
Grzegorz Sudoł to aktualnie jeden z najszybszych chodziarzy na świecie. Spotkałem się z Grześkiem jakiś czas temu żeby porozmawiać o kondycji chodu sportowego w Polsce, która po odejściu Roberta Korzeniowskiego niestety pikuje w dół. A szkoda, bo chód sportowy to rewelacyjny sport, który mógłby być świetnym uzupełnieniem biegania jeśli chodzi o sporty masowe...
REKLAMA
Czym chód wygrywa z bieganiem? Dlaczego ludzie mieliby masowo chodzić a nie biegać?
Chód sportowy jest usportowioną formą chodzenia, dla zawodników, jako forma rywalizacji. Zachęcam ludzi do maszerowania, szybkiego marszu czy też Nordic Walking, pod warunkiem, że kije w rękach nie będą pełnić roli dekoracyjnej. Kijki pomagają nam chodzić szybciej i stabilniej, ale niestety świadomość wśród ludzi w jaki sposób prawidłowo je wykorzystywać jest jeszcze bardzo niska.
Chód jest świetny przede wszystkim dla osób otyłych, dla ludzi chcących szybciej i skuteczniej zredukować tkankę tłuszczową. Ciężko jest osobom początkującym, czy też otyłym, które nie są przygotowane mięśniowo, oddechowo, mentalnie, zacząć biegać przez minimum 40-50 min. Marsz pozwala długo pracować na niskiej intensywności, a ta jest kluczowa jeśli myślimy o redukcji tłuszczu. Chód sportowy to już wyczynowe chodzenie, które pozwala rywalizować oraz wiąże si z ciężkim, a nawet bardzo ciężkim wysiłkiem. Śmiem twierdzić, że jest to wysiłek bardziej wymagający od biegania, co jest zresztą udowodnione naukowo (czas pracy, brak fazy lotu – wypoczynku, kadencja-częstotliwość cykli ruchu i wiele innych parametrów).
Obalmy mity - jak to jest z z tym chodem i... " niszczeniem stawów"?
Chód sportowy nie niszczy stawów, jest nawet bezpieczniejszy od biegania. W chodzie nie ma uderzenia stopy o podłoże jak to jest w przypadku biegania. Praca bioder wynika wyłącznie z wydłużania kroku oraz obniżania środka ciężkości. Jeśli odpowiednio zadbamy o dobre obuwie i ich dobór, to nie mamy czym się przejmować. Stawy kolanowe na pewno nie ucierpią.
Jedyny nieanatomiczny ruch jaki jest w chodzie, to przejście przez proste kolano (w normalnym marszu przez ugięte). Jednak pierwsza faza amortyzacji występuję na bucie (jego pięcie), a następnie na biodrze. Chodzenie jest najłatwiejszą formą ruchu a chód sportowy jest tylko jego odmianą. Dlatego obalam mit o tym, iż poprzez chód sportowy niszczymy stawy. Wręcz przeciwnie - chód jest doskonałą aktywnością fizyczną dla osób w każdym wieku, a odpowiednie obuwie niemal do zera redukuje jakiekolwiek problemy ze stawiami.
Jakie są Twoje rekordy życiowe w bieganiu?
Na czas biegałem dawno temu, teraz biegam raczej rekreacyjnie popularyzując zdrowy tryb życia. Biegam prowadząc zajęcia na AWF Kraków, czy też w biegach masowych albo dla przyjemności. Większość moich czasów pochodzi z kategorii juniora młodszego czy juniora. Już jako chodziarz biegałem również wielokrotnie (w każdym roku) w biegach przełajowych na Mistrzostwach Polski.
Rekordy życiowe: bieg | chód
1000m 2:42 – jeszcze w szkole / 3:34
3000m 8:54 już jako chodziarz / 11:21
Test Coopera; 3985m! / 12min 3200m
10km – 33:43 ( jakieś 10 lat temu, może więcej) / 39:01
Maraton – wakat / chodem „po drodze na 50km” 3:04:50
Jak aktualnie chód sportowy wygląda w Polsce? Jak ocenisz nasze podwórko?
1000m 2:42 – jeszcze w szkole / 3:34
3000m 8:54 już jako chodziarz / 11:21
Test Coopera; 3985m! / 12min 3200m
10km – 33:43 ( jakieś 10 lat temu, może więcej) / 39:01
Maraton – wakat / chodem „po drodze na 50km” 3:04:50
Jak aktualnie chód sportowy wygląda w Polsce? Jak ocenisz nasze podwórko?
Na pewno mamy bardzo dobrą drużynę oraz wielu dobrych zawodników, których stać na to, aby już teraz odgrywać znaczące rolę na świecie. Pokazaliśmy to na 50 kilometrów. Kiedyś był Robert Korzeniowski, a potem długo nic. Później pojawił Tomasz Lipiec. Kolejna fala to Roman Magdziarczyk i ja. Dziś mamy Łukasza Nowaka, Dawida Tomalę, Rafała Augustyna czy Jakuba Jelonka. Chód sportowy w Polsce zawsze stał na bardzo wysokim poziomie i nic się w tym temacie nie zmieniło, nawet po odejściu Roberta Korzeniowskiego. I z tego bardzo się cieszę.
Patrząc na tabele światowe, nie odbiegamy mocno od czołówki, ale jak to jest, że wyniki, które osiągamy tutaj, lokalnie, zupełnie nie przekładają się na starty docelowe?
Sądzę, że problem tkwi w szkoleniu i w mentalności. W naszym systemie sporo rzeczy wymaga uporządkowania. Jedną z przyczyn jest stres, elementy doświadczenia, a w zasadzie jego brak. Zawodnicy rzadko startują na imprezach dużej rangi, brak im obycia, tzw. "cwaniactwa sportowego".
Zwodników paraliżuje często ranga zawodów czy świadomość, że obok nich stoi ktoś lepszy. Nie ukrywam, że kiedyś też tak miałem - stojąc obok mistrza olimpijskiego czy mistrza świata, miałem myśli, że są namaszczeni boskością, że nie można z nimi wygrać, że są nadludźmi. Nie wyobrażałem sobie, że z tymi zawodnikami można wygrywać dopóki tego nie zrobiłem. Zdobywając doświadczenie, a następnie po podjęciu współpracy z psychologiem moje podejście w niektórych sprawach bardzo się zmieniło. Oczywiście na plus.
Współpraca z psychologiem jest wg Ciebie ważna w życiu sportowca?
Absolutnie. Myślę, że warto byłoby skierować młodych zawodników do takich specjalistów. Fizycznie możesz być przygotowany na rekord świata, ale jeśli głowa nie funkcjonuje jak powinna, to nici z przygotowania fizycznego.
Co Tobie dała taka współpraca?
Co Tobie dała taka współpraca?
Przede wszystkim nauczyłem sie pozytywnie myśleć, wierzyć w siebie, wierzyć w to, co zrobiłem na treningu. Nauczyłem się technik, które wykorzystuję w sytuacjach stresowych, czy podczas „programowania się“. Do tego dojrzałem i zdobyłem niezbędne doświadczenie, które pozwoliło mi nabrać pewności siebie. Po pewnym czasie po prostu nie bałem się ścigania z najlepszymi i maszerowania z nimi ramię w ramię. Bezcenna nauka.
Kadrowicze niepotrzebnie patrzą na wyniki i tabele. Dla mnie liczy się tu i teraz jedna pogoda, sędziowie, trasa i inni zawodnicy. Patrzenie w tabelki, porównywanie się, analizowanie i przewidywanie przyszłości odciąga uwagę od tego co ważne. Jeśli ktoś raz zdobył dobry wynik, nie znaczy, że tak będzie i tym razem. Rób swoje! Działa to oczywiście w dwie strony. Ktoś kto dziś przegrał, czy zajał dalsze miejsce tez może kiedyś wygrać. Na zwycięstwa czy bycie w czołówce też trzeba przygotować się mentalnie.
W takim razie, jak wygląda Twoja współpraca z psychologiem?
Dużo osób bagatelizuje rolę psychologa w osiąganiu wyników. Myślę, że to błąd. Wiele osób myśli, że sobie poradzi, a wielu osobom psycholog kojarzy się z psychiatrą. Prawda jest taka, że taka pomoc jest niezbędna. Powiem szczerze, że kiedyś bałem sięrywali, nie chciałem z nimi startować. Dzięki psychologowi uświadomiłem sobie, że bez tego elementu rywalizacji, bez tych lepszych zawodników, nie będę w stanie poprawiać własnych wyników. Na początku współpraca z psychologiem wynikała głównie z ciekawości, ale kiedy dostrzegłem profity naszej pracy, uświadomiłem sobie, że to kluczowy element treningu. Po pewnym czasie było już tak, że w okresie startowym chodziłem do psychologa codziennie.
Dużo zawodników mówi, że w głowie jest połowa sukcesu, ale kiedy pytam ich ile czasu poświęcają na trening fizyczny, a ile czasu na ćwiczenie „swojej głowy” to zazwyczaj odpowiadają, że przecież głowę mają mocną i nie muszą trenować z psychologiem. Uważam, że to błąd. Tak samo trzeba trenować ciało i naszą psychikę. To po prostu daje później niesamowite efekty na starcie.
Mówiłeś, że starty wyższej rangi są bardzo ważnym bodźcem i tego brakuje młodym. Problem w tym, że znaczna część tego typu zawodów odbywa się za granicą, co wiąże się z kosztownymi podróżami. Czy nasi zawodnicy chcą startować, ale nie mają możliwości finansowych czy tę ogładę powinni zdobywać tylko na zawodach mistrzowskich, które są kluczowym czynnikiem do osiągania dobrych wyników sportowych?
Każdy start uczy. Uczy chociażby tego jak zachować się na końcowym odcinku lub jak się ustawić do pobierania płynów. Faktycznie, w Polsce nie ma tylu imprez, ile by się chciało. Są tylko trzy – zawody w Zaniemyślu, Gdańsku i Katowicach. Cały czas walczymy o większą ilość startów na tym poziomie i myślę, że związek powinien się bardziej na tym skupić, postarać się wprowadzać więcej polskich imprez, by przyjeżdżali na nie zawodnicy z innych państw, a nie my jeździli po Europie. Jeśli chodzi o wyjazdy zagraniczne, to samemu trzeba płacić za przejazdy. Wiadomo, że raz na jakiś czas trafi się sponsor, koszty pokryje klub, ale zawodnik zazwyczaj nie ma czasu na zajmowanie się pozyskiwaniem finansowania. Oczywiście jest możliwość zatrudnienia managera, ale nie każdego na to stać, albo nie posiadają takiego poziomu, by startować na najważniejszych zawodach na świecie. Większość naszych zawodników ma jednak potencjał, aby startować w imprezach rangi mistrzowskiej, których organizatorem jest IAAF. Takich startów w roku jest wiele. Skład takich zawodów nieraz jest lepszy niż np. Mistrzostwa Europy, co nie zmienia faktu, że europejczycy są w tym momencie jednymi z najlepszych na świecie. Na ostatnich Mistrzostwach Świata w pierwszej ósemce w chodzie był tylko jeden zawodnik spoza Starego Kontynentu. Jeżeli podliczymy wszystkie starty rangi mistrzowskiej oraz te krajowe, to myślę, że bez problemu każdy zawodnik spokojnie może wypełnić swój kalendarz startowy. Do tego dochodzą różnego rodzaju mecze międzypaństwowe i meetingi. Jest Race Walking Challenge, czyli te 7 dużych startów i dodatkowo do nich dołączane są starty mniejszej rangi. Niejednokrotnie bliżej było mi pojechać na zawody np. do Austrii niż jechać na zawody do Gdańska, bo koszty są podobne. Żyjemy w czasach, kiedy samolotami można latać za naprawdę małe pieniądze tym bardziej kiedy starty można zaplanować z wyprzedzeniem. Dlatego myślę, że kwestią nie jest koszt lecz bardziej ułożenie programu startów. Wiadomo, że nie można wybrać wszystkich, a trzeba je dobrać odpowiednio do budowania formy. Chód sportowy to dyscyplina bardzo wytrzymałościowa. Starty na 20 i 50 km wykańczają organizm. Myślę, że zawodnik nie powinien startować więcej niż 8-10 (jeśli chodzi o starty od 3 do 20km) razy w roku w tych największych imprezach oraz kilka uzupełniających startów w polskiej lidze lekkoatletycznej i Mistrzostwach Polski. Razem to daje 13-17 startów w roku i to jest moim zdaniem maks. Jednym słowem jest gdzie startować.
Powiedziałeś, że Polski system szkolenia jest niepoukładany, co konkretnie miałeś na myśli?
Mam wrażenie, że tzw. koordynator chodu sportowego nie ma żadnego pomysłu na rozwój konkurencji w kraju. Chód to specyficzna konkurencja, gdzie sezon letni zaczyna się już w marcu, a kwiecień i maj to już pierwszy szczyt formy ze startem na PE lub PŚ. Terminy obozów są często planowane grupowo, a ciężko jest wrzucić wszystkich do jednego worka. Musimy mieć zgrupowania klimatyczne – choćby w Portugalii, czy Hiszpanii, które kosztują niemal tyle samo co w Polsce. Starty zawodników są często nieprzemyślane. Zawodnicy nie mają stabilizacji wyników, czego nie ułatwia coroczny system rozliczania – gdyby był choćby dwuletni…. Do 2004 roku, w PZLA była kadra A (czyli zawodnicy, którzy na imprezach rangi mistrzowskiech zajmowali miejsca od 1 do 8) imprez i kadra B (9-16) ze stypendium. Potknięcie przesuwało zawodnika do kadry B , a nie jak teraz wyrzucało w niebyt. To pozwalało przetrwać i wrócić na wysoki poziom po słabszym roku. Myślę, że właśnie wtedy skończyła się dobra era polskiego sportu.
Od parunastu lat nie drgnęła podstawa stypendialna. W Związku powinien pracować ktoś, kto pomoże zawodnikom choćby przygotować oferty dla sponsorów, portfolio, itd. Pozyskane środki przez zawodników (sponsorów) pomogą podnieś ich poziom, a związek też na tym tylko może zyskać. Fajnie, że podpisano umowę z fundacją, która pomoże części sportowców.
Co więcej? Należy podnosić poziom trenerów tylko dla chodu. Nie pamiętam kiedy odbyła się jakaś konferencja szkoleniowa (dotycząca sędziowania, analizy techniki chodu, biomechaniki ruchu itd). Kuleje praca z młodzieżą.
Kto za to odpowiada?
Kto za to odpowiada?
Odpowiadamy wszyscy wspólnie – począwszy od Ministerstwa Sportu i jego programu, a skończywszy na zawodniku. Myślałem, że jeśli powołano Bogdana Bułakowskiego, który objął funkcję koordynatora, to wiele się zmieni. Niestety. Dd tamtego czasu powstało tylko więcej chaosu i niedomówień.
Konkretnie?
Np. brak startu Rafała Sikory na MŚ, czy też brak jakichkolwiek działań, które miałaby promować chód. Rozwarstwienie struktury i podział na trenerów klubowych i kadrowych, którzy załatwiają swoje interesy bez jedności i wyznaczonego kierunku. Dalej zasady kwalifikacji zawodników do imprez są niejasne. Zmienne z roku na rok czego sam doświadczyłem w 2013 roku. Mało brakowało, a w ogóle nie wystartowałbym na Mistrzostwach świata i zakończyłbym karierę reprezentacyjną...
Gdyby Zarząd PZLA (jeszcze raz dziękuje!) nie zmienił decyzji co do mojego startu, to na pewno nie rozmawiałbym tutaj z Tobą jako szósty zawodnik świata z nowym rekordem życiowym. Myślę, że podziały na różne grupy treningowe mają plusy i minusy. Niektórzy zawodnicy chcą trenować pod okiem trenera Kisiela inni natomiast u innych trenerów. Gdybym to ja był trenerem kadry to wiedziałbym jak „posprzątać“ sytuacje w polskim chodzie. Aby to było możliwe, to Główny trener kadry Polski odpowiadający za chód sportowy powinien mieć duże poparcie PZLA, oraz decyzyjność i od 3 do 5 lat na pracę.
Co według Ciebie trzeba jeszcze zatem zmienić?
Nie chciałbym, aby patrzono na mnie jak na alfę i omegę. Ja po prostu jestem w tym środowisku od 21 lat – mam porównanie, mam pewne spostrzeżenia, szukam nowych rozwiązań, bo stanie w miejscu to uwstecznianie się. Nieliczni chcą z tego korzystać, a niektórzy jeszcze przeszkadzają...Teraz trzeba zapomnieć o tej przeszłości i dojść do spójnej myśli szkoleniowej. Poukładać zgrupowania. Nie wiem jaki jest problem w organizacji zgrupowań przygotowujących zawodników do startów już na początku marca czy kwietnia, czyli od momentu, w którym startuje sezon. Nie rozumiem, w czym problem, aby takie zgrupowania miały miejsce w Turcji czy Tunezji, Portugalii czy Hiszpanii, gdzie przez cały okres zimowy można trenować w doskonałych warunkach, co w chodzie sportowym jest niezwykle ważne.
Sugerowaliście zamiany Polskiemu Związkowi Lekkiej Atletyki?
Co według Ciebie trzeba jeszcze zatem zmienić?
Nie chciałbym, aby patrzono na mnie jak na alfę i omegę. Ja po prostu jestem w tym środowisku od 21 lat – mam porównanie, mam pewne spostrzeżenia, szukam nowych rozwiązań, bo stanie w miejscu to uwstecznianie się. Nieliczni chcą z tego korzystać, a niektórzy jeszcze przeszkadzają...Teraz trzeba zapomnieć o tej przeszłości i dojść do spójnej myśli szkoleniowej. Poukładać zgrupowania. Nie wiem jaki jest problem w organizacji zgrupowań przygotowujących zawodników do startów już na początku marca czy kwietnia, czyli od momentu, w którym startuje sezon. Nie rozumiem, w czym problem, aby takie zgrupowania miały miejsce w Turcji czy Tunezji, Portugalii czy Hiszpanii, gdzie przez cały okres zimowy można trenować w doskonałych warunkach, co w chodzie sportowym jest niezwykle ważne.
Sugerowaliście zamiany Polskiemu Związkowi Lekkiej Atletyki?
Oczywiście. Jeszcze raz się odwołam do tego, że jednak nie powinno być tylko tak, że dobre warunki mają tylko najlepsi zawodnicy. Do 2004 roku było tak, że była kadra A i kadra B. Zawodnicy rokujący z kadry B mieli możliwość wskoczenia do kadry A. Teraz tego nie ma. Zlikwidowano Puchary Świata i Puchary Europy jako imprezy, w których dobry start pozwalał uzyskać stypendium. W chodzie te zawody są naprzemiennie i ciężko wywalczyć wysokie miejsca akurat tam gdyż startuje w nich po trzech, a nie po czterech czy pięciu zawodników z danego kraju.
Wszystkich znów wrzucono w Ministerstwie do jednego worka i „ucięto” te zawody, za które jest szkolenie i finansowanie. Teraz jest tak, że co rok trzeba potwierdzać najlepszą formę podczas gdy przygotowanie do niektórych imprez wymaga jednego lub dwóch kroków w tył, co dopiero później procentuje lepszym wynikiem. W obecnym systemie rozliczania zawodników nie ma takiej możliwości. Każdy musi walczyć o przetrwanie. Kolejna sprawa to stypendia. Od 2002 nie zmieniła się ich podstawa. Nikt nie bierze pod uwagę inflacji. W 1996 miałem stypendium na poziomie 1000 zł za 7. miejsce na Mistrzostwach Świata Juniorów. Teraz, aby takie stypendium otrzymać musiałbym uplasować się coś koło 7-8 miejsca na Mistrzostwach Europy!
Jesteśmy przecież ponad dekadę później, a to nie przyciąga potencjalnych zawodników do chodu, do lekkiej atletyki, do sportu - bo te stawki są takie same w każdej dyscyplinie pod egidą Ministerstwa Sportu. Trzeba szukać własnych sponsorów i tutaj przy okazji chciałbym podziękować firmie ActiveJet, która mi pomaga od 2007 roku. Myślę, że gdyby nie sponsorzy (ActiveJet, Hotel Halicja w Ulanowie, Hejs) to dawno już bym nie trenował. Mam rodzinę i pewien poziom życia muszę jej zapewnić.
Jak Twój sponsor, czyli marka ActiveJet wspiera Ciebie? Jak Ty wspierasz Twojego sponsora?
Jak Twój sponsor, czyli marka ActiveJet wspiera Ciebie? Jak Ty wspierasz Twojego sponsora?
Firma Action i jej marka ActiveJet pomaga mi od 2008 roku. Mam z nimi podpisaną umowę sponsorską, na udostępnianie wizerunku, mam ich logo na stroju treningowym i startowym, na stronie internetowej www.grzegorzsudol.pl oraz na wszelkich materiałach reklamowych. Jestem do dyspozycji podczas kampanii reklamowych czy spotkań.
Jesteś doświadczonym zawodnikiem. Gdzie jeszcze leżą u Ciebie rezerwy?
Chciałbym nadal stosować namiot tlenowy, który pomaga mi w treningu. Na pewno będę się starać zamieniać zgrupowania krajowe na te zagraniczne. Mam już swoje rejony gdzie najlepiej mi się trenuje, takie jak Słowacja czy Hiszpania. Tam czuję, że trening jest najbardziej efektywny. Świetnie znam swój organizm i lepiej wyczuwam jakie bodźce są mi potrzebne. Na pewno są jeszcze rezerwy jeżeli chodzi o dietę i suplementację, myślę że można ją lepiej ustawić. Razem z trenerem Wacławem Mirkiem zmieniliśmy trening i bodźce.
Co to znaczy?
Np. kumulujemy treningi trzydniowe, bardzo ciężkie, czego do tej pory nie robiłem. Na pewno rezerwy drzemią w sile. Na pewno pomaga mi joga jako uzupełnienie braków i wyciszenie po mocnych treningach. Wcześniej robiłem obwody siłowe po dwanaście powtórzeń z przerwą np. 3 minuty, teraz potrafię robić obwody przez godzinę nie mając żadnej przerwy. Na pewno po starcie na ostatnich Mistrzostwach Świata czuje się bardzo mocno jeżeli chodzi o samą siłę mięśni. Jestem cały czas na bieżąco z nowościami treningowymi, obserwuje co się dzieje na rynku treningowym. Trzeba cały czas szukać nowych bodźców. Jest pewien szablon, na którym się opieram, ale próbuje nowych rozwiązań.
Często wspominasz o własnej firmie. Przedsiębiorczości. Czym zajmuje się firma, którą założyłeś i czy jej działalność jest związana ze sportem?
Firma jest pomysłem na to co chciałbym robić po zakończeniu kariery. Chodzi przede wszystkim o dystrybucję sprzętu sportowego. Można u mnie kupić tak naprawdę wszystko co jest potrzebne lekkoatlecie, czy biegaczowi. Coraz więcej osób biega i jest popyt na tego rodzaju produkty. Odzywają się też do mnie organizatorzy dużych biegów np. Cracovia Maraton, dla których robię koszulki z nadrukami. Albo Festiwal Biegowy, który zamówił ostatnio 14 tys. różnego rodzaju produktów od worków sportowych po koszulki techniczne. Chciałbym też zająć się treningami personalnymi i rozpisywaniem planów treningowych, ponieważ coraz więcej osób się do mnie odzywa właśnie w tych kwestiach. Wielu już pomagam, przygotowuję, podpowiadam – wszystko w ramach wolnego czasu.
Co poza biznesem?
Pracuje na AWF w Krakowie gdzie prowadzą zajęcia z LA. Może kiedyś mógłbym próbować swych sił jako trener kadry. Jedyne co mogłoby mnie powstrzymywać to brak akceptacji żony, że znów większość czasu spędzałbym poza domem, a pochwalę się, że w drodze jest już drugie dziecko. Jedno jest pewne, nawet po zakończeniu kariery nie wyobrażam sobie życia bez sportu. To jest to co chce robić w życiu.
Jak Twoim zdaniem będzie wyglądał dalej chód sportowy w kraju? Czy ma szanse przetrwać?
O chód sportowy trzeba dbać, podobnie jak o inne dyscypliny, bo dzieci są coraz mniej sprawne, a WF już dawno zszedł na dalszy plan. Dlatego też włączyłem się w akcję przywracającą ważność WF-u w szkołach. Ma jednak dużą szanse przetrwać. Mamy kilku zawodników na wysokim poziomie chociażby Dawida Tomalę, Łukasza Nowaka. Wydaje mi się, że tu raczej chodzi o ogólny kryzys w lekkoatletyce, nie tylko w chodzie. W rozmowie z jednym z byłych szefów PZLA dowiedziałem się, że za jego kadencji zrzeszonych zawodników było około 45 tysięcy, teraz jest to 8-9 tys. osób. Lekkoatletyka w tym kraju nie jest opłacalna. Te same zarobki co najlepsi zawodnicy w kraju mają piłkarze lig okręgowych. Możemy, a raczej powinniśmy wspólnie to zmieniać. PZLA powinno mocniej wspierać kluby, trenerów i poszczególnych zawodników. Kluby nie stać na trenerów, choć płace są na żenującym poziomie...
Niejednokrotnie jest tak, że w klubie jest jeden trener od wszystkiego: skoki, biegi, rzuty – wszystko na głowie jednej osoby. Trzeba zacząć promować lekkoatletykę. Mamy kilku wybitnych atletów z dyscyplin rzutowych, kilku biegaczy, skoczków, chodziarzy, sprinterów. Trzeba pokazać ludziom, że lekka to jest coś interesującego, że każdy może znaleźć coś dla siebie. Dlaczego przy orlikach nie ma bieżni lekkoatletycznych? Meetingi powinny być bardziej nagłośnione. Mistrzostwa Polski tak samo. Powinny rozgrywać się imprezy towarzyszące dla dzieci i młodzieży, może takie zabiegi przyciągną kibiców na stadiony. Trzeba angażować społeczności lokalne przy okazji organizacji większych imprez. To przyciągnie dodatkowych kibiców i nakręci następnych zawodników. Rozmawiałem kiedyś z osobą z Polskiego Związku Hokeja, który powiedział, że oni wykupywali transmisję w ramówce, aby ratować tą dyscyplinę. Może nadszedł czas, by PZLA poszło tym śladem. Liczyłem, że jak mieliśmy szefa Sportu w TV Roberta Korzeniowskiego, to LA będzie bardziej promowana. Niestety. Być może zabrakło dialogu i wspólnej myśli. Lekkoatletyka jest produktem, tylko trzeba ja umieć sprzedać, pokazać a dzięki temu przyciągniemy na stadiony młodzież, z której będzie można wytrenować przyszłych mistrzów.
Jaką największą naukę wyciągnąłeś od Roberta Korzeniowskiego?
Jaką największą naukę wyciągnąłeś od Roberta Korzeniowskiego?
Robert był moim idolem sportowca, później trenerem i mentorem. Kiedy on kończył, ja dopiero zaczynałem powoli piąć się w górę wynikowej tabelki. Myślę, że mocno się zżyliśmy przed Igrzyskami w Atenach. Robert dobrze mnie poznał, ja też miałem okazję spróbować jego stylu pracy, pojąć jego filozofię treningu, pooglądać perfekcję planowania czy olbrzymie doświadczenie. Robert Korzeniowski nauczył mnie przede wszystkim konsekwencji, poukładania treningu i dnia. Pokazał mi, że z tego sportu da się wyżyć, że można się tym dobrze bawić, że trzeba mieć marzenia i je realizować. Pomógł ukształtować mnie jako sportowca. Ten proces rozpoczął Julian Zięba mój pierwszy trener, potem Krzysztof Kisiel, właśnie Robert, następnie Ilya Markov i teraz kontynuuję ją sam oraz mój aktualny trener Wacław Mirek.
Dziękuję za rozmowę!
