Na zapoznanie się z projektem ustawy o TK posłowie mieli osiem godzin i osiem minut, w większości w czasie, kiedy zwykle się śpi: między 23:57, a 8:05. W tym czasie posłowie mieli przeczytać tekst projektu, poczytać w sejmowej bibliotece (w nocy nieczynnej) potrzebne dokumenty, zastanowić się, czy potrzebne są jakieś poprawki…
A od rozpoczęcia debaty do przegłosowania ustawy upłynęło 19 godzin i 40 minut. Niezbyt dużo jak na ustawę o jednym z filarów demokratycznego państwa prawa, prawda?
Pośpiech w takich sprawach budzi jak najgorsze podejrzenia, co do intencji ustawodawcy. Starałem się zrozumieć te intencje i wydaje mi się, że zrozumiałem.
Minister Ziobro powiedział, że przecież nie możemy pozwolić na to, by większość sędziów TK pochodziła jeszcze z czasów rządów PO. A więc użył argumentacji czysto politycznej. PiS metodą faktów dokonanych chce doprowadzić do tego, że TK stanie się tylko atrapą TK. Zasada rozpatrywania spraw w porządku chronologicznym prowadzi do tego, że sprawy mniej ważne będą rozpatrywane wcześniej, niż sprawy ważniejsze i pilniejsze.
Drugim zarzutem w zakresie niekonstytucyjności jest łamanie zasady niezawisłości sędziego. Ta zasada jest naruszona w dwóch miejscach, m.in. przez umożliwienie Prezydentowi oraz Ministrowi Sprawiedliwości składania wniosku o postępowanie dyscyplinarne wobec sędziów TK. Jest to ingerencja władzy wykonawczej w stosunku do władzy sądowniczej.
Po spotkaniu z Komisją Wenecką Marszałek Senatu Stanisław Karczewski powiedział, że rozmowa była powtórzeniem dyskusji między PiS i PO. Tu ma rację: w tej minidebacie politycy PO przedstawiali argumenty prawne, politycy PiS – polityczne. Nie jest natomiast prawdą, że doszło do jakichś konkluzji. Jej werdykt poznamy później.
Niepokojąca jest wypowiedź premier Beaty Szydło: „w zależności od tego, jakie będą końcowe wnioski, wtedy będę mogła się odnieść do tego, w jakim stopniu ta opinia wyczerpuje przedmiot naszej dyskusji i będziemy mogli do tej opinii się ustosunkować”. Sugeruje to, że gdy opinia Komisji będzie po myśli PiS, wtedy rząd ją zaakceptuje, a gdy nie po myśli – wówczas ktoś z rządu powie, że taką opinię można kupić w każdym sklepie z opiniami.