7 kwietnia, wracamy z Fuerteventury z dziennikarskiego wyjazdu na Ford Kite Cup. Zrelaksowani, uśmiechnięci, pełni słońca wskakujemy do czarteru Travel Service, wykonującego połączenia dla biura podróży Itaka. 07.04. FUE 21:50-04:20 WAW QS7301.
Kocha biegać: stanęła na mecie dwunastu maratonów i ma ochotę na więcej. Lubi zaszyć się w naturze, tam, gdzie jej nikt nie znajdzie. Podróżuje, relacjonuje Rajd Dakar, łapie "ZOOM na miasto" w Polsat Cafe. Sami możecie ją złapać "W biegu i na wybiegu" w Chilli ZET. Hoduje ekologiczny rozmaryn w kuchni. Dziennikarka. Więcej na www.beatasadowska.com
I na tym koniec uśmiechu, przynajmniej dla mnie, mamy podróżującej z 7-miesięcznym synkiem. Już przy odprawie proszę o miejsce z przodu, tam jest wygodniej rodzicom podróżującym z dziećmi i tysiącem klamotów. Słyszę, że jest już zajęte, mimo że odprawiamy się jako jedni z pierwszych.
W samolocie okazuje się, że cały rząd po jednej stronie korytarza jest pusty.
-Przepraszam, czy mogę przesiąść się do pierwszego rzędu? - grzecznie pytam przechodzącą stewardessę.
-Nie teraz - słyszę w odpowiedzi.
Spokojnie czekam aż stewardessa wróci z końca samolotu.
-Przepraszam, czy...
-Nie może Pani - słyszę w odpowiedzi.
-Ale dlaczego? - pytam.
-Nie teraz - znów pada wielce wyjaśniająca odpowiedź.
Obok mnie przechodzi steward.
-Przepraszam, dlaczego nie można przesiąść się do pierwszego rzędu z małym dzieckiem? - pytam.
-Nie teraz - słyszę.
Słyszę i nie wierzę. Czy ktokolwiek uczył tych państwa jakichkolwiek manier, bo o dobrych nie ma tu mowy. Czy ktokolwiek przeszkolił ich z komunikacji z klientem? Czy ktokolwiek powiedział im, że praca w usługach polega m.in. na rozmowie, interakcji, a nie na bezczelnym zbywaniu natrętnej petentki, za jaką zapewne mnie uznali? Czy ktokolwiek uwrażliwił ich na drugiego człowieka? Na 7-miesięcznego malca?
Nie, nie przesadzam. Za mną siedział pan z dzieckiem na kolanach, więc nie mogłam rozłożyć fotela, żeby ich nie zmiażdżyć. Za nim - kolejny rodzic z dzieckiem. Siedzieliśmy od korytarza, gdzie potwornie wiało.
-Przepraszam, czy mógłby mi pan wytłumaczyć, dlaczego nie można przesiąść się do pierwszego rzędu z małym dzieckiem? - udało mi się znów złapać stewarda.
-Yyyyyyyy..... - zaczął - yyyy, boooo.... bo musi być wolny na wypadek, gdyby któremuś z pasażerów zrobiło się słabo - usłyszałam w odpowiedzi.
Dziwne, że ten przepis nie obowiązywał, kiedy lecieliśmy na Fuerteventurę. Wtedy pierwszy rząd po obu stronach korytarza był zajęty przez pasażerów. Do ostatniego miejsca. Sama w nim siedziałam. Nic nie rozumiem, więc nie odpuszczam.
Samolot wystartował, wyłączono sygnalizację zapiąć pasy. W tym czasie zorientowałam się, że zbywająca mnie pani to szefowa pokładu. Brawo za profesjonalizm i przykład dla załogi! Poprosiłam, żeby do mnie przyszła.
-Słucham? - zaczęła.
-Czy mogę prosić o pani imię i nazwisko? - zapytałam.
-Już się przedstawiłam - usłyszałam i znowu nie wierzyłam. Ani ja, ani podróżujący ze mną dziennikarze z kilku prasowych tytułów.
-Naprawdę nie muszę zapamiętywać imienia i nazwiska szefowej pokładu witającej pasażerów, więc...? - nie dawałam za wygraną.
- Anna G... (tu padło nazwisko). Przez samo "ż".
-Proszę mi powiedzieć, który punkt regulaminu Waszego przewoźnika mówi o tym, że pierwszy rząd musi być wolny, w razie gdyby któryś z pasażerów poczuł się słabo?
-To nie jest tak... - usłyszałam w odpowiedzi.
Nie miałam więcej pytań.
W tym czasie do rozmowy włączyła się zupełnie obca mi kobieta siedząca w rzędzie po drugiej stronie korytarza.
-Proszę Pani, zwróciła się do szefowej pokładu, wystarczy odrobina dobrej woli. To dziecko za chwilę będzie chore, tu bardzo wieje, a pierwszy rząd jest cały wolny.
-Dziękuję bardzo za radę - usłyszała syk w odpowiedzi.
Zastanawiałam się, czy to wszystko opisywać. Dałam sobie tydzień wolnego. Na złapanie dystansu. Pobiegłam maraton w Londynie. Pomyślałam - przejdzie mi. Ale nie przeszło. Po maratonie wróciłam jeszcze bardziej zdeterminowana, żeby napisać, co o tym myślę. Bo nie mam zgody na takie zachowanie.
Niewiarygodne, jak odrobina władzy degeneruje. Jak łatwo ulec pokusie pokazania, kto tu rządzi. Nie skorzystałam z porad innych pasażerów, którzy mówili, również zbulwersowani zachowaniem szefowej pokładu, żebym powiedziała, że to ja się źle czuję i przesiadła się do pierwszego rzędu.
I pomyśleć, że wystarczyłaby przyjazna rozmowa. Wytłumaczenie, z jakiego powodu, dlaczego. Może ze względów bezpieczeństwa? Albo innych, o których ja nie wiem, a załoga pokładu powinna? I wiedzieć i opowiedzieć. Wystarczyło powiedzieć, że z tyłu samolotu jest wolny cały rząd i tam można się przesiąść i rozłożyć fotel, nie miażdżąc z tyłu nóg innego ojca z dzieckiem. Usiąść od okna albo na środkowym fotelu, gdzie nie ma przeciągu. Tak wiele, tak niewiele. Zamiast tego było chamstwo, złośliwość i olewanie, bo lekceważenie nie oddaje zachowania ekipy samolotu.
Tysiek niestety rozchorował się po tej podróży, zgodnie z przewidywaniami doświadczonej współpasażerki.
A pierwszy rząd...
Nie, nie był wolny. Grzecznie podróżowały w nim - na fotelach oczywiście! - torby i laptopy szefowej pokładu i stewardess. Najwyraźniej ich nie dotyczy zakaz i reguła: wolne, gdyby ktoś się źle poczuł. Najwyraźniej torby zeskoczą z tych siedzeń dużo szybciej niż sprawna mama z dzieckiem. A w razie czego, z pewnością te torby i laptopy otworzą drzwi ewakuacyjne... Ech!
Już nigdy nie polecę czarterem tych linii. No chyba że ktoś przeszkoli pracowników, co to znaczy wrażliwość na drugiego człowieka. Zwykła dobra wola. Chęć pomocy. Albo zwyczajnie - profesjonalizm.
Pani Anno G... (przez samo "ż") nie pozdrawiam i mam nadzieję już nigdy nie spotkać Pani na pokładzie, czego i innym pasażerom życzę.