Grupa Swans
Grupa Swans www.tonedeaf.com.au

Michael Gira, lider legendarnej grupy Swans powiedział w wywiadzie udzielonej Gazecie Wyborczej, że nadchodzi taki moment w trakcie koncertu, że to ściana dźwięku wytwarza muzyków, a nie odwrotnie. Porównał tę miażdżącą falę hałasu do zatracenia się w mantrze, w medytacji, do intensywnego doświadczenia seksualnego, które wyłącza na moment poczucie samoświadomości. Doświadczyłem tego na własnej skórze obcując z szaleńczym rytuałem oczyszczenia zaserwowanym w trakcie ponad 2.5 godzinnego koncertu grupy Swans w warszawskiej Stodole w dniu 16 marca 2013 roku.

REKLAMA
Na wstępie zaznaczam, że na muzyce Swans znam się średnio i w trakcie swojego dojrzewania muzycznego słuchałem Łabędzi sporadycznie. Po raz pierwszy nazwa Swans utkwiła mi w pamięci, gdy czytałem przed wielu laty wywiad z Aaronem Stainthorpe, liderem brytyjskiej doom metalowej grupy My Dying Bride, który umieścił Swans w czołówce swoich ulubionych wykonawców obok m.in. Dead Can Dance. Stopniowo zaczynałem poznawać non-stop ewoluującą i łamiącą wszelkie schematy, a przy tym z założenia antykomercyjną muzykę zespołu Michaela Giry - począwszy od albumów "Children of God" (1987) oraz flirtującego z folkiem "The Burning World" (1989). Miałem ulubione kawałki Łabędzi, których słuchałem regularnie np. "Failure", "Blind", "God Damn the Sun" czy "All Lined Up".
Muzyka Swans przeraża. Osacza. Hipnotyzuje. I potrafi okaleczyć wywołując poczucie fizjologicznego dyskomfortu i psychicznego przygnębienia. Mając tego świadomość wreszcie zdecydowałem zobaczyć założoną przez Michaela Girę w 1982 roku grupę na żywo. I absolutnie nie żałuję. Ale po kolei. Jako support miała wystąpić indie rockowa grupa Xiu Xiu i wystąpiła akustycznie w pojedynczej osobie: biseksualnego i cierpiącego na depresję wokalisty zespołu Jamie Stewarta, który dysponuje wyjątkowym vibrato w głosie. Lider Xiu Xiu dał 45-minutowy występ, spokojny, stonowany, melancholijny, pretensjonalnie tragiczny będący smaczną przystawką przed soczystym daniem głównym, czyli Swans.
logo
Michael Gira www.rafalnowakowski.com / autor: Rafał Nowakowski
Koncert Swans w zasadzie można opisać trzema przysłówkami: głośno, wolno, ciężko. Interferujące ze sobą fale niesamowicie przestrzennego i rytualnego hałasu, które hipnotyzują i wprawiają słuchaczy w niemalże psychodeliczny trans. Jedni niechybnie uznają gig Łabędzi za pretensjonalną kakofonię, inni bez wahania zanurzą się w jej chaotycznych odmętach. Dwunasty album w karierze (kapitalny "The Seer" z 2012 roku) i Swans nadal pozostaje zespołem jakby z innego, alternatywnego świata. Muzyka Łabędzi nie nadaje się do publicznego radia, gdzie dominują łatwe, przyjemne i na wskroś komercyjne dźwięki, gdyż stanowi przerażający konglomerat gęstniejącej ciemności oraz magicznego piękna.
Trwający dwie i pół godziny koncert Swans był zaiste bezlitosny. W jego trakcie zdarzyło mi się obserwować licznie zgromadzoną w Stodole widownię. Interesujące były reakcje słuchaczy znajdujących się w moim sąsiedztwie. Jedni pogrążeni w transie, drżący, przepełnieni niemal religijną ekstazą, patrzący w górę, inni zatykali sobie uszy, zdarzały się osoby siedzące na podłodze klubu, bliskie stanu omdlenia, wyczerpane. Niektórzy próbowali nawet tańczyć przy przepełnionej pierwotną, zwierzęcą siłą lawinie decybeli Swans.
logo
Swans w Stodole (16 III 2013 roku) www.rafalnowakowski.com / autor: Rafał Nowakowski
I choć twórczość Łabędzi potrafi być zdumiewająco głośna zdumiewa również nieposkromiona, łamiąca wszelkie muzyczne konwenanse wyobraźnia Michaela Giry, wzorcowe wykorzystanie bogatego instrumentarium (instrumenty perkusyjne, gitary, wibrafon, pedal steel, cymbały), a także dziwaczna i chaotyczna dynamika, wulgarna moc, której towarzyszą wibracje oddziaływające na fizjologię i emocje słuchaczy. Wibracje powstałe pod wpływem dronujących, wwiercających się w mózg dźwięków oraz militarnej perkusji. Lecz muzyka Swans daleka jest od bezmyślnego hałasu: pod jego powierzchnią pulsują piękne melodie i ekstatyczna melancholia.
Michael Gira mimo 59 lat na karku momentami miotał się po scenie pełen wigoru. Skakał, tupał, gestykulował w kierunku pozostałych muzyków, śpiewał będąc w istnym transie. Rzadko odzywał się do widowni (zapamiętałem na przykład jego okrzyk "Resist consumerism!"), choć już po koncercie (przy podpisywaniu płyt) okazał się niezwykle miłym człowiekiem. Lecz to, co robi ten facet, jego niepohamowana skłonność do eksperymentowania jest autentycznie porywająca. Pozostaje tylko czekać na kolejną płytę Łabędzi i kolejny koncert u nas.
Swans po prostu trzeba doświadczyć na żywo. Jako fan Sunn O))), Esoteric i Wardruna jestem pod ogromnym wrażeniem mocy wczorajszego koncertu, który zostanie w mojej pamięci na długie lata.
Profesjonalne zdjęcia z wczorajszego koncertu Swans w Stodole autorstwa Rafała Nowakowskiego możecie zobaczyć tutaj:
Set-lista warszawskiego koncertu.
To Be Kind [20 minut]
Mother Of The World / Screen Shot [20 minut]
Coward [10 minut]
She Loves Us [20 minut]
Nathalie [20 minut]
The Seer / Toussaint Louverture Song / Oxygen [60 minut]

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?