Jak donoszą media jutro odbędzie się uroczysta intronizacja Jezusa Chrystusa na króla Polski. Łagiewniki, gdzie będzie miała miejsce koronacja odwiedzi sam Andrzej Duda, Prezydent Rzeczypospolitej, wybrany głosami zarówno wiernych Kościoła Rzymskokatolickiego, jak i tych którzy do tej wspólnoty nie przynależą. Nie zamierzam szydzić z Dudy, obwołanego już przez swoich zwolenników poczętym z błogosławionego łona i wielkim ratownikiem hostii. Z religii szydzić również nie będę. Żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo przynależeć do takiego obrządku, jaki jest jemu bliski. Jednak decyzja Dudy o uczestnictwie w uroczystości to kolejne pogwałcenie zasady rozdziału Kościoła od Państwa.
Latami sejmowe decyzje o wsparciu pieniędzmi podatników Budowy Świątyni Opatrzności Bożej czy uchwały dziękujące opatrzności za deszcz (były takie!) wzbudzały uzasadniony sprzeciw. I nie chodzi o to czy jesteśmy katolikami czy też nie. Każdy kto rozumie, że Państwo i Kościół Rzymskokatolicki to dwa różne porządki powinien sobie zdawać sprawę z konsekwencji. W tej kadencji mieliśmy już do czynienia m.in. ze specjalnymi uprawnieniami dla Kościoła w ustawie o ziemi, dotowaniem prywatnego biznesu Taduesza Rydzyka z pieniędzy podatników i straszeniem ateistów deportacjami. Przy tym jakieś święto religijne ze średniowiecznym przekazem (dziś nikt przy zdrowych zmysłach nie postuluje powrotu do monarchii) powinno budzić co najwyżej uśmiech.
Jednak to co robi Duda to wyraźny sygnał: nie zamierzam oddzielać swoich przekonań religijnych i prywatnego światopoglądu od wypełniania funkcji Prezydenta. Będę kierował się zaleceniami episkopatu i zaszczycał wszystkie uroczystości kościelne. Chrystus nie żyje. Biskupi tak. Jeśli on jest królem, to episkopat to Rada Królewska. Która z pewnością z przyznanych przez Dudę prerogatyw skorzysta i gdy przyjdzie co do czego upomni się o swoje. A lista życzeń jest długa, od zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej począwszy na finansowym wsparciu skończywszy.