
Nadrabianie zaległości książkowych w trakcie pandemii Covid19 to znakomity pomysł, by odreagować, przenieść się w inną, mniej lub bardziej realną rzeczywistość. Książki stanowią idealną wręcz odskocznię, gdy Czytelnik przebywa w kwarantannie czy stosuje się do zasady dystansowania społecznego. Pomagają przezwyciężyć nierzadko dotkliwe poczucie wyalienowania, szczególnie obecne w trakcie przymusu zamknięcia. Wpadła mi ostatnio w ręce (w sumie dość niespodziewanie) najnowsza antologia opowiadań Stephena Kinga "Jest krew..." (wydawnictwo Prószyński i Spółka). I skoro już do mnie dotarła stwierdziłem, że przeczytam ją z przyjemnością, gdyż literackie horrory i antologie opowiadań grozy Stephena Kinga takie jak "Carrie", "Lśnienie", "Miasteczko Salem", "Nocna zmiana", "Cujo", "Smętarz dla zwierząt" czy "Misery" stanowiły istotną część mojego dzieciństwa i młodości. Potem na długie lata przestałem śledzić poczynania pisarskie Kinga, który jest niezwykle płodnym i kasowym pisarzem posiadającym ogromne grono zwolenników. "Jest krew..." jest zatem moim powrotem do twórczości Amerykanina po długim okresie odstawienia jego bestsellerowej literatury. Czy powrotem na stałe? Czas pokaże.
