Piotr Głowacki i Wojciech Mecwaldowski w filmie "Dziewczyna z szafy", reż. Bodo Kox
Piotr Głowacki i Wojciech Mecwaldowski w filmie "Dziewczyna z szafy", reż. Bodo Kox fot. Anna Rzepka/Kino Świat

Film Bodo Koksa jest ironiczny i wzruszający. Komedia idzie ramię w ramię z melodramatem, a narracyjna swoboda nie wyklucza artystycznej dyscypliny. Jeśli krytycy porównywali kreację Wojciecha Mecwaldowskiego do tej stworzonej przez Dustina Hoffmana w legendarnym "Rain Manie", to nie było w ich porównaniach wielkiej przesady. Film od piątku w kinach

REKLAMA
Jacek (Piotr Głowacki) ma nieco ponad 30 lat, powodzenie u kobiet, niezłą pracę i brata chorego na zespół sawanta. Mieszkają razem. Rodzice zmarli dawno temu, dlatego Jacek jest jedynym opiekunem Tomka (Wojciech Mecwaldowski). Ten ostatni prawie się nie odzywa, ma guza mózgu i niecodzienne hobby – lubi wychodzić na dach, by, patrząc w niebo, wyobrażać sobie latające po nim zeppeliny. Na co dzień Jacek tworzy strony internetowe. Pracuje z domu. Tylko raz na jakiś czas musi wyjść na spotkanie z klientem lub randkę. Wtedy zostawia Tomka pod opieką wścibskiej sąsiadki (Teresa Sawicka). Pewnego dnia podręczna opiekunka nie może zająć się chorym bratem, a Jacek po raz pierwszy puka do drzwi tajemniczej Magdy (Magdalena Różańska), rudowłosej dziewczyny z naprzeciwka.
"Dziewczyna z szafy" to opowieść o potrzebie bezpieczeństwa. Bohaterowie Koksa pogrążeni są w tęsknocie. Jednocześnie boją się drugiego człowieka i ran, które może zadać, i marzą o kimś, kto zrozumie ich odmienność. Tutaj każdy jest na swój sposób dziwny. Magda nie lubi ludzi, z dnia na dzień pogrąża się w depresji, spędzając dni zamknięta w szafie, a Tomek zdaje się w ogóle nie dostrzegać otaczającego go świata. Razem odnajdą przyjaźń – dziwną więź stworzoną bez słów.
W swym profesjonalnym debiucie Bodo Kox tworzy kino rozpięte między komedią i psychologicznym dramatem, między baśnią i realistyczną opowieścią o ludziach zagubionych. W jego filmie jest coś z "Bartona Finka" braci Coen i z komedii o życiowych wykolejeńcach. W rodzimym kinie nie było dotąd obrazu równie sprawnego w przenoszeniu tych filmowych konwencji, świeżego i odważnego w warstwie wizualnej. Kox znakomicie balansuje bowiem pomiędzy melodramatyzmem i ironią, między wzruszeniem a dowcipem.
Wielką siłą "Dziewczyny z szafy" są aktorzy – dobrze obsadzeni, czujący konwencję, subtelnie rysujący swoje postaci. Palmę pierwszeństwa dzierży tu Wojciech Mecwaldowski, który pokazuje swoją nieznaną twarz. I jeśli krytycy porównywali jego kreację do tej stworzonej przez Dustina Hoffmana w legendarnym "Rain Manie" to nie było w ich porównaniach wielkiej przesady, bo Mecwaldowski stworzył życiową kreację.
Dinozaur polskiego offu
Wybrał kino, bo w nim spotykały się interesujące go dziedziny sztuki. "Literatem byłem beznadziejnym, ale nie trzeba być wybitnym literatem, żeby pisać scenariusze. Artystą malarzem byłem jeszcze gorszym, ale w kompozycji kadru to nie przeszkadza. No i jest jeszcze muzyka, moja wielka pasja, która daje oddech filmowym opowieściom" - sylwetka i wywiad z Bodo Koksem.