
Od dawna miałem wrażenie, że w głowie siedzi mi jakiś mały chochlik, którego życiowym celem i zadaniem jest deprymować mnie i moje zdolności. Taki wewnętrzny troll jest znany większości z nas. Ten dyskutant włącza się w tych najbardziej newralgicznych momentach – kiedy musimy się wykazać, zaprezentować, sprawdzić czy zmierzyć z niezwykle trudnym zadaniem. Wścibski psotnik to jego tożsamość.
REKLAMA
Podchodząc do tematu jednak całkiem serio, w naszych głowach jest zakotwiczony taki CIEŃ podminowujący każdy moment naszego życia. Ten CIEŃ objawiający się poprzez defetyzm, negatywne myślenie, przegranizm, strach a nawet lęk. CIEŃ, który zachęca, abyś się poddał.
Dopiero niedawno z całą mocą uświadomiłem sobie jego obecność. Mianowicie – w ręce wpadła mi reklama jakichś kursów, anonsowana przewrotnym hasłem – „jesteś głupi i niczego się w życiu nie dorobisz”. Z wrodzonym cwaniactwem pogardliwie zmierzyłem głupi tekst. „Takie słowa, przykro mi, ale nie robią na mnie wrażenia” – pomyślałem. Dla zgrywy hasło zawisło nad biurkiem.
No i w tedy się zaczęła właściwa refleksja. Z dnia na dzień, patrząc na słowa, przekonywałem się, że opinia, szczególnie ta negatywna, nie jest mi obojętna. A gdyby mówił to prawdziwy człowiek? I tak dzień za dniem zaczął się proces mierzenia z idiotycznym stwierdzeniem. Przecież wiem, że nie jestem głupi! Co jest w takim razie problemem?
Tekst z obojętnego stał się dotkliwy. Całe szczęście uniosłem się honorem i nie poddałem haniebnym słowom, jakie spoglądały na mnie z korkowej tablicy. – Ja głupi? Sam jesteś głupi – zmierzyłem białą A4 walecznym wzrokiem.
Tak mniej więcej wygląda twór przewrotnie nazywany treningiem prowokatywnym. Treningiem, który nie chce nikogo nauczyć pokonywać przeszkody, sprzedać jakiejś gotowej recepty na sukces, ale stara się zmusić każdego do znalezienia w sobie siły by to zrobić.
Koncepcja, jakkolwiek wydała mi się dosyć głupia i do dzisiaj podchodzę do pomysłu sceptycznie (wizja faceta lżącego mnie nad moim uchem tylko po to, żeby mnie do czegoś zmotywować, wydaje się kuriozalna), odkrywa jednak jakąś prawdę o banalnej istocie naszego umysłu. Gdzieś tam, w jego odmętach odbywa się nieustanny dialog tego dobrego, pozytywnego, twórczego oraz tego niszczącego, deprymującego, degradującego i poniżającego. Gdzieś w nas zakotwiczony jest ten szyderca, który cieszy się z każdej naszej porażki. I jest też ten głos dający siłę, wprawiający w ruch, motywujący do działania.
Jest jednak jeszcze jedna, bodaj najważniejsza, kwestia – to my wybieramy, którego z tych głosów chcemy słuchać. To każdy z nas decyduje, czy podda się „diabelskim” czy „anielskim” podszeptom. Ja wybieram ten drugi.
Redakcja Miesięcznika Benefit
PS: Dlatego też nad moim biurkiem zawisły niedawno kolejne hasła: „Jesteś brzydki i nikomu się nie spodobasz”, „Nikt Cię nie lubi”, „Jesteś łamagą i nieudacznikiem”, „Twoja matka po tylu latach nadal pierze w rzece”.
A właśnie, że nie!
A właśnie, że nie!
