
Całkiem niedawno z pewną dozą niedowierzania przeczytałem wypowiedź szanowanego dziennikarza muzycznego Hirka Wrony, który w rozmowie z dziennikarzem naTemat oznajmił: "W dobrym tonie było mieć płytę Behemotha na półce. Lecz nikt tak naprawdę tego nie słucha." Zdziwiło mnie to niezmiernie, gdyż fani metalu są chyba najbardziej oddanymi słuchaczami, o jakich muzycy mogą zamarzyć. Jeśli zespół ma do zaoferowania coś, co brzmi oryginalnie i świeżo albo dysponuje znacznym stażem grania to wówczas wielbiciele danej kapeli pójdą za nią w ogień. Inna sprawa, że polskie rozgłośnie radiowe (poza studenckimi) nie promują rodzimego ciężkiego grania bez względu na markę zespołu. Agresja, brutalność, negatywne emocje i częstokroć antychrześcijański przekaz nie są i nie będą radio-friendly. Czy da się to zmienić? Szczerze w to powątpiewam. Lecz dość już tej małej dygresji, bo miało być o Obscure Sphinx. Ta młoda warszawska kapela kupiła mnie od razu.
