Na lotnisku w Longyearbyen
Na lotnisku w Longyearbyen fot. Piotr Andryszczak
Reklama.
Praca w Stacji trwa rok. W lipcu każdego roku na statku „Horyzont II” przypływają do Hornsundu nowi pracownicy wraz z całym zaopatrzeniem, a ci kończący swoją pracę wracają do Polski. Również na nas przyszła kolej – 5 lipca do fiordu wpłynął statek z XXXVI wyprawą na pokładzie, a my, siedząc w mesie, w milczeniu obserwowaliśmy jego trasę. Minął rok…
logo
Członkowie XXXV wyprawy polarnej PAN fot. Piotr Andryszczak, kolaż Dariusz Ignatiuk
A potem już znany scenariusz – rozładunek, bieganina, nerwy, urządzanie się w nowym miejscu. Też przez to przechodziliśmy, teraz już tak odlegli od tego i tak zdystansowani.
Kilka dni później tradycyjne, uroczyste przekazanie Stacji nowej ekipie. Parę przemów, wciągnięcie na maszty nowych flag, polskiej i norweskiej, łzy, wzruszenie, natłok myśli. I cały czas to poczucie, że to już koniec naszej przygody w Arktyce.
logo
Zdjęcie naszej wyprawy wśród fotografii poprzednich ekspedycji fot. Piotr Andryszczak
Potem pakowanie, przekazywanie obowiązków. Statek „Oceania” należący do Instytutu Oceanologii PAN, który miał nas zabrać do Longyearbyen, nieoczekiwanie przypływa dzień wcześniej, więc nie ma czasu na długie pożegnania. Może to i dobrze.
Podobnie jak w czerwcu, również w lipcu pogoda nie dopisuje – deszcz, mgła, spore zachmurzenie. I właśnie tak też było wieczorem 8 lipca, kiedy odbijaliśmy pontonem od brzegu, żeby dostać się na statek zakotwiczony w fordzie. Ostatnie spojrzenie na majaczący w oddali budynek Stacji, chwila – i już zniknął we mgle. Ściśnięte gardło. Minął rok…
W Longyearbyen sporo Polaków, część z nich znamy, więc okazja do radosnych spotkań. Wiele niesamowitych historii z życia, które tu, w Arktyce, prawie na końcu świata, nabierają niesamowitego blasku.
Życie toczy się dalej, już wpadliśmy w jego wir, ale Arktyka zostanie z nami na zawsze. I kto wie – może pewnego dnia znowu tam wrócimy.