Za dawnych czasów mawiało się, że na świecie wszystko jest możliwe, skoro występują na nim takie pojęcia jak: sprawiedliwość socjalistyczna, parlamentarzyści radzieccy i Trabant Limuzyna (współcześnie może być Volkswagen Phaeton). Sądzę, że do tej listy można dopisać kolejny paradoks dziejów, a mianowicie dziennikarzy niezależnych.
REKLAMA
Do tego niezbyt odkrywczego wniosku doszedłem, trafiając dzisiaj trochę przypadkiem na konferencję panów redaktorów Lisickiego, Gmyza, Ziemkiewicza et consortes. Panowie otóż oficjalnie ogłosili, że otwierają nowy tygodnik - cóż za niespodzianka. Nie wiedzą jeszcze, jaki będzie jego tytuł, kiedy się ukaże (ponoć na początku nowego roku), prowadzą za to poważne rozmowy z potencjalnymi sponsorami. I to oni dyktują warunki w tych rozmowach, konretnie jeden warunek: niezależność linii redakcyjnej. Bo wolny rynek wolnym rynkiem, ale wydawnictwo i redakcja to dwie różne rzeczy. Hmm...
Załóżmy więc, czysto hipotetycznie, że tym sponsorem zostanie wielki koncern paliwowo - energetyczny. I że (rze?) linia redakcyjna będzie zakładać promocję samochodów hybrydowych lub innych alternatywnych źródeł napędu, oraz energii ze źródeł odnawialnych. Samo w sobie słuszne i chwalebne, jednakże tylko kwestią czasu będzie, kiedy sponsor zaprosi kierownictwo redakcji i powie "no, panowie, dosyć tego kąsania ręki, która was karmi". Redakcja będzie miała wtedy dwa wyjścia: zmienić linię na twierdzenie, że klasyczne samochody wcale nie są paliwożerne i trujące, lub też unieść się honorem i dać się wyrzucić. Pierwsze, wiadomo, nie wchodzi w grę, drugie - no cóż, w dzisiejszych czasach wątpliwe jest, aby rozsądnie myślący człowiek skakał na głęboką wodę bezrobocia, nie mając zapewnionego jakiegoś miękkiego lądowania. Mniemam nieśmiało, że skoro jedynym pomysłem panów redaktorów na nowe pismo jest kontynuacja "URze", to po prostu wiedzą więcej, niż mówią.
A to może potwierdzać podejrzenia, że do honorowego wyjścia z trzaśnięciem drzwiami starannie się przygotowali.
Pytanie brzmi - kto bogatemu zabroni? Zastanawia mnie jedynie deklaracja redaktora Ziemkiewicza, że nowe pismo ma być oparte na wartościach, nie uczestniczyć w bieżącej politycznej przepychance, oraz utrzymywać dystans wobec stron konfliktu.
Jeśli będzie to dystans podobny do poprzednio utrzymywanego, to powodzenia nie wróżę, bo kto jak kto, ale redaktor Ziemkiewicz kwestie równego dystansu traktuje, powiedzmy, dość oryginalnie. A konkurencja z własnego podwórka też zadowolona nie będzie.
Jeśli będzie to dystans podobny do poprzednio utrzymywanego, to powodzenia nie wróżę, bo kto jak kto, ale redaktor Ziemkiewicz kwestie równego dystansu traktuje, powiedzmy, dość oryginalnie. A konkurencja z własnego podwórka też zadowolona nie będzie.
Z całej tej sytuacji jest też pozytywny wniosek. Wiadomo już bowiem, jaka jest różnica między dziennikarzem a dziennikarzem niezależnym.
Taka jak między koniem a koniakiem, mniej więcej...
Taka jak między koniem a koniakiem, mniej więcej...
