Donald Tusk miał wczoraj live czat na żywo i mówił – tak właśnie: mówił. Nie pouczał, nie deklamował, nie recytował, nie mądrzył się, tylko mówił do ludzi. Odpowiadał na ich pytania na swoim balkonie mając w ręku smartfon. Normalne? Powinno być, ale nie jest.
Trzeba się tym zachwycać? W demokracji – zupełnie nie, wyjaśniać swoje poglądy i motywy postępowania to obowiązek każdego polityka. W kraju, w którym od lat nie ma prawdziwych konferencji prasowych, a politycy nie tłumaczą się przed ludźmi i tak naprawdę z nimi nie rozmawiają – to jednak pozytywnie zaskakuje.
Tusk mówił otwarcie i krytycznie o dzisiejszym kościele i nieprawidłowych stosunkach państwo-kościół, o pandemii, protestach, podwyżkach, a nawet otwarcie i wprost odpowiadał na złośliwe pytania w stylu "jak pan się dorobił?", "kiedy pan wyjedzie na urlop, żebym nie musiała pana oglądać?", i na ważne, jak "czy myślał pan o tym, skąd się biorą pieniądze na 500 plus?”.
Taki sposób rozmawiania jest dobry i bardzo pożyteczny, bo przypomina ludziom, niezależnie od ich poglądów, że polityk to urzędnik zatrudniony przez obywatela i że nawet jeśli piastuje najwyższe urzędy, to nadal podlega kontroli społecznej. Przypomina też o tym, o czym jak sądzę zdążyliśmy niestety zapomnieć, że rozmowa jest potrzebna, więcej – że bez niej nie można niczego ustalić, dojść do porozumienia, zdecydować o niczym na przyszłość, jednym słowem: sensownie i logicznie poukładać sobie stosunków w państwie.
Bo krzyczenie na siebie, upokarzanie się nawzajem, a nawet bicie, wyśmiewanie, poniżanie, grożenie i zmuszanie do różnych rzeczy nie tylko wbrew przekonaniom, nauce, moralności i zdrowemu rozsądkowi – a tak właśnie rządzi PiS – to nie jest żaden sposób na funkcjonowanie Polski w XXI wieku.
Live czat Tuska przypomniał mi, że zanim się zacznie rozmawiać o poglądach, trzeba najpierw umieć rozmawiać w ogóle: słuchać, dać się wypowiedzieć rozmówcy, zachować spokój i potraktować jego słowa, argumenty i wątpliwości z uwagą, nawet jeśli się człowiek z nimi nie zgadza. Przypomniał mi też, że polityk powinien być autentyczny, inteligentny i mieć dobre maniery, a także znakomitą orientację nie tylko w sprawach polskich, ale i zagranicznych.
Ten tekst to nie jest tekst o Donaldzie Tusku, on tak naprawdę jest o tym, jak powinien wyglądać dobry dialog społeczny i stosunki politycy-obywatele i obywatele-państwo. O tym, jak powinna wyglądać rozmowa o najważniejszych społecznych kwestiach, na przykład tej, jakie miejsce może zajmować – a jakiego absolutnie nie – w przestrzeni publicznej skompromitowany kościół katolicki.
To tekst o tym, o czym rozmawiałam ostatnio z jednym z moich przyjaciół, którego zapytałam, jak się czuje, a on odpowiedział: – Wiesz, bardzo dziwnie. Bo popatrz, przez całe życie dbałem o siebie, w tym przede wszystkim o własny rozwój, robiłem kolejne fakultety, zapisywałem się na warsztaty, zdobywałem umiejętności, zabiegałem o wysoką formę fizyczną i umysłową i o jak najlepszą jakość życia dla mnie i mojej rodziny, a teraz, po sześćdziesiątce, znalazłem się w miejscu, w którym o mojej wolności, swobodach, prawach, nawet o tym, czy mogę wyjść z domu, decyduje grupa niekompetentnych imbecylów, którzy, jak świetnie wiem, podejmują decyzję nie kierując się moim ani niczyim dobrem, wiedzą czy choćby rozeznaniem w temacie, a wyłącznie chciwością i własną korzyścią. Jak więc mogę się czuć? Chyba tylko jak kompletny głupiec i tak właśnie jest.
Pomyślałam, że nie umiem nawet pocieszyć mojego przyjaciela, bo zwyczajnie ma rację. Odczucia, o których opowiedział, to utrata zaufania do państwa i jego instytucji oraz przedstawicieli, jeden z podstawowych czynników decydujących o jakości życia.
W dodatku taki, z którego ogromnego wpływu na jakość życia nie zdajemy sobie sprawy, dopóki go nie stracimy – dopóki demokracja nie zmieni się w dyktaturę. A kiedy tak się stanie to i tak jest już za późno na zmiany.
W LiveChacie Tuska nie zabrakło też niespodzianek. Zaskoczyła mnie stanowczość, z jaką mówił o kościele – że należy odciąć go od publicznego finansowania i że nadszedł już czas, żeby utrzymywał się ze składek wiernych. Bo jest już niemal wyłącznie zapleczem PiS, a nie żadną instytucją wiary. Pomyślałam, że Tusk już przez to, jak jego zachowanie i słowa kontrastują ze słowami i zachowaniami polityków partii rządzącej, pokazuje, jak powinno być i jakich standardów politycy powinni przestrzegać. Oby zadziałało, bo bardzo tego w Polsce potrzebujemy.