Magdalena Ogórek została pożarta zanim zdążyła otworzyć usta. Zrobili z niej dewotkę, antyfeministkę, obrończynie Chazana i kilera lewicy.
REKLAMA
Hejt na panią Ogórek – nawet jak na polskie warunki – zaskakuje. Blogerka natemat.pl Dorota Majewska na podstawie słów wyrwanych z kontekstu ocenia kandydatkę jako silnie religijnie zindoktrynowaną obrończynię Chazana (zasłonę milczenia należy spuścić na błędy merytoryczne w tym artykule – jak ten, że konkordat z Watykanem zawarł rząd Millera, podczas gdy w 1993 roku był to rząd Hanny Suchockiej). Gdy pisze te słowa wpis Magdaleny Ogórek dotyczący Chazana i feministek zniknął już ze strony, ale na pewno nie stanowił obrony tego lekarza. Magdalena Ogorek pisała w nim, że chce rozumieć feminizm szeroko, nie tylko z „perspektywy warszawskiej”, że dla niej feminizm (a za feministkę się uważa) ma oznaczać „zmianę mentalności, usuwanie rutyny, obalanie stereotypów”. O Chazanie pisała tyle, że nie jest „reprezentantem żadnego systemu śledczo-sądowniczego mającego nawracać siłą i karać matki” i należy go oceniać jako dyrektora szpitala, dodając, że nigdy nie oddała by dziecka do jego szpitala. Trudno się nie zgodzić. Wszak odmawiając legalnej aborcji i nie wskazując na czas innego szpitala Chazan – jako lekarz i szef szpitala - złamał obowiązujące przepisy. Czyli trzeba go oceniać (i pociągac do odpowiedzialności), jako lekarza i dyrektora placówki (a nie katolika), który – to już w mojej ocenie - złamał prawo i, który z tego tytułu zasłużył nie tylko na potępienie i dyscyplinarne zwolnienie, ale i na postępowanie karne w paragrafu dotyczącego narażenia na utratę zdrowia. Gdzie tu obrona Chazana? Blogerka uczyniła z Magdaleny Ogórek konserwatywno-katolicką fundamentalistkę, adwokatkę Chazana, bo ta ośmieliła się na przedstawienie własnej wizji feminizmu i zdroworozsądkowe podejście do sprawy lekarza, który powinien ponieść odpowiedzialność za to jakim jest dyrektorem placówki i za złamanie ustawy, a nie za wyznawane poglądy (o zgrozo!).
Tak. Magdalena Ogórek jest katoliczką (pisze, że jest katoliczką i feministką), może nawet chodzi do kościoła. Czy to ją dyskwalifikuje na lewicy? Czy to na lewicy stygmatyzuje? A może tylko utrudnia polityczną karierę? Jeżeli tak, to lewica nie różni się w swoim zacietrzewieniu od radiomaryjnego fundamentalizmu. Lewica ma mieć otwarte umysły, serce na dłoni i tolerancje w słowach i czynach. Przykład daje choćby Robert Biedroń. A tu taka nienawiść wobec osoby, które jedyne co na razie powiedziała to to, że pragnie być kandydatką całej lewicy.
Łatwo nie będzie (wie każdy, kto robił jakąkolwiek kampanię wyborczą). Tym bardziej, że kandydatce Ogórek kierownictwo SLD zafundowało trudny początek. – z briefingiem prasowym w dniu, w którym zmarł Józef Oleksy, w ścisku, bez przygotowania, z odbieraniem jej głosu przez Millera. Wyszło nietaktownie i słabo. W organizmie polskiej lewicy rozwija się gen samozniszczenia (kiedyś była to choroba prawicy). Jeżeli wirus ostatecznie w tym roku pokona to ciało to raczej nie będzie to wina Magdaleny Ogórek.
Polecam więc wszystkim blogerom, komentatorom – szczególnie tym „z sercem po lewej stronie” - przemyślane ferowanie sądów, nie skreślanie człowieka zanim się cokolwiek zaprezentuje. Poczekajcie co ma kandydat do powiedzenia w kwestiach „śmieciówek”, edukacji, mieszkalnictwa, równouprawnienia, polityki zagranicznej etc. etc. A nóż się okaże, że „młoda, postępowa lewica” może mieć twarz pani Ogórek. Ja szansę daje.
