Jak to dobrze, że prezydent zgodził się na telewizyjną debatę. Jak to dobrze, że ją obejrzałem. Warto było czekać. Na pierwsze pytanie zadane przez kandydata Dudę. Wśród wielu spraw niecierpiących zwłoki, ważnych i pierwszorzędnych, istotnych dla narodu i obywateli teraz i w najbliższej przyszłości na plan pierwszy wysunęła się kwestia, czy Polska to nie tylko ofiara, ale i kat narodów. Na tydzień przed drugą turą najważniejszy jest stosunek głowy państwa do Jedwabnego. Zaiste, jedwabiste to pytanie.

REKLAMA
Poczułem się, jakbym miał - podejrzewam, że takie właśnie może być, bo jestem pijący nienadużywający - delirium tremens. Albo deja vu. Jakiś wehikuł czasu, za sprawą którego przeniosłem się w czas sprzed 10 kwietnia 2010 roku. Poczułem uderzenie w tył głowy, błyskawiczne "Skądś to znam" i zaraz potem: "Już wiem skąd".
Kim jest prawdziwy Polak? To człowiek zgięty w pół pod ciężarem krzyża, z głową - jak żona Lota - ciągle przekręconą w tył, w tragiczną przeszłość, z nogami spętanymi biało-czerwoną szarfą. Z flagami opuszczonymi do połowy masztu, z wieńcem i wiązanką kwiatów składaną pod pomnikiem ku pamięci i czci. Wśród wrogów otaczających nas ze wschodu, z zachodu i południa, imperialistów zza oceanu i Unii Europejskiej (gdzie schronienie znalazł zbiegły z kraju Donald T.) - szukający przyjaciół z konieczności nieco dalej - na przykład w słonecznej Gruzji.
Nie mogąc wybaczyć rządzącej partii całego szeregu zaniechań, przedkładania interesów własnych nad publiczne itd. itp., z przerażeniem skonstatowałem, że oto już za chwilę mogę być wrzucony w opisaną wyżej wistość rzeczy. Najpierw brodząc (bredząc?) w niej stopami, a od jesieni, po wyborach parlamentarnych, zanurzony po dziurki w nosie. Z głową raz po raz wpychaną pod wodę.
Panie Boże, który - wierzę - że jesteś, chroń nas od przyjaciół, bo z wrogami poradzimy sobie sami - jak mówi stare powiedzenie. Chroń mnie od tych, co przekonani są, że co prawda jesteś Bogiem wszystkich ludzi, ale nas, Polaków, najbardziej. Chroń mnie od garniturów z Janem Pawłem II w klapie. Od ludzi, którym wciąż z ust wypadają przekleństwa takie, jak honor, ojczyzna, naród czy historia. Od tych, którzy będą kłaść mi dłonie na kołdrze i zaglądać między nogi mojej żonie. Chroń mnie przed tymi, którzy w swych sercach noszą remedium na wszystkie moje smutki i niepokoje.
Którzy uszczęśliwiać mnie będą ze wszystkich sił swoich, za wszelką cenę, nawet wbrew mojej woli. Codziennie, od rana do późnej nocy, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu. Co najmniej przez długie pięć lat.