REKLAMA
Wakacje, letnie popołudnie, w przedziale pociągu do Gdyni siedzi młoda kobieta z dwójką dzieci. Jeden chłopiec ma około 4 a drugi około 6 lat. Tak na moje rozeznanie.
Przedział jest pełen, czyli 7 dorosłych osób i dwoje dzieci. Młodsze na kolanach u mamy.
Dzieci są miłe, cichutkie (co w pociągu jest cenione przez współpasażerów). Starszy ma kredki i zeszyt i koloruje zaciekle. Od czasu do czasu chłopiec zadaje jakieś pytanie a mama chętnie i wyczerpująco odpowiada. Dziecko jest pogodne i mimo „unieruchomienia” potrafi bardzo ładnie zająć się sobą . Młodsze dziecko drzemie z wielkim zielonym królikiem w ramionach.
Naprzeciwko mnie druga młoda kobieta, bez przerwy i dość głośno rozmawiająca przez telefon. Słyszymy – czy chcemy czy nie – opowieści o Wojtku, który jest łobuzem, bo zdradził jakąś Elkę. Słyszymy rozmowę z mamą o tym, że w pociągu ścisk a w przedziale dwaj smarkacze (słowo „smarkacz” powiedziane półgłosem i z przysłoniętym telefonem ale wyraźnie słyszalne). Potem kolejna rozmowa i jeszcze kolejna.
Jest para, która chichocze i trzymając się za ręce planuje wspólny pobyt nad morzem. Co chwila szepcą coś sobie do ucha i są w tym zakochaniu słodcy i rozczulający. Jest i żołnierz. Przykryty kurtką śpi od momentu wejścia do przedziału. Służba nie drużba.
Jest też starszy pan czytający gazetę. W zasadzie nie podnosi wzroku znad lektury. Nic nie widziałem i nic nie słyszałem - taki typ.
Jest jak w skeczu u Macieja Stuhra „siedzimy i nic się nie dzieje”, aż do chwili, gdy pojawia się obsługa składu w osobie pana konduktora i jeszcze jednego kolejarza. Wszyscy rozpoczynają szukanie biletów mimo, że zapewne każdy ma ten bilet „gdzieś” na wierzchu.
Konduktor kasuje a biorąc bilety od mamy dzieci, pyta o ich wiek. Mama informuje że młodszy ma 3.5 a starszy 5,5 roku. Konduktor, zgodnie z przepisami musi sprawdzić uprawnienia do zniżek, prosi więc o dokument potwierdzający słowa matki. Kobieta jest zaskoczona. Nie ma urzędowej informacji o wieku dzieci w dowodzie, nie ma dla nich żadnego dokumentu ze zdjęciem, nie ma nic, co potwierdzałoby nie tylko ich wiek ale także to, że w ogóle jest ich mamą.
- „Jeśli dziecko jest starsze niż 4 lata musi pani kupić bilet, za brak biletu mandat. A starsze musi mieć legitymację”.
- „Jaką legitymację - pyta mama- nie chodzi przecież jeszcze do szkoły. Idzie dopiero do zerówki.”
Robi się zamieszanie, mama zaczyna się denerwować. W końcu po zdjęciu z półki – z pomocą żołnierza - wielkiej walizy, do rąk konduktora trafiają dwie książeczki zdrowia dzieci. Ten jednak nie jest usatysfakcjonowany. Książeczka nie jest bowiem urzędowym dokumentem. Na pytanie mamy, co w takim razie powinna okazać, konduktor twierdzi, że akty urodzenia dzieci lub ich paszporty. Kobieta nie ma przy sobie żadnego z tych dokumentów.
Rozpoczyna się „przedziałowa” dyskusja – wszyscy bronimy mamy. Staramy się przekonać kolejarza o bezsensowności jego żądań. Widać przecież w jakim wieku są dzieci. Oczywiście zgodnie z psychologiczną zasadą im bardziej naciskamy na kolejarza, tym bardziej on oporuje.
Konduktor stwierdza w końcu, że w przepisach i ustawie napisane jest, że wymagany jest dokument stwierdzający wiek dziecka, albo zaświadczenie ze szkoły. Niestety konduktor służbista wystawia mamie mandat. Na nic się zdały nasze – współpasażerów - protesty. Mama się popłakała.
Rozpoczęła się trwająca niemal do miejsca docelowego dyskusja o bezduszności przepisów. Niestety takie trochę „bicie piany” bo nic - jadąc w przedziale kolejowym - zmienić się nie da. Rozumiem, że obsługa pociągu postępowała zgodnie z przepisami, ale te – jak widać - nie nie są chyba dobrze doprecyzowane.
Warto więc przygotować na takie sytuacje. Pomaga w tym znajomość regulacji.
„Z bezpłatnych przejazdów w 2 klasie pociągów PKP mogą korzystać dzieci do ukończenia 4 roku życia o ile nie zajmują oddzielnego miejsca.
Przejazd odbywa się na podstawie jednorazowego bezpłatnego biletu, który należy pobrać w kasie biletowej. Brak takowego traktowany jest jako przejazd „na gapę” oraz
dokumentu stwierdzającego wiek dziecka - może to być książeczka zdrowia dziecka, paszport dziecka.
Dzieci w wieku powyżej 4 roku życia do rozpoczęcia odbywania rocznego przygotowania przedszkolnego (nauki w tzw. kl. „0”) mają prawo do 37% ulgi przy przejazdach pociągami osobowymi, pospiesznymi i ekspresowymi. Podstawą do ulgi jest bilet jednorazowy i dokument stwierdzający wiek dziecka.
Dzieci i młodzież uczęszczająca do szkoły, do ukończenia 24 roku życia, mają prawo do 49% ulgi w pociągach osobowych i pospiesznych w przypadku wykupienia imiennego biletu miesięcznego lub 37% ulgi w pociągach osobowych, pospiesznych i ekspresowych w przypadku wykupienia biletu jednorazowego. Dokumentem uprawniającym do ulgi jest ważna legitymacja szkolna”.
Dość skomplikowane, ale dobrze wiedzieć.
Uważam, że należy stworzyć odrębny dokument tożsamości dla małych dzieci. Kiedyś przynajmniej były one wpisane w dowody rodziców i było wiadomo, że ten ktoś w ogóle ma dziecko. Dziś tak nie jest. Dziecko do czasu rozpoczęcia szkoły, nie posiadające paszportu (dokumentu ze zdjęciem) jest nie do zidentyfikowania i skojarzenia z rodzicem. Nie można w żaden sposób potwierdzić jego wieku i tożsamości. Jak na przykład zameldować się z małym dzieckiem w hotelu? Jak wykazać, że to nasze dziecko i ma tyle lat, ile ma?
Wydaje mi się, że stworzenie takiego "dowodu osobistego" mogłoby zwiększyć bezpieczeństwo najmłodszych.
Przedział jest pełen, czyli 7 dorosłych osób i dwoje dzieci. Młodsze na kolanach u mamy.
Dzieci są miłe, cichutkie (co w pociągu jest cenione przez współpasażerów). Starszy ma kredki i zeszyt i koloruje zaciekle. Od czasu do czasu chłopiec zadaje jakieś pytanie a mama chętnie i wyczerpująco odpowiada. Dziecko jest pogodne i mimo „unieruchomienia” potrafi bardzo ładnie zająć się sobą . Młodsze dziecko drzemie z wielkim zielonym królikiem w ramionach.
Naprzeciwko mnie druga młoda kobieta, bez przerwy i dość głośno rozmawiająca przez telefon. Słyszymy – czy chcemy czy nie – opowieści o Wojtku, który jest łobuzem, bo zdradził jakąś Elkę. Słyszymy rozmowę z mamą o tym, że w pociągu ścisk a w przedziale dwaj smarkacze (słowo „smarkacz” powiedziane półgłosem i z przysłoniętym telefonem ale wyraźnie słyszalne). Potem kolejna rozmowa i jeszcze kolejna.
Jest para, która chichocze i trzymając się za ręce planuje wspólny pobyt nad morzem. Co chwila szepcą coś sobie do ucha i są w tym zakochaniu słodcy i rozczulający. Jest i żołnierz. Przykryty kurtką śpi od momentu wejścia do przedziału. Służba nie drużba.
Jest też starszy pan czytający gazetę. W zasadzie nie podnosi wzroku znad lektury. Nic nie widziałem i nic nie słyszałem - taki typ.
Jest jak w skeczu u Macieja Stuhra „siedzimy i nic się nie dzieje”, aż do chwili, gdy pojawia się obsługa składu w osobie pana konduktora i jeszcze jednego kolejarza. Wszyscy rozpoczynają szukanie biletów mimo, że zapewne każdy ma ten bilet „gdzieś” na wierzchu.
Konduktor kasuje a biorąc bilety od mamy dzieci, pyta o ich wiek. Mama informuje że młodszy ma 3.5 a starszy 5,5 roku. Konduktor, zgodnie z przepisami musi sprawdzić uprawnienia do zniżek, prosi więc o dokument potwierdzający słowa matki. Kobieta jest zaskoczona. Nie ma urzędowej informacji o wieku dzieci w dowodzie, nie ma dla nich żadnego dokumentu ze zdjęciem, nie ma nic, co potwierdzałoby nie tylko ich wiek ale także to, że w ogóle jest ich mamą.
- „Jeśli dziecko jest starsze niż 4 lata musi pani kupić bilet, za brak biletu mandat. A starsze musi mieć legitymację”.
- „Jaką legitymację - pyta mama- nie chodzi przecież jeszcze do szkoły. Idzie dopiero do zerówki.”
Robi się zamieszanie, mama zaczyna się denerwować. W końcu po zdjęciu z półki – z pomocą żołnierza - wielkiej walizy, do rąk konduktora trafiają dwie książeczki zdrowia dzieci. Ten jednak nie jest usatysfakcjonowany. Książeczka nie jest bowiem urzędowym dokumentem. Na pytanie mamy, co w takim razie powinna okazać, konduktor twierdzi, że akty urodzenia dzieci lub ich paszporty. Kobieta nie ma przy sobie żadnego z tych dokumentów.
Rozpoczyna się „przedziałowa” dyskusja – wszyscy bronimy mamy. Staramy się przekonać kolejarza o bezsensowności jego żądań. Widać przecież w jakim wieku są dzieci. Oczywiście zgodnie z psychologiczną zasadą im bardziej naciskamy na kolejarza, tym bardziej on oporuje.
Konduktor stwierdza w końcu, że w przepisach i ustawie napisane jest, że wymagany jest dokument stwierdzający wiek dziecka, albo zaświadczenie ze szkoły. Niestety konduktor służbista wystawia mamie mandat. Na nic się zdały nasze – współpasażerów - protesty. Mama się popłakała.
Rozpoczęła się trwająca niemal do miejsca docelowego dyskusja o bezduszności przepisów. Niestety takie trochę „bicie piany” bo nic - jadąc w przedziale kolejowym - zmienić się nie da. Rozumiem, że obsługa pociągu postępowała zgodnie z przepisami, ale te – jak widać - nie nie są chyba dobrze doprecyzowane.
Warto więc przygotować na takie sytuacje. Pomaga w tym znajomość regulacji.
„Z bezpłatnych przejazdów w 2 klasie pociągów PKP mogą korzystać dzieci do ukończenia 4 roku życia o ile nie zajmują oddzielnego miejsca.
Przejazd odbywa się na podstawie jednorazowego bezpłatnego biletu, który należy pobrać w kasie biletowej. Brak takowego traktowany jest jako przejazd „na gapę” oraz
dokumentu stwierdzającego wiek dziecka - może to być książeczka zdrowia dziecka, paszport dziecka.
Dzieci w wieku powyżej 4 roku życia do rozpoczęcia odbywania rocznego przygotowania przedszkolnego (nauki w tzw. kl. „0”) mają prawo do 37% ulgi przy przejazdach pociągami osobowymi, pospiesznymi i ekspresowymi. Podstawą do ulgi jest bilet jednorazowy i dokument stwierdzający wiek dziecka.
Dzieci i młodzież uczęszczająca do szkoły, do ukończenia 24 roku życia, mają prawo do 49% ulgi w pociągach osobowych i pospiesznych w przypadku wykupienia imiennego biletu miesięcznego lub 37% ulgi w pociągach osobowych, pospiesznych i ekspresowych w przypadku wykupienia biletu jednorazowego. Dokumentem uprawniającym do ulgi jest ważna legitymacja szkolna”.
Dość skomplikowane, ale dobrze wiedzieć.
Uważam, że należy stworzyć odrębny dokument tożsamości dla małych dzieci. Kiedyś przynajmniej były one wpisane w dowody rodziców i było wiadomo, że ten ktoś w ogóle ma dziecko. Dziś tak nie jest. Dziecko do czasu rozpoczęcia szkoły, nie posiadające paszportu (dokumentu ze zdjęciem) jest nie do zidentyfikowania i skojarzenia z rodzicem. Nie można w żaden sposób potwierdzić jego wieku i tożsamości. Jak na przykład zameldować się z małym dzieckiem w hotelu? Jak wykazać, że to nasze dziecko i ma tyle lat, ile ma?
Wydaje mi się, że stworzenie takiego "dowodu osobistego" mogłoby zwiększyć bezpieczeństwo najmłodszych.
*Podstawa prawna: ustawa z dn. 20 czerwca 1992 r. o uprawnieniach do ulgowych przejazdów środkami publicznego transportu zbiorowego (Dz.U. z 2002 r., Nr 175, poz. 1440 z późn. zm.), rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dn.25 października 2002r. w sprawie rodzajów dokumentów poświadczających uprawnienia do korzystania z ulgowych przejazdów środkami publicznego transportu zbiorowego (Dz. U. z 2002 r., Nr 179, poz. 1495 z późn. zm.)
