Nie chodzi o to, czy prawicowy polityk, Jan Kathak jest gejem czy nie. Chodzi o to, czy prawicowy polityk Jan Kathak, który agresywnie publicznie poniża i atakuje ludzi za ich odmienną od heteroseksualnej orientację jest hipokrytą i okłamuje swoich wyborców. Bo gdyby tak było, gdyby okazało się, że jest człowiekiem, który wszedł do polityki i uzyskał głosy ludzi, czyli, krótko mówiąc dostał pracę, dzięki temu że kłamał na temat swojego stylu życia i wyznawanych przez siebie wartości, to oznaczałoby, że powinien zniknąć z życia publicznego.
Dlatego, tak naprawdę sprawa Kanthaka, tak żywo komentowana przez internautów, nie jest wcale sprawą Kanthaka, ale punktem wyjścia do dyskusji o granicach kłamstwa i hipokryzji w życiu publicznym. I o tym, gdzie kończy się zwykła w polityce gra o własny interes, a zaczyna nieakceptowalne wykorzystywanie ludzi.
Przypomnijmy o co chodzi w tzw. Sprawie Kanthaka. Po serii agresywnych, napastliwych, pogardliwych i wykluczających wypowiedzi tego młodego polityka PiS o ludziach LGB, znany krakowski lewicowy działacz społeczny, Michał Kowalówka, napisał na Twitterze, że Kanthak proponował mu kilka lat temu w gejowskim klubie seks oralny. Wyjaśnił, że ujawnia ten fakt właśnie dlatego, że mierzi go hipokryzja Kanthaka – jego atakowanie gejów, podczas gdy sam ma homoseksualne skłonności.
Kanthak nie odniósł się do tego na konferencji prasowej, nie wyjaśnił sytuacji, nie powiedział „nie, nie jestem gejem”. Zapowiedział jedynie, że złoży zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa z artykułu 212 kodeksu karnego, co jest fatalną reakcją, z kilku powodów.
Czytaj także: Zarzucono mu, że proponował mężczyźnie seks oralny. Kanthak w końcu zareagował na te słowa
Po pierwsze – bo powinien w tej sytuacji wyjść przed kamery, przed którymi przecież chętnie staje, żeby pogardliwie rozprawiać o seksualności innych ludzi, (dlaczego więc nie o swojej własnej?), i powiedzieć: to nieprawda, nie jestem gejem. Nie byłem nigdy w tym klubie, taka sytuacja nie miała miejsca.
Po drugie – pozew w takiej sprawie powinien być zdecydowanie w trybie cywilnym. Kanthak jednak, nie dość, że zdecydował się na złożenie doniesienia do prokuratury, co jest fatalnym ruchem. Prokuratura jest skrajnie upolityczniona, a jej szefem jest zwierzchnik i kolega Kanthaka, minister Zbigniew Ziobro, co oznacza, że Kanthak będzie de facto sędzią we własnej sprawie i można podejrzewać, że prokurator będzie podlegał naciskom.
W dodatku Kanthak zapowiedział złożenie doniesienia z artykułu 212 kk. Artykuł ten zaś, słusznie okryty złą sławą, jest reliktem prawnym z czasów PRL i został wprowadzony po to, żeby zamykać usta ludziom krytykującym władzę – grozi karą więzienia za „zniesławienie” i jest typowym dla niedemokratycznych reżimów kagańcem dla wolności słowa.
Czytaj także: To on wytropił "mięsne sklepy dla środowisk LGBT" w San Francisco. Kim jest Jan Kanthak?
Taki sposób obrony, nawet jeśli Kanthak został niewinnie pomówiony dowodzi więc braku odwagi cywilnej i nie trzyma standardów postępowania polityków w podobnych przypadkach w demokratycznych krajach. Zważywszy zaś na to, że sam Kanthak nie waha się agresywnie i w niedopuszczalny sposób atakować i poniżać ludzi, dowodzi przewrażliwienia na swoim punkcie i chęci stawiania się w uprzywilejowanej pozycji.
To są jednak uwagi na marginesie, bo piszę ten tekst z innego powodu. Otóż kiedy wybuchła ta sprawa, pojawiło się sporo głosów, także ze strony polityków opozycji, że nie będą rozmawiać o tej sytuacji, „bo nie obchodzi ich niczyje życie prywatne”.
Otóż chciałam państwu powiedzieć, że pomyliły się państwu sytuacje. Istotą tej sprawy nie jest zaglądanie nikomu pod kołdrę, tylko hipokryzja i jej granice w życiu politycznym oraz odpowiedź na pytanie, czy politykowi wolno robić karierę na kompletnym kłamstwie i oszukiwaniu wyborców. Bo jeśli Kanthak jest gejem, jest obrzydliwym hipokrytą, ale co ważniejsze, hipokrytą, który nigdy nie dostałby od swoich konserwatywnych wyborców mandatu i zaufania, gdyby powiedział im prawdę o sobie. Gdyby był gejem, byłby człowiekiem, który wulgarnie obraża innych, poniża ich i niszczy (bo takie słowa niszczą), żeby ukryć prawdę o sobie, której się wstydzi.
Dlatego chcę poznać finał tej sprawy, nie z ciekawości czy Kanthak składał niemoralne propozycje, ale żeby się dowiedzieć, czy jest hipokrytą, dla którego nie powinno być miejsca w życiu publicznym. I mam nadzieję, że ta sprawa zostanie wyjaśniona do samego spodu, choć równocześnie jestem pewna, że nie zrobi tego upolityczniona przez PiS prokuratura.
Każdy przypadek takiego kłamstwa polityka, zwłaszcza dotyczący spraw, za które on nie waha się poniżać i niszczyć innych ludzi powinien być moim zdaniem nagłaśniany i piętnowany, w imię wyższej jakości życia publicznego. Nie chodzi o ciekawość, chodzi o standardy.
Czytaj także: Kraśko ośmieszył prawicowego posła. Poprosił go o wymienienie założeń "ideologii LGBT"