To hasło wyborcze Platformy Obywatelskiej na wybory do Europarlamentu. Niemal identycznie brzmiało hasło PiS-u w wyborach sprzed 11 lat: „Silna Polska w Europie”. Platforma pokazuje, że jest PiS-em light, jego wielkomiejską odmianą, prawicą bardziej elegancką, w formie strawną dla mainstreamu.
REKLAMA
Trwamy zatem w POPiSowym uścisku. Na czele dwie prawice. PiS - prawica narodowa, eurosceptyczna i zespolona smoleńską religią. PO – prawica chadecka (jak frakcja, do której przynależy w Parlamencie Europejskim), bardziej euroentuzjastyczna i zintegrowana dostępem do fruktów z bycia u władzy (dla wielu wprost traktowanej jak „koryto”). Gdyby zaś odnieść PO i PiS do podziału na konserwatyzm i liberalizm, to oba ugrupowania ujawnią się jako konserwatywne. Prawo i Sprawiedliwość – chcąc tego. Natomiast Platforma Obywatelska – choć udając, że nie (ze względu na upodobanie wyborcy „lemingowego”), to faktycznie będąc taka ze swoją niechęcią do uznania związków partnerskich, pełnej sekularyzacji państwa, radykalnymi konserwatystami w Ministerstwie Sprawiedliwości. Różnicą oczywiście są. Ale są to różnice w akcentowaniu, a nie w paradygmacie. To, co zaś ewidentnie upodabnia nasze prawice do siebie, to ich wodzowski charakter – skupienie całej władzy w rękach Tuska i Kaczyńskiego.
Podobieństwo Platformy i PiS-u uwidoczniło się w kampanii wyborczej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. PO obrała sobie bowiem na hasło wyborcze, takie które PiS promował już ponad dekadę temu. Co ma oznaczać silna Polska w Unii Europejskiej? Wzmocnienie prerogatyw państw narodowych w stosunku do kompetencji Unii i jej organów? Powrót do groteskowych walk o liczbę głosów w Radzie Unii Europejskiej (trzeba pamiętać, że to poseł PO – Jan Rokita wołał „Nicea albo śmierć”)? Może Platforma chce lansować ideę z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku - „Europy Narodów”? To już nie te czasy, nie te wyzwania i nie ta Unia Europejska. Wygląda na to, że euroentuzjazm PO to opcja na „dojenie” Unii, bez refleksji nad jej przyszłością i przyszłością w niej Polski. A owe „dojenie” skończy się po 2020 roku. Kiedy Euro w Polsce? Co z europejską armią? Jakie dalsze etapy integracji Unii? Co z rozszerzeniem? Te pytania pozostają bez odpowiedzi. Pod tym względem formalny euroentuzjazm partii rządzącej niczym nie różni się od eurosceptycyzmu Prawa i Sprawiedliwości.
Również w formie premier Tusk wszedł w buty prezesa Kaczyńskiego. Podczas konwencji inaugurującej kampanię wyborczą PO do Parlamentu Europejskiego straszył Polaków wojną z Rosją, stwierdzając, że zbliżające się wybory dotyczą tego, czy polskie dzieci pójdą we wrześniu do szkoły. Z pierwszych rzędów przemówienia premiera słuchał Michał Kamiński, do niedawna wierchuszka PiS-u, autor kampanii wyborczych, pierwszy doradca braci Kaczyńskich, konserwatysta „z krwi i kości”. Teraz spin-doctor i jedynka PO. Premier urządza nadto konferencje na tle myśliwców F-16 i wizytuje powiaty graniczące z Obwodem Kaliningradzkim. Donald Tusk uderzył w „tanio-patriotyczne” tony, ponieważ prawica w Polsce uważa, że posiadła monopol na patriotyzm. Dołującemu PiS-owi pozostaje krzyk, że to oni byli pierwsi w tej narracji. Prawica chce więc silnej Polski w Europie. Nie jest troską PO i PiS silna Unia Europejska.
Pytanie, czy prawicowy duopol zostanie przełamany przez – używając serio słów Józefa Oleksego (taśmy Gudzowatego) – przedstawicieli młodej, nowoczesnej lewicy?
