Ile jeszcze razy media podadzą nam do wiadomości informacje o śmierci lekarza w miejscu pracy? Podobne newsy dotyczą zawodu pielęgniarek. Do ilu incydentów musi dojść abyśmy zrozumieli, że system nie funkcjonuje tak jak powinien?
REKLAMA
Problem jest wielowątkowy. Kiedy wprowadzano kontrakty/umowy cywilnoprawne dla lekarzy i pielęgniarek związki zawodowe protestowały na całego. Rząd Platformy odpierał nasze argumenty pokazując szczęśliwe, samozatrudnione pielęgniarki, które dzięki wspaniałomyślności rządzących zarabiają kilka złotych więcej na rękę. Nikt z nas już wtedy nie wierzył w ten fenomen, z kilku powodów:
1. Otrzymywaliśmy informacje o przymusowych przejściach z umów o pracę na kontrakty. Co więcej - pracownice i pracowników wprowadzano w błąd, nie mówiąc o skutkach umów cywilnoprawnych, braku urlopów, znikomych bądź żadnych środkach przekazywanych na emeryturę.
2. Pracując w oparciu o umowę o pracę ma się prawo do urlopu, zwolnienia. Chory lekarz czy pielęgniarka muszą się w pracy pojawić bez względu na stan zdrowia czy sytuację rodzinną. Jasne, tak jest ze wszystkimi pracownikami pracującymi na śmieciówkach, tyle że nikt zdrowo myślący nie ma chyba watpliwości, że praca z chorymi na oddziale to trochę inna bajka niż praca za biurkiem szczególnie, gdy mówimy lekarzach, pielęgniarkach czy ratownikach medycznych.
3. Nawet media głównego nurtu zauważyły, że z liczbą pielęgniarek, położnych i lekarzy na oddziałach jest coś nie tak. To właśnie między innymi wprowadzenie kontraktów spustoszyło szpitalne korytarze. Obecnie pielęgniarka pracuje nawet 400 godzin w miesiącu, bo pozwala jej na to system. 400 godzin pracy, by zarobić godne pieniądze pozwalające na minimum! Patowa sytuacja - system widzi tą samą pielęgniarkę razy x - jeśli ta pracuje w 3 miejscach, to system widzi 3 pielęgniarki co jest kompletną bzdurą. Ministerstwo jest zadowolone, bo po pierwsze wynagrodzenia rosną, a personelu jest tyle ile powinno. Należy sobie zadać pytanie jak na tym wychodzi pacjent? Opiekuje się nim starzejący, wycieńczony, biegający od placówki do placówki lekarz i pielęgniarka. Ci dwoje też tracą, bo żeby zarobić pracują coraz więcej. Są wycieńczeni. Nie mają czasu dla bliskich. Nie odpoczywają. Nie dojadają. Są podatni na choroby zawodowe. To jest dramat dziesiątek tysięcy ludzi.
4. Lekarze i pielęgniarki, Ci kontraktowi nie są objęci kodeksem pracy, tylko kodeksem cywilnym. Kodeks cywilny nie zakłada, że pracownik może być zmęczony, śpiący, może popełnić błąd, zachorować, chcieć pojechać na wakacje, opiekować się dzieckiem.
Co należałoby w tej sytuacji zrobić?
Po prostu zlikwidować kontrakty. Wtedy bardzo szybko by się okazało, że NAPRAWDĘ nie ma lekarzy i pielęgniarek. Wtedy bardzo szybko by się okazało, że mamy kolejny, ogromny problem płacowy. Wtedy minister Radziwiłł musiałby znaleźć czas na rozmowę ze związkami zawodowymi. Rząd musiałby wziąć realną odpowiedzialność za bezpieczeństwo Pacjenta. Uwierzcie mi, przypadek lekarza z Włoszczowej to wierzchołek góry trupów na kontrakcie.
