Sprawy zagnały nas do miasta nad Wisłą. Siedzieliśmy w kawiarni chrupiąc pierniki. Przy stoliku obok usiadł mężczyzna o łagodnej, wypełnionej dobrocią twarzy, odziany na czarno, który nucił po nosem:
Wsiąść do Maybacha byle jakiego
Zadbać o kaskę, nie dbać o mirrę
Ściskając w ręku akt darowizny
Czuć jak bezdomni zostają w tyle.
Zauroczeni roztropnością i uduchowieniem nucącego, wsłuchiwaliśmy się w jego anielski głos. Niestety wszystko co niebiańskie, kiedyś się kończy. Tak było i tym razem, mężczyzna zamilkł, gdy przy jego stoliku stanęli trzej przybysze, którzy do złudzenia przypominali członków Rady Ministrów.
− I oto przybyli moi trzej królowie, rozpromienił się właściciel anielskiego głosu. Będę przyjmował dary po kolei, oświadczył głosem nieznoszącym sprzeciwu. Ty pierwszy, wskazał na przybysza, który kojarzył się nam z resortem finansów.
Rozmawiali głośno więc docierały do nas fragmenty rozmowy. Gospodarz nie wydawał się być zadowolony.
− Niby dlaczego mam płacić od tego podatek?
− Powinieneś ojcze, bo wszyscy płacą, takie jest prawo.
− Nie opowiadaj mi takich dyrdymałów, już ja was znam. Na pewno jest jakiś trick. I co mi się tu tak czerwienisz!
− Bo widzi ojciec jest tylko jedna grupa zawodowa która nie musi płacić, no te za przeproszeniem nierządnice. Chyba ojciec nie chciałby znaleźć się z nimi w jednej grupie podatkowej?
− Oczywiście że nie synu. My nie znosimy konkurencji, zapamiętaj. Handel z nami konkurował o niedziele, to go zlikwidowaliśmy, orkiestra świątecznej pomocy chciała nam fałszywie grać, to ją oczerniliśmy. A kobiety upadłe po prostu opodatkujcie.
Następny, skinął na mężczyznę, który kojarzył się nam z Ministerstwem Sprawiedliwości. Wezwany skwapliwie podbiegł do stolika.
− A co to za numerki, zapytał mężczyzna w czerni, czytając kartkę, którą podał mu drugi przybysz?
− To numery paragrafów z kodeksu karnego. Artykuł 292 kk przewiduje więzienie za paserstwo nieumyślne, a z artykułu 299 kk można posiedzieć wiele lat za pranie pieniędzy pochodzących z czynu zabronionego.
− I niby dlaczego ja mam w tej sprawie zeznawać – denerwował się mężczyzna ubrany na czarno.
− Bo jeśli ojciec przyjął drogie przedmioty nieznanego pochodzenia i od nieznanych osób, to mógł i powinien liczyć się z tym, że mogły one pochodzić z czynu zabronionego, musimy to wyjaśnić. Oczywiście to tylko formalność.
− Pomyśl synu - odparł mężczyzna w czerni - jeśli te przedmioty trafiły do miejsca błogosławionego, czyli do mnie, stały się legalne, bowiem cel bliski Bogu uświęca ziemskie środki. Zapomnijmy wiec o tym. Po czym zdecydowanym ruchem podarł karteczkę.
No, a teraz choć ty kochaneńki, wskazał na trzeciego mężczyznę którego kojarzyliśmy z resortem zdrowia
− Powiedz mi, co to za pisemko z urzędu sanitarnego, że musicie wokół mnie rozciągnąć kordon sanitarny.
− Ojcze musimy, trzęsąc się wymamrotał trzeci przybysz. Zdarza się, że goście którzy przybywają do ojca z cennymi darami umierają, to może być jakaś epidemia.
− Nie martw się synu - odparł gospodarz – po tym co ustaliliśmy z twoimi kolegami, to już nieaktualne, bo wszyscy bezdomni darczyńcy nie tylko zmartwychwstaną, ale jeszcze odzyskają domy.
Po rozwiązaniu wszystkich problemów właściciel anielskiego głosu skinieniem ręki odprawił przybyszy wyglądających jak członkowie Rady Ministrów.
Uznaliśmy, że czas i na nas. Gdy wstawaliśmy od stolika zobaczyliśmy, że nasze samochody pakowane są na lawetę. Gdy staliśmy oszołomieni podszedł do nas nas właściciel anielskiego głosu i uściskał kordialnie.
− Bóg zapłać, dziękuję za darowizny.
− Ależ to nieporozumienie – próbowaliśmy protestować – my nie chcemy nic dawać, nawet nie jesteśmy bezdomni.
− A skąd ta pewność, zapytał mężczyzna w czerni? U nas człowiek który nie ma w sobie wiary, nie będzie miał też domu.
Pomachał nam na pożegnanie i odszedł nucąc piosenkę.