdobyć swoje wyniki. On wierzy dalej, że na tyle doprowadzi do rozruchów społecznych i politycznych, że to obali PO i doprowadzi do wcześniejszych wyborów. To jest drugi dno tego, co widzieliśmy w Gdańsku.
Związkowcy są zawsze i wszędzie niezadowoleni. To standard ich postępowania. To co postulowali wczoraj i dostali, dziś jest podstawą żądania jeszcze więcej. Tylko, że to sprawdzało się w Polsce lat kilkanaście temu, dziś nie daje rezultatu – dziś siła związkowców kończy się z reguły w ich gabinetach, ponieważ pracownicy klasycznych zakładów przemysłowych, górnictwa, kolejarze już wiedzą, że rozbicie ich organizacji przez różnych pseudo-działaczy – właśnie już wspomniane tych 100 organizacji w stoczni – pokazuje, jak tak naprawdę niewiele znaczą.
Piotr Duda musi dziś robić politykę, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że prawdziwej siły politycznej nie ma. Może być na kilka godzin mocny na ulicach przed Sejmem, może być klepany, głaskany i chwalony przez polityków od PiS-u po Ruch Palikota, ale to nic nie znaczy, jeżeli chce załatwić jakiekolwiek sprawy. Dla siebie, związkowców, pracowników. Nawet jako lider wielkiego związku zawodowego, czy konglomeratu politycznego związkowców, dziś nie jest wstanie nic załatwić, co by szkodziło interesom politycznym – także tych formacji, które go od czasu do czasu pieszczą. Nie ma znaczenia, czy występuje obok Zbigniewa Ziobro, Leszka Millera, czy nawet Tadeusza Rydzyka.
A jeżeli stanie ponownie na jednej trybunie obok Jarosława Kaczyńskiego z PiS – sukcesów nie osiągnie. Wie to nawet Paweł Kukiz, dla którego i Donald Tusk i Jarosław Kaczyński to taka sama niegodna zaufania polityczna grupa…