Skoro państwo truchleje przed kilkunastoma bandytami i z tego powoda uchwala ustawę specjalną to znaczy, że jego aparat jest nieskuteczny i niewydolny. Wszak okazuje się, że ani Policja, ani wymiar sprawiedliwości nie są w stanie nas ochronić przed zabójcami, którzy właśnie kończą 25-letnią odsiadkę.
Abstrahując od oczywistej niekonstytucyjności ustawy, która zakłada ponowne ukaranie za ten sam czyn oraz pośrednio wprowadza zasadę domniemania winy wbrew fundamentalnej w cywilizowanym procesie karnym reguły domniemania niewinności, należy powiedzieć wprost: wprowadzanie takich przepisów to objaw słabości państwa. Rząd pokazuje bezsilność w walce z bardzo groźnymi przestępcami, którzy lada moment przekroczą po 25-letnim pobycie bramy zakładów karnych.
Okazuje się bowiem, że państwo za pomocą jego organów ścigania, służb oraz instytucji terapeutyczno-leczniczych (również zamkniętych zakładów psychiatrycznych) nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa obywatelom. Wygląda na to, że aparat państwowy – mając świadomość słabości, nieudolności swoich służb – obawia się, że nie będzie mógł sprostać ochronie ludzi przed potencjalnym zagrożeniem ze strony bandytów, którzy w latach osiemdziesiątych popełnili okropne zbrodnie. Przecież to rolą Policji jest ochrona życia i zdrowia ludzi, ochrona bezpieczeństwa i porządku publicznego, zapobieganie popełnianiu przestępstw (ustawa o Policji) i powinna być w tym celu wyposażona w stosowne środki i instrumenty.
Jeżeli zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, że recydywista znów będzie popełniał zbrodnie, to należy go tak przypilnować - i w razie co - bandytyzmowi zapobiec. Skoro jest duże prawdopodobieństwo, że taki eks-skazaniec dopuści się kolejnych zbrodni to trzeba go objąć ścisłym nadzorem Policji, czy innej służby. Taka prewencja należy też do zadań prawidłowo funkcjonującego wymiaru sprawiedliwości i lekarzy, którzy mają izolować ze społeczeństwa osoby, których zaburzenia wskazują na to, że mogą stwarzać zagrożenie dla innych i dla siebie (ustawa o ochronie zdrowia psychicznego). Prawo jest. Nie trzeba tworzyć nowego, które ze względu na naruszenia podstawowych praw człowieka jest – posiłkując się określeniem Ryszarda Kalisza – „haniebne”.
Na zaistniałą sytuację, którą nota bene można było przewidzieć od 25 lat, państwo w ostatniej chwili reaguje tworzeniem populistycznych przepisów. Reaguje typową dla słabych państwowości, nieugruntowanych demokracji biegunką legislacyjną. Tylko bowiem nieudolny, słaby aparat państwowy rozwiązuje bieżące problemy tworzeniem nowych ustaw tam, gdzie solucja znajduje się w obowiązujących przepisach.
Nieskuteczne państwo tworzy przepisy szukając wyjścia z sytuacji, której rozwiązanie leży w gestii prawidłowo działających publicznych organów. Zdrowe i skuteczne państwo działa, a nie wydaje kolejną niekonstytucyjną ustawę. Silne państwo egzekwuje prawo i korzysta z instrumentów prawnych, które już stworzyło. Słabe państwo truchleje przed kilkunastoma bandytami.
Przykładów histerycznej reakcji rządzących na problemy codziennego funkcjonowania organizacji państwowej jest więcej. W odpowiedzi na tragedię w Kamieniu Pomorskim rząd odpowiada propozycją zaostrzenia kodeksu karnego oraz wprowadzeniem obowiązku posiadania przez kierowców alkotestów. W reakcji na rozróby podczas Marszu Niepodległości 11-go listopada ogranicza się wolność manifestacji poprzez wprowadzenie zakazu zasłaniania twarzy. Nie tędy droga. Anglosasi mówią: hard cases makes bad law. Prawodawstwo nie może być oparte na emocjach, na ciężkich precedensach. Tylko poprzez rozważne stanowienie prawa ustawodawca może zasłużyć na przymiot racjonalnego.
Może być też tak, że rząd jest nieodpowiedzialny, bo nie bacząc na legalność, koszty i skutki wprowadzenia forsowanych propozycji, kieruje się tylko tym, żeby schlebić wyborcom, wyjść naprzeciw społecznym emocjom. To jest populizm. Nie wiadomo, co gorsze: słabość czy populizm? A może mamy jedno i drugie?