
Nadmorski resort koło Pondichery, Tamil Nadu, (cztery gwiazdki)
Parasole nad basenem. Nowy, drogi sprzęt. A mimo to wygląda jak nie-nowy i nie-drogi. Czasze parasoli zwisają smutno, druty nie są napięte. Któregoś dnia odgadliśmy dlaczego. Wczesny ranek. Basenowy jeszcze nie przygotował sprzętu, sami wyciągamy więc materace na łóżka i rozpinamy parasole. Podbiega pracownik. Pokazuje jak napiąć druty. Jest osiem pałąków. Napina co drugi.
- "Jest dobrze" – uspokaja nas – "Będzie się trzymać, wystarczy tyle zrobić".
- „Tak, tak, pęknięta dętka” – potwierdza pracownik. – „Naprawimy zanim wrócicie”
Wracamy wieczorem , odbieramy rowery.
Upsssss! W jednym - flak. Koło napompowane, jednak dętka nie wymieniona.
Widać, wystarczyło tyle zrobić.
Pokój hotelowy, światło górne gasi się przyciskami na szafce nocnej, lampki nocne gasi centralny wyłącznik przy drzwiach wejściowych. Poczytałeś sobie przed snem? To wstań i zgaś światło.
Odkręcasz wodę. Woda leci do umywalki, spływa do rury.... i auć! Leci Ci na nogi!
Bo rura nie ma odpływu. Urywa się w połowie długości pomiędzy umywalka i podłogą. Na szczęście pod Twoimi stopami jest kratka ściekowa więc woda nie zbiera się na podłodze, tylko ścieka dalej. No, ktoś pomyślał!
Bangalore, stolica stanu Karnataka - "o, jest, jest szyld!" - cieszymy się, bo od dłuższego czasu krążymy od ulicy do ulicy z mapą w ręku.
Znaleźliśmy szyld ze strzałką, ale dalej, za zakrętem ślad się urywa. Strzałka prowadzi donikąd.
Kolejne pół godziny zajęło nam znalezienie 8 piętrowego bloku w stanie surowym (bez balustrad i ścian działowych na klatce schodowej ) gdzie na 1 pietrze mieści się Informacja Turystyczna.
Docieramy do niej sunąc plecami po ścianie, byle dalej od brakujących balustrad.
Lotnisko, punkt odprawy bagażowej. Na wyświetlaczach numer lotu: "Emirates, Dubaj lot 545"
Zamieszanie wśród turystów mających bilet "Emirates, Dubaj, lot 547" – do obsługi podchodzą kolejni pasażerowie zerkając to na bilet, to na wyświetlacz i pytają o numer lotu zanim ustawią się w ogonku. "- Ale tam jest 545" - dziwią się. Wzruszenie ramion jest odpowiedzią. Pracownicy obsługi naziemnej cierpliwie odpowiadają na dziesiątki pytań, nikt jednak nie zmienia numeru lotu na wyświetlaczu na właściwy.
Pierwszego dnia malarze mający odmalować stołówkę i korytarze nie zabrali pędzli. Drugiego dnia też czegoś brakowało. Zaczęli malować dopiero trzeciego dnia.
– "A ja im płacę dniówki!” skarży się Amal, właściciel ośrodka - "Tego pomieszczenia, w którym teraz siedzimy w ogóle zapomnieli pomalować. Będę więc musiał umawiać się na tę część pracy osobno i osobno im za to zapłacić!"
- "Tak, widzieliśmy tę ekipę" – przyznaje Aleksandra, turystka– "gdy właściciel kręcił się w okolicy - pracowali, ale gdy tylko pojechał na chwilę do miasteczka, rzucili pędzle, leżeli na trawie pod naszymi oknami i śpiewali." Pełny luzik!
Kalkuta, Muzeum Historii Naturalnej - wypchany tapir żeby się nie rozpaść został dokładnie oklejony taśmą.
Soczewki do oglądania monet po wmurowaniu w gablotę nie zostały oczyszczone z resztek tynku – w rezultacie nic przez nie nie widać.
Obrazy wiszą na ścianach pod różnym kątem. Przekrzywionych nikt nie poprawia.
Za to biletem wstępu do muzeum czasem zajmuje się cały sztab ludzi.
W Pałacu Bangalore ktoś wskazuje drogę do kasy, ktoś inny sprzedaje bilet, dwie kolejne osoby wypożyczają słuchawki z opisem eksponatów (dwie, bo jedna przyjmuje pieniądze, druga wydaje słuchawki) kolejne 2 kasują bilet. Pierwsza odbiera bilet od turysty i podaje drugiej. Druga kasuje, oddaje pierwszej, pierwsza oddaje skasowany bilet turyście.
Można zacząć zwiedzać.
Kampania społeczna FINISH YOUR JOB.
Jednak niskie standardy pracy w Indiach nie są akceptowane. Ludzie świadomi, wykształceni, pracodawcy oraz Ci wszyscy, którzy po prostu czują się odpowiedzialni za kraj - nie akceptują fuszerki.
Nie zgadzają się na niską jakość pracy, dyscyplinują pracowników, żądają napraw, a przy tym denerwują się widząc podejście robotników do pracy i bardzo wyraźnie wstydzą się tego narodowego podejścia do pracy.
Jednocześnie działają. Zarówno w sferach rządowych jak i organizacjach pozarządowych.
Inicjują akcje na rzecz podnoszenia w społeczeństwie świadomości wagi rzetelnej pracy. Rozumienia skutków i kosztów błędów popełnianych podczas pracy.
Jedną z takich kampanii „Finish your job”, której przekaz brzmiał: jeśli zacząłeś pracę, to ją dokończ, obserwowałam w telewizji indyjskiej. To ona zwróciła mi uwagę na drobiazgi, które opowiadane mogą być zabawne, ale w skali kraju zaczynają stanowić widoczny i poważny problem.
A ludzie....
Leżą sobie na tej trawie i śpiewają pod czyimś oknem.
Zajmują się ważnymi sprawami, których nie warto w życiu odkładać jak rozmowa ze znajomymi, spędzanie czasu z rodziną, odpoczynek, jedzenie czy modlitwa.
- "Przepraszam" – zaczepił nas starszy pan – "Obserwowałem Was przez cały lunch. Wpadliście do tej restauracji, zjedliście i właśnie wybiegacie.... Czy zauważyliście jak dziś smakowały pikle?
A że niebo było dziś szczególnie błękitne?
Dokąd Wy się tak spieszycie?"