
Niedziela 18 listopada znowuż zastała mnie w Progresji. Tym razem na Into Darkness tour, na którym zagrali m.in szwedzki Lake of Tears, fiński Swallow the Sun oraz portugalski Moonspell.
REKLAMA
Na występ aktu otwierającego, czyli greckiego gotycko doom metalowego Scar of the Sun nieco się spóźniłem, ale nie mam czego żałować. Grecy zaprezentowali raczej przeciętną fuzję doom metalu, rocka progresywnego, gotyckiego metalu i odrobiny thrashu. Potem przyszła kolej na Lake of Tears. Wiem, że zespół ten ma w Polsce grono oddanych wielbicieli, sam kiedyś kilkakrotnie przesłuchiwałem ich bodaj najsłynniejszy krążek "Forever Autumn" (1999), stanowiący intrygujący mariaż gotyckiego doom metalu, rocka progresywnego i delikatnej folkowej aury. Potem przestałem śledzić losy tej kapeli... Koncertowo Lake of Tears wypadli całkiem przyzwoicie, melodyjnie; perfekcyjnie zaaranżowane folkowe partie akustycznej gitary, delikatne solówki, kontemplacyjna atmosfera. Zagranie tytułowego kawałka z "Forever Autumn" było dla mnie najbardziej nostalgicznym momentem ich gigu.
Po występie Szwedów na scenę wyszli doom metalowcy z fińskiego Swallow the Sun, którzy w tym roku wydali bardzo dobry album "Emerald Forest and the Blackbird" (2012). 45-minutowy set był niezwykle atmosferyczny i wywarł na mnie spore wrażenie. Melodyjny doom metal z elementami death metalu w wykonaniu Swallow the Sun idealnie sprawdza się na żywo. Nie brak w muzyce Swallow the Sun kawałków delikatnych, akustycznych, śpiewanych czystym wokalem jak chociażby "This Cut is the Deepest" z ostatniej płyty. Ano właśnie... 27-letni wokalista Mikko Kotamaki stanowi główny magnes zespołu ze względu na wszechstronność wokalną: delikatny szept, potężny growling i black metalowy skrzek używane alternatywnie nadają kawałkom Swallow the Sun ich niepowtarzalny charakter. A o to wszak w dobrej muzyce chodzi. W szczególności zapamiętałem "Hate, Lead the Way" - dziki i agresywny kawałek zaśpiewany black metalowym wokalem, z melodyjną strukturą i ciężkimi gitarami oraz eteryczny "Cathedral Walls" z dodatkowymi wokalami już ex-wokalistki Nightwish, Anette Olzon.
Nie byłem na spotkaniu z grupą Moonspell przed koncertem, ale chciałem zobaczyć ich na żywo... po raz drugi. Zespół obchodzi w 2012 roku dwudziestolecie swojego istnienia, co przypieczętował nagraniem i wydaniem dwu płytowego albumu "Alpha Noir". Jeśli zapytać fana metalu, jaki zespół kojarzy mu się z Portugalią to na pewno jako pierwsza padnie nazwa Moonspell. Przez lata Moonspell eksperymentował z brzmieniem: od "Wolfheart" przez "Darkness and Hope", "Memorial" po ostatnie albumy. Zawsze jednak ich znakiem rozpoznawczym był specyficzny gotycki feeling. Lecz na "Alpha Noir", z którego zagrali kilka numerów brakuje damskich wokali, elektroniki, a klawisze są używane w oszczędny sposób. Jest za to agresja, ciemność, ciężkie riffy i wyśmienita praca perkusisty. I tak w zasadzie można opisać niedzielny koncert Moonspell. Nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć żelaznych klasyków z repertuaru Portugalczyków np. "Opium", "Vampiria" czy genialnego "Alma Mater". Charyzmatyczny lider grupy, wokalista Fernando Ribeiro wykonując numer otwierający "Axis Mundi" wyszedł na scenę w blaszanej masce. Szybko się jej jednak pozbył, a w przerwach między graniem na żywo wychwalał polską publiczność, gdyż to właśnie w Polsce Moonspell odniósł największy sukces w początkach swojej kariery. Bardzo miłym gestem ze strony Fernando była biało-czerwona flaga, którą trzymał w dłoni śpiewając pod koniec koncertu. Doprawdy czuło się wspólną polsko-portugalską więź, twórczo-odbiorczą emocjonalną synergię. Moonspell jest u nas hołubiony i, dopóki będą grać, będzie!
Na szwedzkim electro/techno metalowym Pain Petera Tägtgrena (Hypocrisy) nie zostałem, gdyż nie jestem fanem tego typu muzyki. Swoją drogą nazwa tour, czyli Into Darkness kojarzy mi się z tytułem legendarnego albumu amerykańskiej formacji death doomowej Winter z 1990 roku. Ot, taka mała dygresja...
