Saint-Tropez - okolice starego portu.
Saint-Tropez - okolice starego portu. Źródło: Archiwum własne.

W podróżowaniu, jak zresztą w wielu innych aspektach życia, na ogół miewamy pewne oczekiwania. Dzika i nieobliczalna Rosja, kolorowe i uduchowione Indie, uporządkowana i dziwaczna Japonia – te stereotypy pokazują, czego możemy się spodziewać po wizycie w danym kraju. I jak większość uogólnień, nie do końca się sprawdzają.

REKLAMA
Zderzenia stereotypu z rzeczywistością doświadczyłam ostatnio podczas mojego żeglarskiego wypadu na Lazurowe Wybrzeże. Nie, nie byłam rozczarowana – to naprawdę piękne miejsce. Palmy, górzyste wybrzeże, błękitna woda i dużo słońca – to miejsce jest kwintesencją wakacyjnego wypoczynku. Jednak Lazurowe Wybrzeże okazało się nieco inne niż je sobie wcześniej wyobrażałam. Bazując na tekstach z przewodników i opowiadaniach znajomych, sądziłam, że ta część Francji będzie droga, luksusowa i niezbyt przyjazna. Na miejscu zastałam jednak coś innego.
Jednym z przystanków na trasie rejsu było słynne Saint-Tropez. Dla mnie okazało się ono świetnym przykładem tego, jak udany marketing może zmienić zwykłe nadmorskie miasteczko w luksusowy, niemalże legendarny kurort.
Medialna kariera tego miasta zaczęła się w latach 50. XX wieku, kiedy nakręcony tu został film „I Bóg stworzył kobietę” ze słynną rolą Brigitte Bardot. W latach 60. miasto to było tłem dla filmu „Żandarm z Saint-Tropez”z Louisem de Funèsem w roli głównej, a w późniejszych dziesięcioleciach wielokrotnie Saint-Tropez pojawiało się w filmach i utworach muzycznych, na ogół w kontekście idealnej wakacyjnej miejscówki, gdzie można beztrosko wydawać góry pieniędzy.
Dlatego właśnie sądziłam, że Saint-Tropez powali mnie na kolana. Nic takiego się nie zdarzyło – bo Saint-Tropez przypomina wiele innych podobnych miasteczek w rejonie Morza Śródziemnego. Klimatyczne wąskie uliczki, malownicze kamienice z pastelowymi okiennicami, kamienne zabytki, wciśnięte pomiędzy zabudowania kościółki. Nic, czego nie widziałabym już wcześniej we Włoszech, w Chorwacji, w Hiszpanii… Samo miasteczko jest ładne, jednak jego sława przyciąga tu wielu turystów, co sprawia, że atmosfera miasta nie jest tak intymna, jak w innych portowych miasteczkach regionu.
logo
Na uliczkach Saint-Tropez. Źródło: Archiwum własne.
Jednak nie chcę być także zbyt krytyczna – Saint-Tropez ma w sobie coś, czego wiele pobliskich miasteczek nie ma: atmosferę luksusu. Na uliczkach miasta, pomiędzy restauracje powciskane są sklepy znanych projektantów. Hermès, Louis Vuitton, Dior, Giorgio Armani – to tylko niektóre z szyldów, na które natknęłam się spacerując po tym mieście. Jednak na mnie największe wrażenie zrobił port, w którym stoi mnóstwo pięknych, nowoczesnych jachtów. Widziałam już sporo portów Morza Śródziemnego i muszę przyznać, że pod względem zacumowanych statków Saint-Tropez znajduje się w ścisłej czołówce.
Nie mam wątpliwości, że gdyby celem mojego wyjazdu był luksusowy shopping przerywany wizytami w klubach, to Saint-Tropez faktycznie byłoby dla mnie idealną wakacyjną miejscówką. Jednak w gruncie rzeczy ani kluby, ani shopping nigdy mnie specjalnie nie kręciły, więc legendarne Saint-Tropez pozostało dla mnie jednym z wielu portów, do których zdarzyło mi się przypłynąć.
Do podobnych wniosków doszłam podczas krótkiego pobytu w Cannes. To znacznie większe miasto niż Saint-Tropez – jednak podobnie jak Saint-Tropez, było dla mnie jednocześnie piękne i rozczarowujące.
Cannes to miasto ładne i zadbane, w którym przyjemnie jest pochodzić w porcie czy zgubić się pośród wąskich uliczek. Jednocześnie, jego najsłynniejsza atrakcja, czyli pałac festiwalowy, to po prostu duży nowoczesny budynek, a słynne schody to… po prostu schody, nic nadzwyczajnego. Również odbite w chodnikowych płytach dłonie gwiazd można byłoby przeoczyć, gdyby nie fakt, że kręcą się w ich pobliżu turyści.
Podsumowując, Saint-Tropez i Cannes to dla mnie idealne przykłady na to, jak wiele dla miejscowej turystyki możne zdziałać dobry marketing. Miasta te zawdzięczają swoją sławę w większości gwiazdom, które od czasu do czasu się tam pojawiają, pozwalając turystom na znalezienie się odrobinę bliżej świata w wersji glamour. Jednak po zdarciu luksusowej otoczki, są to po prostu ładne nadmorskie miasteczka – tylko tyle i aż tyle.
Zresztą, Francja była dla mnie miejscem, gdzie również skonfrontowałam się z kilkoma popularnymi stereotypami na temat Francuzów. Czy Francuzi zadzierają nosa, a Lazurowe Wybrzeże jest horrendalnie drogie? Przeczytacie o tym w dalszej części tekstu na moim BLOGU.