Jasny gwint - nie przymierzając, w gramofonie! I jakże ja teraz mam dalej, w dodatku - poskarżę się - charytatywnie, blogować?! Jakże to po takich obscenach do klawiatury zbliżać? Toć ryzykuję jeśli nie porażenie mózgowe, to prądem przynajmniej.

REKLAMA
Niech mi ci, co to wiedzą, że o nich chodzi, odpuszczą polonistyczne zboczenie i przywoływanie nadaremno w tych niskich blogowych progach nazwisk wieszczów, ale jako grafoman podeprzeć się muszę celniejszą frazą:
Bo wiersze wolno pisać rzadko i niechętnie,
pod nieznośnym przymusem i tylko z nadzieją,
że dobre, nie złe duchy, mają w nas instrument.
Poeta
Pisała pani kiedy?
Rachel
Nie chciałam.
Gust ten właśnie wielki miałam,
żeby nie pisać - lichą formą się brzydzę.
Niech mi wybaczą, raz jeszcze proszę, nie tylko Miłosz i Wyspiański cytowani wyżej.
Ale zaraz - co to ja chciałem? Ach, już sobie przypominam. Kiedyś, gdy jeszcze intensywnie śledziłem "Idola", zdarzało mi się, po którymś kolejnym z wiekopomnych tzw. wykonów, w przerwie na reklamy, wyłuskać odpowiednią płytę z półki (tak jest: płytę z półki, a nie klip z youtube'a) i odkręcić nieco mocniej potencjometr wzmacniacza. Tak na odreagowanie, dla nadania właściwego wymiaru sprawom i rzeczom.
Ludzie, przecież te zdania - dziś i w przeszłości - które na pohybel samemu sobie popełniłem, to tylko po to, by powiedzieć Wam, że lubię, że kocham. Te zdania tylko po to, by zaraz Wam zapuścić - doktorat albo nawet habilitację z rokendrola. Jednakże nie moje to (cóż począć) osiągnięcia naukowe, ale...
W tym przypadku - czterech facetów. Jest rok 1971. Pracują w studiu, nagrywając swoją czwartą płytę. A w wolnej chwili, zupełnie ad hoc, rejestrują coś takiego:
Play it again, Sam!
Once more, one more time!
Raz, dwa, trzy... Mało! Sto procent rokendrola w blogu!