Historia przyspieszyła. Długie, jak na polskie warunki, rządy jednej koalicji nieco nas uśpiły. Nie zauważyliśmy, że po tym jak opadł transformacyjny kurz, a postkomuniści w praktyce odeszli na emeryturę, odsłoniło się pęknięcie znacznie starsze niż PRL. Podział dużo głębszy niż na Solidarność i postkomunistów, gdyż dotyczy on definicji i hierarchii takich podstawowych wartości jak wolność, demokracja czy naród. Polskie elity są w tych fundamentalnych kwestiach mocno poróżnione, a wraz z nimi całe społeczeństwo. Z jednej strony mamy Kluby Gazety Polskiej, a z drugiej Komitet Obrony Demokracji. Różnice są na tyle głębokie, że można by zadać sobie pytanie - Czy Polacy są nadal jednym narodem?
Być może takie pytanie to przesada, a to co miało miejsce po ostatnich wyborach to po prostu normalna w demokracji wymiana partii rządzącej. Pierwsze tygodnie rządów PiS wskazują jednak, że zmiana jest głębsza niż w ustabilizowanych demokracjach. Jej symbolem jest atak na Trybunał Konstytucyjny. Partia rządząca pokazuje w ten sposób jaki według niej powinien być ustrój państwa. Władza ma być jednolita, wszystkie instytucje powinny podlegać rządowi, gdyż tylko posiadając pełną władzę może on ponosić odpowiedzialność za państwo. Reguła ta jest całkowitym zaprzeczeniem trójpodziału władzy, który to został wprowadzony właśnie po to, żeby nikt pełnej władzy nie miał. Dwie wizje organizacji władzy państwowej - autorytarny i demokracji liberalnej - stanowią właśnie rdzeń sporu politycznego jaki ma dzisiaj miejsce w Polsce. Spór ten ma charakter fundamentalny, gdyż żadne państwo nie może funkcjonować poprawnie, a tym bardziej rozwijać się, jeśli nie ma konsensusu co do najważniejszych wartości stanowiących podstawę działania państwa. Zmiany ustrojowe co kilka lat będą prowadzić do chaosu i tłumienia działalności społecznej i gospodarczej. Dodatkowo spór wokół wartości podstawowych będzie blokował dyskusje i porozumienie w sprawach istotnych dla poziomu życia czy wzrostu gospodarczego. Wybory stają się bardziej plebiscytem pomiędzy diametralnie różnymi systemami wartości, niż decyzją który program zmian, reform czy też ulepszeń prezentowany przez partie polityczne jest korzystniejszy dla kraju.
Spór o sprawy fundamentalne, takie jak definicja demokracji, wolność słowa, jednostki itp. prowadzi jeszcze do czegoś gorszego niż hamowanie rozwoju - pogłębia się podział narodu. Z jednej strony mamy tych, którzy popierają liberalną demokrację w stylu zachodnim, z drugiej strony barykady są natomiast ci, którzy oparcia szukają w silnym, scentralizowanym rządzie i narodzie zbudowanym na mocno konserwatywnych wartościach. Wydaje się, wnioskując po wynikach wyborów, czy też badaniach opinii publicznej na temat sporu o Trybunał Konstytucyjny, że najbardziej liczną jest ta pierwsza grupa. Jednak nie jest to większość miażdżąca, tak maksymalnie 60% społeczeństwa. Druga grupa stanowi mniejszość, ale dosyć znaczącą według zgrubnego szacunku jakaś jedna piąta, no i ma ona bardzo silnego sojusznika - Kościół Katolicki, który co prawda oficjalnie nikogo nie popiera, ale poszczególni jego przedstawiciele dosyć wyraźnie dali do zrozumienia gdzie są ich sympatie. Oczywiście podział ten nie wyczerpuje klasyfikacji polskiego społeczeństwa, jest jeszcze trzecia grupa mocno nie jednolita, ludzi którzy w sporze ustrojowym stoją gdzieś pomiędzy. Ich postawy rozciągają się od totalnej negacji wszystkiego do tak zwanego “tu-mi-wisizmu”. Wygląda na to, po wynikach ugrupowania Kukiz ‘15 i partii KORWiN, że grupa ta urosła w ostatnim czasie, gdyż zasiliło ją najmłodsze pokolenie wyborców, co dodatkowo powiększyło aksjomatyczny chaos.
Z takim podziałem polskie społeczeństwo wyszło już z PRL-u, przez jakiś czas spór był tylko przytłumiony przez dwa czynniki. Pierwszy to starania o członkostwo w NATO i UE, jedyny projekt który łączył oba środowiska. Drugi to istnienie “starego wroga” czyli liczącego się obozu postkomunistów. Gdy oba te czynniki zniknęły podział na zwolenników liberalnej demokracji i rządów narodowo-konserwatywnych ujawnił się w pełni. Dzisiaj obie te grupy budują dwa odrębne światy, mają swoje media, gazety i telewizje. To jeszcze bardziej pogłębia podział. Utrudnia znalezienie wspólnego języka.
Coraz bardziej widoczne są różnice co do rozumienia podstawowego celu, który jeszcze do niedawna wydawał się być wspólny dla wszystkich Polaków - dogonić Zachód. Osoby o poglądach narodowo-konserwatywnych widzą tę pogoń niemal wyłącznie w kategoriach materialnych, wyrównania zarobków, zrównania poziomu życia. Natomiast zwolennicy liberalnej demokracji postrzegają to wyzwanie szerzej jako także integrację kulturową. Zachód to nie tylko autostrady i wyższe pensje to również, a może przede wszystkim wspólnota wartości - rządy prawa, trójpodział władzy, rozdział państwa od kościoła, prawa mniejszości, tolerancja, społeczeństwo obywatelskie. Co gorsza, strona narodowo-konserwatywna integrację kulturową widzi jako zagrożenie dla wartości dla nich świętej czyli tożsamości narodowej. Czyniąc w ten sposób niemożliwym pogodzenie dążeń obu grup.
Może, więc jednak pytanie postawione na wstępie nie było niestety przesadzone. Brak wspólnych wartości i wręcz wykluczające się cele powodują, że Polacy w sensie politycznym rzeczywiście przestali być jednym narodem. Czy możliwe jest zjednoczenie? Może potrzebny jest nowy okrągły stół? W porównaniu do dzisiejszej sytuacji osiągnięcie kompromisu w 1989 roku to była pestka. Tamte rozmowy kończyły podział dosyć płytki, narzucony nam z zewnątrz, o charakterze głównie politycznym, a nie ideologicznym. Ten, który ujawnił się dzisiaj w całej okazałości jest o wiele poważniejszy, gdyż jego przyczyny tkwią wewnątrz narodu, w naszej historii, rozwoju myśli politycznej, tradycji. W dodatku strona narodowo-konserwatywna ma nastawienie autokratyczne, jest przekonana o swojej wyjątkowości o czym świadczy poniższy cytat z programu Prawa i Sprawiedliwości “Prawo i Sprawiedliwość[..]jest jedyną siłą polityczną, która po 1989 roku konsekwentnie domaga się unowocześnienia i usprawnienia instytucji państwowych, zerwania z pozostałościami PRL, przywrócenia państwa obywatelom.” Takie podejście wyklucza kompromis i prowadzi do zaostrzenia konfliktu, którego jesteśmy dzisiaj świadkami. Po 25 latach względnego spokoju czekają nas ciekawe czasy. Jak to się skończy? Trudno powiedzieć, ale jedno jest pewne - tym razem wszystko jest w naszych rękach. Na naszym terytorium nie ma żadnych wojsk carskich, cesarskich czy innej Armii Czerwonej. To my sami zdecydujemy w którą stronę podąży Polska.