Coś się kończy, coś się zaczyna… W Polskiej Stacji Polarnej na Spitsbergenie już gospodarzy ekipa XXXVI wyprawy polarnej PAN, a my – wróciliśmy do domu.
Praca w Stacji trwa rok. W lipcu każdego roku na statku „Horyzont II” przypływają do Hornsundu nowi pracownicy wraz z całym zaopatrzeniem, a ci kończący swoją pracę wracają do Polski. Również na nas przyszła kolej – 5 lipca do fiordu wpłynął statek z XXXVI wyprawą na pokładzie, a my, siedząc w mesie, w milczeniu obserwowaliśmy jego trasę. Minął rok…
A potem już znany scenariusz – rozładunek, bieganina, nerwy, urządzanie się w nowym miejscu. Też przez to przechodziliśmy, teraz już tak odlegli od tego i tak zdystansowani.
Kilka dni później tradycyjne, uroczyste przekazanie Stacji nowej ekipie. Parę przemów, wciągnięcie na maszty nowych flag, polskiej i norweskiej, łzy, wzruszenie, natłok myśli. I cały czas to poczucie, że to już koniec naszej przygody w Arktyce.
Potem pakowanie, przekazywanie obowiązków. Statek „Oceania” należący do Instytutu Oceanologii PAN, który miał nas zabrać do Longyearbyen, nieoczekiwanie przypływa dzień wcześniej, więc nie ma czasu na długie pożegnania. Może to i dobrze.
Podobnie jak w czerwcu, również w lipcu pogoda nie dopisuje – deszcz, mgła, spore zachmurzenie. I właśnie tak też było wieczorem 8 lipca, kiedy odbijaliśmy pontonem od brzegu, żeby dostać się na statek zakotwiczony w fordzie. Ostatnie spojrzenie na majaczący w oddali budynek Stacji, chwila – i już zniknął we mgle. Ściśnięte gardło. Minął rok…
W Longyearbyen sporo Polaków, część z nich znamy, więc okazja do radosnych spotkań. Wiele niesamowitych historii z życia, które tu, w Arktyce, prawie na końcu świata, nabierają niesamowitego blasku.
Życie toczy się dalej, już wpadliśmy w jego wir, ale Arktyka zostanie z nami na zawsze. I kto wie – może pewnego dnia znowu tam wrócimy.