REKLAMA
Już wiosną nasz Trener Grzegorz uprzedzał, że oczywiście początki bywają trudne, a i w letnim upale bieganie bywa nie wyłącznie przyjemnością, natomiast prawdziwym sprawdzianem okaże się jesień i zima. I oczywiście, miał rację.
Nadejście listopada nieodmiennie witam z rozpaczą i od Wszystkich Świętych ostrożnie zaczynam odliczać tygodnie do wiosny. Podobnie jak większość, najchętniej zapadłabym w sen zimowy. A tu, jak na złość, w moim treningowym dzienniczku przybywa aktywności, a proponowane przez Grzegorza biegi dochodzą do 100 minut! Na zewnątrz coraz zimniej, zawsze ciemno, a do domu coraz dalej. Testuję dzięki temu nowe trasy i już wiem, że przy minus 5 stopniach niezwykłego znaczenia nabiera kierunek wiatru i naprawdę warto się zastanowić, czy dam radę z takiego długiego biegania wracać długą na 3 km prostą pod wiatr ;-)
Słucham rad o tym, jak się mądrze ubrać, jeszcze precyzyjniej przestrzegam diety, żeby mieć paliwo i do biegania i do ogrzania, jednak co tu kryć: jest po prostu BARDZO CIĘŻKO wyjść na mróz i w ciemnościach wykonać zadanie. Co mi pomaga? Bez wątpienia bardzo skuteczne są pochwały, czyli wszelkie poklepania po ramieniu z cyklu: ‘no, naprawdę jesteś bardzo dzielna, że nawet w taką pogodę pobiegałaś!’ Przekonanie, że uczę jednocześnie moją Malutką Córeczkę konsekwencji i wytrwałości (jak wiadomo, dzieci najefektywniej uczą się przez przykład). Ale chyba najskuteczniej wspiera mnie ‘wybiegana’ przez te kilka ostatnich miesięcy forma i figura. Naprawdę żal to zaprzepaścić! Dlatego, kiedy dopada mnie dramatyczna niemoc, czy to przed wyjściem czy już w trakcie treningu, powtarzam sobie: ‘ruszaj tyłek, a będzie jeszcze zgrabniejszy!’
