Moja przygoda z wrocławskim Asymmetry Festival zaczęła się w 2010 roku w trakcie drugiej edycji w Firleju, gdzie miałem sposobność widzieć takie zespoły jak połamany death/funeral doomowy Esoteric czy sludge doomowy Mouth of the Architect. Wcześniej miałem okazję uczestniczyć w Firleju w koncertach takich grup jak Isis, Boris czy Cult of Luna (szwedzki oktet wystąpił dzisiaj w ramach drugiego dnia Asymmetry Festival obok m.in The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble czy norweskiego Shining). Piąta edycja Asymmetry Festival została przeniesiona do Wrocławskiego Centrum Kongresowego. W tym roku poszerzyła się nieco formuła festiwalowa (obok brzmień doomowych, stonerowych, sludgowych czy awangardy jazzowej/electro pojawiły się zespoły death czy black metalowe). W związku z tym, że nie dostałem akredytacji dziennikarskiej na całą imprezę relację ograniczę tylko do pierwszego dnia festiwalu, w którym wystąpiły m.in amerykański post-rockowo/folk/doom black metalowy Agalloch, polska machina death metalowa Vader oraz legenda norweskiego black metalu Mayhem. Siłą rzeczy skupię się na wykonawcach ze sceny głównej.

REKLAMA
Jako otwarcie festiwalu przez pół godziny zagrał bliżej mi nieznany zespół Nevesis z Estonii. Ich krótki set stanowił energetyczną i niezwykle żywiołową porcję stoner/hard rocka, wzorcowo wykonaną i pełną rock'n'rollowego zadzioru. Bardzo przyjemny gig i obiecujący młody band (powstał w 2008 roku, na koncie jeden album wydany w 2012 roku).
Na występ węgierskiego perkusisty Balázsa Pandi załapałem się tylko na chwilę, gdyż zagadałem się zbytnio z nowo poznanymi znajomymi. Balázs współpracował z wieloma projektami muzycznej awangardy m.in z The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble, Venetian Snares czy Zu, a od 2009 roku bębni na żywo wraz z legendą japońskiego noisu Masami Akitą (Merzbow). Facet posiada kilka pobocznych projektów muzycznych np. Bong-Ra, Obake, Wormskull czy Metallic Taste of Blood, a rozrzut stylistyczny jego gry na perkusji potrafi wprawić w zdumienie: od breakcore'a do jazzu czy doom metalu. A występ? Grindcorowa szybkość i zdumiewająca precyzja gry, w skrócie zahaczająca o szaleństwo improwizacja perkusyjnego hałasu.
logo
Agalloch Kamil Donarowicz
Istniejący od 1995 roku i pochodzący z Portland zespół Agalloch cieszy się w Polsce niemałym uznaniem. W ich tajemniczej i ogromnie zróżnicowanej twórczości nie ma miejsca na słowo "kompromis". Grupa ma na swoim koncie cztery długograje ("Pale Folklore" - 1999, "The Mantle" - 2002, "Ashes Against the Grain" - 2006 oraz "Marrow of the Spirit" - 2010) oraz kilka dem i EP-ek, w tym ubiegłoroczną "Faustian Echoes". Muzyka Agalloch pełna jest starannie utkanej, mrocznej atmosfery, tkwi w niej ziarno tragicznej melancholii, pojawia się zaduma nad holistyczną reprezentacją natury, śmiercią, depresją, spirytualną pustką i najbardziej negatywnymi ludzkimi emocjami związanymi z samotnością i odrzuceniem. Od czasu "Marrow of the Spirit" Agalloch kładzie nacisk na black metal, a wokalista John Haughm niemal całkowicie eliminuje czyste wokale, co również dało się odczuć na wczorajszym koncercie. Ostre jak brzytwa black metalowe riffy przeplatały się z delikatnymi partiami akustycznymi i melodyjnymi dźwiękami wiodącej gitary Dona Andersona, muzyka Agalloch (zarówno na żywo, jak i z płyt) ciągle się przepoczwarza stanowiąc stylistyczną i zachwycającą mozaikę wielu muzycznych sub-gatunków: black metal, black/funeral doom, folk, post-rock, ambient, ale w gruncie rzeczy brzmiącą po prostu jak nic innego. Jak Agalloch. Na wczorajszym koncercie w pełni dało się odczuć moc i magię zespołu z Portland, który zagrał m.in w całości 22-minutowy "Faustian Echoes" z ostatniej Ep-ki - będący hołdem dla "Fausta" Johanna Wolfganga von Goethe. Muzyka Agalloch wymaga skupienia, potrafi być trudna i lodowata niczym oddech wiecznej zimy, niemniej zgromadzonym na sali Wrocławskiego Centrum Kongresowego fanom ich ociekający atmosferą koncert wyraźnie przypadł do gustu. Aż się prosi o więcej!
logo
Vader fot. Monika Stolarska / Onet
Polska death metalowa dywizja pancerna Vader to marka sama w sobie. Nie ukrywam, że zaproszenie ekipy Piotra Wiwczarka na Asymmetry Festival było dla mnie sporym zaskoczeniem. Sam widziałem zespół Vader na żywo cztery razy przy okazji wielu różnorodnych koncertów w których uczestniczyłem na przestrzeni lat. Vader pojawił się na scenie w czerni, obwieszony łańcuchami i kulami, po czym zaprezentował na scenie piekielne tornado death metalowej agresji. Wokale Petera brzmiały demonicznie - zagrane zostały m.in klasyki zespołu takie jak "Back to the Blind" czy "Dark Age". Wgniatający w ziemię ciężar, brutalność, furia i militarystyczna precyzja w zadawaniu ran. Oto Vader! Szacunek dla Petera za to, że z dumą niesie sztandar rodzimego death metalu już od 30 lat.
Mayhem. Zespół obrosły legendą. Prekursorzy bluźnierczego i nienawistnego black metalu, który narodził się w Norwegii upamiętniony przez takie grupy jak Burzum, Darkthrone, Thorns, Emperor czy Immortal. Wokół Mayhem niemal od początku istnienia zespołu wiąże się wiele kontrowersji: brutalne i dzikie koncerty, samobójstwo ekscentrycznego wokalisty Yngve Per Ohlina w 1991 roku (pseudonim "Dead" z racji chorobliwej fascynacji śmiercią i umieraniem), okładka "The Dawn of the Black Hearts" przedstawiająca jego zwłoki, związek z masowym paleniem kościołów w Norwegii oraz zamordowanie w 1993 roku gitarzysty i założyciela Mayhem, Øysteina "Euronymousa" Aarsetha przez Varga "Count Grishnackha" Vikernesa (założyciela Burzum) w trakcie pracy nad kultowym albumem "De Mysteriis Dom Sathanas" (1994). Mayhem stał się synonimem black metalu w najczystszej postaci, apoteozą nienawiści do chrześcijaństwa, esencją mizantropii. W późniejszym czasie (po śmierci Aarsetha) zespół zaczął stopniowo eksperymentować z brzmieniem, ale nienawistny przekaz pozostał niezmienny. Na koncert Mayhem czekało wielu fanów norweskiej grupy, dla których dziewiczy kontakt właśnie z Mayhem był częstokroć wstępem do późniejszej fascynacji black metalem.
logo
Attila Csihar/ Mayhem fot. Monika Stolarska / Onet
Krótki (zaledwie 45-50 minutowy) występ Mayhem pozostawił we mnie sporo niedosytu, gdyż był tak doskonały. Intensywny aż do bólu, brutalny i pełen wulgarnej, dekadenckiej agresji. Gwiazdą koncertu był Attila Csihar (ex-Tormentor), ekscentryczny wokalista Mayhem, z którym zespół nagrał "De Mysteriis...". Obowiązkowy corpsepaint na twarzy, koszulka Sodom, trupia czaszka nasadzona na mikrofon, wampiryczna peleryna, stuła z krzyżem, którą się przepasał, do tego blask świec na ołtarzyku black metalowego misterium. Attila miotał się po scenie w nieco teatralnym amoku, jego charakterystyczne szorstkie wokale i przeszywające krzyki kreowały atmosferę absolutnego zła i perwersji. Do tego dochodzi perfekcyjna, intensywna i niesamowicie szybka praca perkusisty Hellhammera oraz wgniatający w ziemię ciężar basu Necrobutchera. Poleciały m.in "Freezing Moon", mój faworyt z "Ordo Ad Chao" (2007) czyli "Illuminate Eliminate", "My Death" oraz "Carnage".
Pierwszy dzień Asymmetry Festival zwieńczył występ włoskiego duetu Matadores z Werony, parającego się eklektyczną, pokręconą elektroniką. Wysłuchałem go z ciekawością.
Imprezę przyćmiła niestety wieść o śmierci Jeffa Hannemana, 49-letniego gitarzysty thrash metalowej grupy Slayer. Niepowetowana starta dla całego środowiska metalowego.
Doskonała galeria z pierwszego dnia Asymmetry tutaj (moje zdjęcia są zbyt kiepskiej jakości):

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?