
Rozpoczęła się w Polsce i na Ukrainie największa impreza sportowa po względem rozmachu i zasięgu w tych krajach. Urządziliśmy ją wszyscy. Jeden odpowiedzialny za budowę stadionu, inny za lotnisko, trzeci za wolontariat, a czwarty za „uśmiech i dzień dobry” – na ulicy, dla gości zza granicy. Dałem się więc uwieść piłce nożnej, choć serce bije dla sportu żużlowego. W uroczym towarzystwie oglądałem mecz Rosja – Czechy, na Miejskim Stadionie we Wrocławiu, modelowo dostosowanym dla potrzeb osób niepełnosprawnych. Arena była kolorowa, w pięknej atmosferze, wypełnionej różnymi kibicami. Z Rosji, Czech, Polski, Korei, na wózkach, na szpilkach, niewidomych, w mini, i w szortach. EURO 2012 już na dziś dało nam wiele i w kraju, i w poszczególnych miastach. To fakty. W piątek wystartował marsz. Nie, nie ten planowany przez Solidarnych we Wrocławiu, przekonujących obcokrajowców w języku angielskim i rosyjskim gdzie i kto zamordował prezydenta. Również nie ten, rozpowszechniający karygodny incydent rosyjskich kibiców (jednostek!) w sparciu ze stewardem, jako początek wielkiej wojny. Ten w końcu by osiągnąć wspólny sukces. Dać radę i pokazać razem, że Polska to piękny kraj, z uroczymi miastami, w którym klimat tworzą gościnni, przyjaźni i tolerancyjni ludzie.
Na esplanadzie Miejskiego Stadionu słychać było okrzyki fanów z Rosji i Czech, ale także z Polski i innych krajów, którzy zjechali do Wrocławia. Pod parasolem nie tylko młodsi malowali twarze w ciekawe barwy. W kolejce, po zapiekankę i bezalkoholowe piwo też ludzie byli wobec siebie świąteczni. Nie dane mi było uczyć się w szkole języka rosyjskiego, ale roślejszy ode mnie kibic z tego kraju, z uprzejmością Misia Uszatka przepuszczał przed siebie. Problem mieli jedynie obcokrajowcy z zakupem hot-dogów, nie rozumieli różnicy pomiędzy nimi, a bułką z kiełbasą. W tej drugiej opcji zawartość miała 25 cm.
Rozpoczynamy więc marsz, w którym pewnie przytrafią się różne incydenty. Na obu stadionach: w Warszawie i we Wrocławiu było blisko 90 tysięcy, w strefach kibica – 300. Wypadków, oczywiście karygodnych, agresji - kilkanaście. Tych ostatnich nie popieram absolutnie. Ale niech nie będą też przyczyną do wojny narodowej. Atawistycznie: jedni, przeciw drugim. Zdarzają się źli i głupi ludzie - wszędzie. Nie ma do krzty złych Niemców, Rosjan, Żydów i Polaków. Są mądrzy i… mądrzy inaczej. Nie dajmy się zwariować. Pozostając w atmosferze święta i otwartego kraju.
Tak sobie pomyślałem, że Polska może niekoniecznie być krajem z pieśnią patriotyczną, smutną, pełną patosu i agresji w obronie swoich racji. Bardziej, z radością, otwartą, na „inność innych ludzi”, z „biało-czerwoną” flagą na policzku i w oknie samochodu. Może być, po prostu – fajna. Może to nie marzenia?
