Polski plakat kinowy do filmu
Polski plakat kinowy do filmu

26 kwietnia 1986 roku z powodu błędu operatora dochodzi do niekontrolowanej atomowej reakcji łańcuchowej w reaktorze numer IV w Czarnobylu na Ukrainie. Temperatura rdzenia gwałtownie rośnie, a następnie dochodzi do eksplozji - duża część paliwa, grafitu i innych części składowych reaktora wylatuje na zewnątrz. Pękają rury z wodą, wzrasta ciśnienie pod osłoną unoszące jej betonową kopułę. Kolejne eksplozje powstałe na skutek wzrastającego stężenia wodoru wyrzucają w górę kawałki rozgrzanego do czerwoności grafitu, które wywołują pożar na dachu maszynowni. Chmurę radioaktywnego pyłu wiatr unosi w kierunku północno-zachodnim, przez Białoruś i republiki bałtyckie aż poza granice ZSRR. W pobliżu siłowni znajduje się Prypeć, w którym mieszka 48 000 ludzi, głównie robotnicy i ich rodziny. 27 kwietnia następuje pośpieszna ewakuacja mieszkańców autokarami. Cały dobytek pozostawiają w miejscu, do którego nigdy już nie wrócą. Nie mogą zabrać ze sobą zwierząt domowych (kotów i psów), których sierść jest skrajnie radioaktywna. Opuszczone psy zbierają się w bandy, pożerają mniejsze zwierzęta, czasem atakują ludzi, zanim same staną się obiektami myśliwskiego polowania.

REKLAMA
Grupa nastolatków, Chris (Jesse McCartney), jego dziewczyna Natalie (Olivia Taylor Dudley) oraz ich przyjaciółka Amanda (Devin Kelley) podróżuje przez Europę zahaczając m.in. o Paryż, Wenecję i Pragę. W końcu docierają do Kijowa, gdzie czeka na nich brat Chrisa, Paul (Jonathan Sadowski). Dalszym celem podróży młodych Amerykanów jest Moskwa, w której Chris zamierza oświadczyć się Natalie. Przed zwiedzaniem stolicy Rosji Paul proponuje pozostałym 'ekstremalny tour' przez opuszczone miasto Prypeć, na co po chwili wahania przystają. Dołącza do nich norwesko-australijska para, Michael i Zoe (Nathan Phillips, Ingrid Bolso Berdal), po czym wraz z ukraińskim przewodnikiem, byłym komandosem Uri (Dimitri Diatchenko) docierają do wymarłego miasta blisko Czarnobyla. Zwiedzanie czas rozpocząć, lecz gdy zapadnie zmrok szybko okaże się, że nie są sami...
logo
Devin Kelley, Jonathan Sadowski i Nathan Phillips w "Chernobyl Diaries" http://www.poptower.com/chernobyl-diaries-picture-91436.htm/ Warner Bros. Pictures
Prypeć. Ukraińskie miasto-widmo. Znane choćby z gier komputerowych "S.T.A.L.K.E.R.: Shadow of Chernobyl", "S.T.A.L.K.E.R.: Call of Pripyat" czy "Call of Duty 4: Modern Warfare". Miasto bloków i szkół o przeciekających dachach, którego swoistą wizytówkę stanowi rdzewiejąca karuzela drwiąca z nastroju karnawału. Miasto drzew rosnących na dachach budynków, w pomieszczeniach mieszkalnych i wszędzie tam, gdzie wyrosnąć się da. Miasto radiacji, wszechobecnej rdzy i urbanistycznego rozkładu, do którego corocznie zjeżdżają miłośnicy ekstremalnego urbexingu, aby w towarzystwie przewodnika poczuć dreszczyk emocji. Utrzymany w lekko paradokumentalnym sztafażu horror "Chernobyl Diaries" kusił osadzeniem akcji w Prypeci, zatem od momentu obejrzenia trailera wiedziałem, że chcę obejrzeć ten film. Pierwszy kubeł zimnej wody wylano na mnie na kilka dni przed kinowym seansem. "Reaktora strachu" (kto odpowiada za tak bzdurne tytuły?) nie nakręcono w Prypeci, ale w opuszczonej radzieckiej bazie wojskowej i w tunelach militarnych pod Belgradem (Serbia). Niezawodna IMDb podaje jeszcze jedną lokalizację, a mianowice Węgry.
logo
Szarzyzna nieba nad Prypecią http://www.trekearth.com/gallery/Europe/Ukraine/West/Kyyivska/Pripyat/photo846356.htm/ by Voltri
"Chernobyl Diaries" (będę się jednak posługiwał angielskim tytułem) to kwintesencja zmarnowanego potencjału. Osadzony na Ukrainie survival horror, któremu najbliżej do "Wzgórza mają oczy" oraz "Paranormal Activity" ze szczyptą "Nocy żywych trupów" i "Hostel" dodaną jako zakąska do dania głównego. Postaci są papierowe, kiepsko zarysowane, w momencie zagrożenia zachowują się irracjonalnie, brakuje im głębi, choć młodzi aktorzy starają się wycisnąć ze swoich ról namiastkę emocji. Kuleje scenariusz spod ręki Orena Peli, reżysera paradokumentalnego horror hitu "Paranormal Activity" (2008), jest zbyt sztampowy, niedopracowany, logika zachowań również pozostawia wiele do życzenia. Nagłe, doklejone jakby na siłę zakończenie, w którym wyjaśnia się, kto był prześladowcą Amerykanów w Prypeci, przynosi zarówno poczucie déjà vu, jak i rozczarowanie. W zasadzie jedynym i najbardziej wyrazistym atutem "Chernobyl Diaries" jest wyczuwalna atmosfera pustki i osaczenia podsycana przez złowróżbne trzaski wydawane przez licznik Geigera. Niewidzialny wróg (radioaktywne izotopy cezu-134 i 137) wciąż kryje się w Prypeci, a to co czyha w podziemiach betonowego miasta na potencjalne ofiary to czysty wymysł scenarzysty. Rutynowy i naciągany. Widywany już w kinie grozy setki razy.
Przy skrótowym opisie awarii reaktora numer 4 w Czarnobylu korzystałem z książki Georgesa Charpaka i Richarda L. Garwina "Błędne ogniki i grzyby atomowe" (1997), Wydawnictwa Naukowo-Techniczne Warszawa

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?