Reakcje na przyjście z Zachodu tradycji świętowania śmierci „na groteskowo” są w Polsce, jak to w Polsce, najróżniejsze. Ale z czym tak w gruncie rzeczy, z perspektywy katolicyzmu, mamy do czynienia?
Catholic Voices Polska - nowocześnie i odważnie o wierze i nauce katolickiej www.catholicvoices.pl
W komentarzach na temat Halloween mogliśmy odnaleźć praktycznie wszystko. Od pozytywnej i motywowanej pragnieniem zgody z ludźmi innych kultur chęci wzbogacenia rodzimych zwyczajów, przez przyjęcie ich zabaw, włączając w to „kult padliny na wesoło”, poprzez ciekawski konformizm, komercyjne zacieranie rąk na kolejną okazję wciśnięcia klientom steku bubli za kochane złotóweczki, indyferentyzm, wybiórcze wdrażanie sympatycznych elfowo–cukierkowych elementów, z pominięciem tych turpistyczno–mrocznych (lub odwrotnie), po znużone zalewem post-pogańskiej bylejakości ignorowanie zjawiska lub wreszcie po poważną i głęboką reakcję w postaci intensywniejszego niż dotąd i bardziej świadomego obchodzenia Uroczystości Wszystkich Świętych lub wręcz kontrofensywę poprzez zwalczanie nowej fali. A jak jest w istocie?
Hallowe’en, którego nazwa pochodzi od All Hallow Eve, czyli Wigilii Wszystkich Świętych, to część naszego ziemskiego doświadczenia, które dotyczy tak całej ludzkości w jej historii, jak i każdego poszczególnego człowieka. Obrzęd ten jest z jednej strony reakcją na lęk, a z drugiej uczestniczeniem w doświadczeniu przestrachu przed fizyczną degradacją naszej doczesnej postaci, czyli śmiertelnego ciała. Wszelkie obrzędy polegające na udawaniu są najbardziej podstawowym sposobem oswajania i przezwyciężania przez ludzi pierwotnych tego, co ich ogarnia lękiem, co przerasta ich wyobraźnię i przekracza pole doświadczenia. Poprzez udawanie „bycia dorosłymi” dzieci oswajają nieznany i nieogarniony zakres odpowiedzialności i ostatecznej samotności ludzi dojrzałych. Poprzez rytualne udawanie końca świata i początku świata ludy pierwotne oswajały niewyobrażalność upływu czasu itd.
Podobnie jak mięsopusty (carnevale), czyli nieraz wręcz bakchiczne zaspokajanie potrzeb cielesności, nadmierne, ordynarne, rubaszne i na różne sposoby wykraczające poza ramy tego, co jest przyjęte wśród ludzi o obyczajowości estetycznie pozytywnej, zabawa w halloweenowy estetycznie odrażający „mięsorozpad” jest wyobraźni prostych ludzi potrzebna, by w sposób mimetyczny „przetrenować” to, co każdego czeka, kiedy wyda ostatnie tchnienie.
Jesteśmy ciałem i staniemy się prochem, nie ma rady. My, katolicy, o tym też wiemy i refleksja dotycząca losów ciała każdego człowieka i nas dotyczy. Ba, troszczymy się, jedni nawykowo, inni z przekonaniem, jeszcze inni z mocą i przywiązaniem, o doczesne szczątki naszych przodków i bliskich, by spoczywały w jak najbardziej godnych warunkach, to znaczy jak najmniej narażone na straszności chemicznego rozpadu – chronimy je przed dzikimi zwierzętami i mieszkańcami gleby i z pełnym nadziei nabożeństwem układamy je w kryptach, większych lub tych powszechnych, małych, na jakie pozwalają warunki cmentarzy – gdzie mają szanse się obsuszyć i zmumifikować a nie zdeformować. I czekamy.
Czekamy, ponieważ wierzymy w coś jeszcze – mianowicie, w to, czego treść wyraża Uroczystość Wszystkich Świętych, do której refleksja nad nietrwałością ciała jest zaledwie wigilią – przygotowaniem. Wierzymy mianowicie, że znakomita część ludzi, być może większość, a być może nawet wszyscy (co wydaje się naprawdę mało prawdopodobne, to jednak jest możliwe), odpowie podczas Sądu Ostatecznego przychylnie na Boską ofertę Odkupienia przez wspaniałomyślne miłosierdzie Syna, i zostanie wskrzeszona, jak Łazarz, wraz z ciałem. Nasi Święci, wierzymy, jeszcze za życia odpowiedzieli na tę ofertę pozytywnie i w niebiańskim spokoju oczekują na Ów Dzień, kiedy zostaną nam oddane nasze własne ciała, tyle że piękniejsze i niezniszczalne. Świętych prosimy o modlitwę, byśmy i my nie musieli się wahać i strachać, i tracić nadziei pars traktując pro toto – rozpad ciała traktując jako całą prawdę o śmierci a życie w dzisiejszym naszym ciele traktując jako życie całe.
Hallowe’en jest dla nas więc przedświętem, przededniem wielkiego świętowania – brzydkim, kiczowatym i groteskowym, takim jak po trosze całe nasze życie, po którym obyśmy się doczekali takiego, o jakim po cichutku sobie marzymy, atrakcyjnego, realnego i takiego z krwi i kości. Jasnej krwi i zgrabnej kości.