Mistyczne Taj Mahal to miejsce, które z pewnością znajduje się na wyjazdowej liście większości turystów. Było również na mojej. Podróż do „świątyni miłości” stała się dla mnie inspiracją do przemyśleń… ale nie tylko na temat miłości.
Jedną z najwspanialszych rzeczy w podróżowaniu jest możliwość poznania od podszewki innych zwyczajów, innych ludzi, innych poglądów na życie. To, co się wydaje oczywiste dla Europejczyka, nie musi być wcale oczywiste dla Amerykanina czy Azjaty – i na odwrót. Podróżowanie pozwala nam wydostać się ze skorupy naszych poglądów i spojrzeć na świat oczami ludzi wychowywanych w zupełnie innej kulturze.
Jedną z rzeczy, której nauczyła mnie moja podróż do Indii, jest to, że tak hołubione w Europie pojęcie równości w Azji nie ma wielkiego znaczenia (zresztą, poświęciłam już temu jeden z poprzednich postów). Odbija się to w wielu sferach życia, jednak ja skupię się na takiej drobnostce jak ceny biletów wstępu do zabytków.
Czy wyobrażacie sobie, jaki lament by się podniósł, gdyby Francuzi kazali płacić Niemcom za wejście do Luwru dziesięć razy więcej niż obywatelom własnego kraju? Przecież to byłaby dyskryminacja! A gdyby Brytyjczycy postanowili, że Polacy powinni płacić za wejście do Pałacu Buckingham albo The Tower of London pięć razy więcej niż Brytyjczycy? To mogłoby się otrzeć o międzynarodowy kryzys ;)
A tymczasem ceny biletów wstępu do Taj Mahal dla turystów z zagranicy są niemal czterdzieści razy wyższe niż dla obywateli Indii (odpowiednio wynoszą: 750 rupii i 20 rupii).
Jako Europejka, w pierwszej chwili pomyślałam, że to bezczelne... ale po chwili zastanowienia stwierdziłam, że przecież bilet do Taj Mahal, jak każda inna rzecz, jest wart tyle, ile dana osoba jest skłonna za niego zapłacić. A zachodni turysta jest w stanie zapłacić dużo! Na pewno dużo więcej niż Indus, dla którego wyjście całą rodziną na zwiedzanie Taj Mahal przy cenie biletu na poziomie 750 rupii oznaczałoby wydatek miesięcznej pensji. Tymczasem dla Włocha czy Niemca to wydatek taki, jak przeciętny obiad lub wyjście do kina.
Dyktowanie wysokich cen biletów turystom z zagranicy ma więc absolutnie ekonomiczny sens. Chociaż w Europie taki pomysł byłby ekscentryczny, to tu panują inne reguły gry i należy je zaakceptować.
Swoją drogą, Taj Mahal to ciekawe miejsce i gdyby bilet był dwa razy droższy, to i tak bym go kupiła. Myślę jednak, że wyobrażenia na temat tego miejsca, dominujące wśród wybierających się tam turystów, mogą się potem dość brutalnie zderzyć z rzeczywistością.
Zwiedzając Indie, trzeba bowiem wziąć poprawkę na brud, bałagan i biedę, które są nieodłączną częścią tego kraju. A takie miejsca jak Taj Mahal nie są wyjątkiem.
Czy warto więc zobaczyć Taj Mahal na własne oczy? Odpowiedź znajdziecie na moim blogu :) Zobaczycie tam również więcej zdjęć z Taj Mahal.