
Będąc nawet kilka dni w Azerbejdżanie zdecydowanie warto odwiedzić Gobustan. Należy to zrobić z kilku przyczyn: po pierwsze jest to miejsce unikalne na świecie (co potwierdza wpis do UNESCO). Po drugie nie jest oddalone od Baku.
REKLAMA
Wbrew temu co można przeczytać w niektórych przewodnikach do Gobustanu nie jest aż tak ciężko się dostać. Wystarczy dojechać do rogatek Baku (jadących na południe - np. autobusem nr 20 (bilet kosztuje 20 kopiejek), a stamtąd należy przesiąść się do autobusu nr 195 (bilet kosztuje 80 kopiejek). Droga jest przyjemna i wiedzie wzdłuż wybrzeży Morza Kaspijskiego.
Na miejscu przesiadki, gdy taksówkarze rozpoznają w nas turystów zaproponują oczywiście swoje usługi- niektórzy nawet będą dość nachalni. Wsiadając do 195-ki warto poprosić któregoś z pasażerów aby wskazał, gdzie trzeba wysiąść, może się bowiem okazać, że nikt nie będzie wchodzić lub wychodzić w Gobustanie i pojedziemy dalej.
Stan autobusów jest trochę gorszy, ale nic złego się tam nie dzieję- najważniejsze, że jadą- a jak jadą to świeże powietrze wpada przez szyby.
Zaznaczam, że zdecydowanie warto mówić po rosyjsku- nie znając tego języka będzie się bardzo dużo przepłacać. Np. spotkany na drodze Kanadyjczyk (o którym zaraz) zapłacił za dojazd „do” oraz „z” Gobustanu 60 manatów, bez dojazdu do wulkanów błotnych.
Niedogodnością w tym miejscu jest niedostatek infrastruktury turystycznej. Wysiadając z autobusu- nie ma żadnych wskazówek ani oznaczeń, gdzie należy iść. Na to miejsce jest kilku taksówkarzy- którzy za odpowiednią opłatą przewiozą. Jest to jedyna możliwość- cena oczywiście jest do uzgodnienia, ale cena powyżej 3 manatów (za te 6 km) będzie ceną wygórowaną. Zaznaczę, że jedyny taksówkarz siedzący akurat na postoju na start poprosił o 25 manatów. Początkowo ciężko się negocjowało- ale gdy odwróciłem się na pięcie i powiedziałem, że za taką cenę wolę iść na piechotę- negocjacje b. przyspieszyły.
Azerbejdżanie, a zwłaszcza taksówkarze bardzo szybko starają się zaprzyjaźnić- tak więc po 2 minutach byłem przyjacielem sympatycznego pana, a przy końcu podróży awansowałem na brata. W miarę ciężko było się od niego uwolnić, ale w końcu powiedziałem, aby zostawił nas przy muzeum i, że dalej sami sobie poradzimy. Oczywiście nie chciał tego zrobić, ale chyba złość i zniechęcenie stały się widoczne- bo w końcu ustąpił.
Gobustan
Bilet do muzeum kosztuje 2 manaty, ale prawdziwą atrakcją są malunki skalne. Od muzeum do parku jest ok 2 km drogą po asfalcie pod górę. Można tam oczywiście dojechać taksówką/ autem/ busem. Ponieważ szkoda było mi płacić dodatkowe 2- 5 manatów, zwłaszcza że już wcześniej zrezygnowałem z usług taksówkarza, postanowiłem iść piechotą. Zwłaszcza, że najpierw musiałbym ponegocjować cenę, a na to nie miałem już ani siły, ani chęci.
Szczęście mi sprzyjało bowiem po ok. 3-4 sekundach, pierwsze przejeżdżające auto się zatrzymało. Okazało się, że to turysta- judoka z Kanady wraz z taksówkarzem.
Gdy przyjechaliśmy na górę podszedł jakiś Pan w mundurze i zażądał biletu- Kanadyjczyk go miał- więc poszedł dalej My (ja tj. z moim kompanem z Chin)- niestety nie. W kasie w muzeum nikt nie był uprzejmy nas uprzedzić o konieczności zakupu biletu do malowideł. Pan w mundurze zadzwonił kilka razy i przyprowadził do jakiegoś swojego kolegi- który chciał nas zwieść na dół, po bilet. Po kilku minutach zgodził się na sugestię, że już warto abyśmy zobaczyli malowidła naskalne- a na koniec kupili bilet. Od razu po wyrażeniu zgody zaczął nas oprowadzać- powiedział, że jego cena to 5 manatów (do podziału pomiędzy nas). W tej sekundzie przechodził koło nas Kanadyjczyk- okazało się, że żaden z przewodników nie zna języka angielskiego i nie wiedzą co z nim zrobić. Powiedziałem mu więc, żeby się do nas dołączył i ja mu potłumaczę- dla mnie to żaden problem a dla niego możliwość wyniesienia czegokolwiek. Ostatecznie pomógł nam autostopem. Także dobro wraca do człowieka.
Znaczenie słowa «Gobustan» pochodzi od dwóch słów „gobu” – „wąwóz” i „stan” – „miejsce” ew. „kraina”. Długość obszaru (z północy na południe) wynosi ok. 100 km., a szerokość około 80 km. Średnia różnica wysokości terenu wynosi 600-700 m. Jest to teren górzysty- o klimacie bardzo nieprzystępnym- nie rosną tu żadne drzewa, a jeżeli już to przy jakimś domu. Są one skarlałe, z rzadka występują krzaki. Skały pokrywa z rzadka trawa. Nie zawsze tak jednak było.
W czasach prehistorycznych, na dole było morze- na górze osada pierwotnych ludzi. Wyniki badań wskazują, że ślady życia sięga paleolitu górnego, czyli od 35-34 tysięcy lat p.n.e. Warunki były korzystne- flora i fauna były obfite. Kwestią czasu więc było, aż pojawią się tam ludzie.
Kobiety są przedstawione na kamieniach i jako matrony, zazwyczaj są one dość otyłe. W czasach prehistorycznych takie przedstawienie kobiety uważano to za symbol płodności. Znajdują się jednak również przedstawienia kobiet wojowników.
W Gobustanie do dzisiaj istnieje około 6000 rysunków, które zostały utworzone od czasów mezolitu do średniowiecza. Rozkwit sztuki prymitywnej szacuje się na epokę brązu (IV-II. tysiąclecie p.n.e..). Wtedy plemiona zaczęły wyrażać rysunkami swoje doświadczenia wyniesione z polowań oraz praktyki religijne.
Rysunki znajdują się głównie w jaskiniach i w ruinach skał. Wśród wzorów można zobaczyć sceny z polowań, rytualne tańce, sceny rolnictwa, przedstawione są różne zwierzęta, łodzi i inne znaki symboliczne.
Podziwiać można rysunki zwierząt, które żyły tu w ciągu ostatnich 25000 lat a więc-gazele, dzikie kozy, jelenie, dzikie świnie, konie, lwy i tygrysy. Na skałach ponadto znajdują się piktogramy ptaków, ryb, węży, jaszczurek i owadów.
Malunki Gobustanu przedstawiają również obrazy przedstawiające mężczyzn i kobiety. Mężczyźni w różnej liczbie uczestniczą w polowaniu. Posiadają łuki i strzały. Zazwyczaj są dość muskularni.
Ostatecznie przewodnik pokkazał nam jak m in nasi prehistoryczni przodkowie umilali sobie czas za pomocą muzyki
Ostatnim punktem do zwiedzania jest kuchnia. Otwory posiadały wiele zastosowań- zbierano w nich wodę, ale także i trzymano jedzenie, rozpalano ogniska i tak przypiekano mięso.
Gobustan przez wieki
W I wieku naszej ery na terytorium Gobustanu przybywa XII legion rzymski cesarza Domicjana, o czym świadczy napis na łacińskiej skale w górach. W okolicy znajduje się również skała z XIV w. Po persku napisano tam, że: "Imad Shaki przyszedł, pomodlił się i odszedł." Naukowcy wywodzą z tego, że na tym terytorium w już XIV wieku znajdowało się coś a la sanktuarium.
Uważa się, że o petroglifach w Gobustanie wiedzieli rosyjscy naukowcy już w latach 40 XIX w. W archiwach Petersburskiej Akademii Nauk znajdują się podobno 3-4 raporty na ten temat. Można w nich (podobno) przeczytać po angielsku, że zaproszono tutaj inżynierów z Uniwersytetu w Oxfordzie. Przy wejściu do jednej z głównych jaskiń znajduje się rosyjski napis z 1905, że miejsce to odwiedził Cruise.
Pierwsze wykopaliska archeologiczne na terenie rezerwatu rozpoczęły się w latach 30. XX wieku przez archeologa Ischaka Dżafarzadze. Od 1965 roku badaniem zajmowała się ekspedycja naukowa prowadzona przez Dzh. Rustamovego i F. Muradovego.
W roku 2007, krajobraz rzeźb skalnych Gobustan został włączony na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
Wulkany błotne
Przewodnik kończąc swoje oprowadzenie powiedział, że może zamówić taksówkę do wulkanów, jeśli chcemy. Kanadyjczyk powiedział, że na tyle dużo przepłacił swojemu taksówkarzowi, że na pewno nas podwiezie. Taksówkarz jednakże kategorycznie odmówił- i nie jest to kwestia tego, że wulkany oddalone są o ok. 20 km, ale że droga jest szutrowa i bardzo dziurawa. Dogadaliśmy się tak, że zostawił nas na rozstaju dróg i porozmawiał z policjantem. Dzięki więc uprzejmości lokalnej policji, już w trzech (tj. ja, Chińczyk i Kanadyjczyk) podjechaliśmy do wulkanów. Krajobraz był zadziwiający.
Pierwsze kilkaset metrów to śmietnik naokoło drogi. Lokalni mieszkańcy tam opróżniają tam kosze na śmieci. Niedługo potem skończył się asfalt i zaczęła droga szutrowa. Mijaliśmy zrujnowaną zagrodę kóz, błąkające się krowy. Wszystko to wyglądało tak odmiennie od nowoczesnego i bajecznego Baku- chociaż odległość wynosiła zaledwie kilkadziesiąt kilometrów.
Wrażenie robił krajobraz- podobny prawdopodobnie do Afganistanu- w zasadzie bez życia, duże skały, góry- płaskowyże.
Rzeczą która cały czas o sobie przypominała to niesłychanie zły stan dróg- tak więc nie dziwie się, że tylko taksówki- stare łady tam dojeżdżają, lub jak ktoś lubi dużo płacić to wynajęty samochód terenowy. Jak się pokombinuje to różne inne środki transportu- w moim przypadku- to radiowóz. Sam obawiałem się, że co najmniej trzy razy się przewrócimy.
Przed samymi wulkanami znajduje się ciekawe jeziorko, do którego samoczynnie wydostaje się ropa- jest więc całkowicie skażone. Po jeziorku- jeszcze kilkaset metrów ostro w górę i jesteśmy na płaskowyżu. Pełnym stożków wulkanicznych.
Stożków jest prawdopodobnie kilkadziesiąt- może kilkaset. Ciężko je policzyć- bowiem niektóre stożki są bardzo małe- kilkunastocentymetrowe, ale są i kilku metrowe. Na niektórych stożkach było kilka „bulgocących” kraterów. Nie są to wulkany lawinowe- wydobywające się błoto to gaz ziemny który miesza się z wodą, iłem, piaskiem. Warto zaznaczyć, że na półwyspie Abszerońskim znajduje się większość wulkanów błotnych świata.
o co odróżnia to miejsce od europejskich atrakcji to to, że nie ma żadnych ścieżek, oznaczeń, tabliczek, nakazów, zakazów. Wszystko jest bardzo dziewicze i surowe. Co cieszy, że akurat to miejsce jest całkowicie bez śmieci, nie ma tam ani jednego papierka. Krajobraz jest bardzo „księżycowy”. Jeżeli ktoś chce kręcić film o zagładzie ziemi, ew. lądowaniu na obcej planecie- warto na względzie mieć Gobustan.
Krajobraz wyglądał jak w książce- żadnej formy życia na całym płaskowyżu- wszędzie tylko zastygłe błoto i jego zaschnięte i półzaschnięte języki. Z dużych kraterów wydobywające się języki są sporych rozmiarów, z małych- mniejsze, proporcjonalne do wielkości.
Tak więc organoleptycznie zacząłem sprawdzać temperaturę- okazały się, że są to całkiem zimne błota. Ostatecznie sprawdziłem lepkość ścian przy kotle- a nawet wsadziłem ręce do krateru.
Policjant potwierdził, że u nich to norma- miejscowi- jeżeli mają reumatyzm- przychodzą tutaj i około godzinę – „siedzą” w wulkanie. Po takiej kąpieli- kąpią się w Morzu Kaspijskim (które jest 2-3 km stąd, widoczne dobrze z płaskowyżu)- skąd zmywają brud. My nie mieliśmy ani wody do mycia, ani ręczników, ani reumatyzmu.
Po wszystkim więc policjant odwiózł nas na drogę- zatrzymał nawet autobus- tak wróciliśmy do Baku. Dzień został zwieńczony szaszłykiem z baraniny- tradycyjnym daniem Azerbejdżanu.
Jak widać wrażeń jest sporo, nie aż tak dużym kosztem. Zaznaczam, że cały czas trzeba negocjować, czasami dość twardo i mówić po rosyjsku- miejscowi inaczej nie rozumieją, lub nie będą chcieli zrozumieć
