W Polsce istnieje zjawisko, które opisałabym jako automatyzm poglądowy. Polega ono na przykład na tym, że jeśli określasz siebie, jako osobę mającą poglądy lewicowo-liberalne, to po prostu musisz być za ułaskawieniem Piotra Ikonowicza. I uważać go za wzór do naśladowania. Otóż ja go za wzór do naśladowania nie uważam (w ogóle mam do wzorów do naśladowania jakąś wrodzoną awersję). I za ułaskawieniem też nie jestem – przynajmniej nie do końca (bo nie wszyscy wiedzą, że prezydenckie ułaskawienie oprócz darowania kary, może oznaczać jej skrócenie). Śmiem także postawić tezę, że są dziedziny, w których Ikonowicz zrobił swoim podopiecznym, czyli szeroko pojętym eksmitowanym, więcej szkody niż pożytku.
Otóż Piotr Ikonowicz działa dokładnie odwrotnie: najpierw obraża się na wymiar sprawiedliwości za wyrok z którym się nie zgadza (prace społeczne), później próbuje sądowi dyktować własne warunki odbywania przez siebie kary (nie chce się zgodzić na prace proponowane przez sąd, próbuje forsować własne pomysły), argumentuje tę roszczeniowość dość żenująco, swoją „wyjątkową” pozycją i działalnością społeczną, a teraz (gdy po bardzo długim czasie zniecierpliwiony sędzia nakazuje w końcu doprowadzić go do aresztu) próbuje – korzystając z dostępu do mediów – oczernić wymiar sprawiedliwości, zwalając nań winę za własne błędy i niedbalstwo (np. zaniechanie apelacji, kompletna bierność i nie podejmowanie wcześniej żadnych kroków prawnych, mogących prowadzić do złagodzenia kary lub zmiany wyroku). Na końcu zaś tych wybryków jest grożenie sądowi głodówką, które postrzegam jako zwykły szantaż: no jak to, nie będzie tak, jak ja chcę?! No ja to? Ja jestem Piotr Ikonowicz i mnie się należy! U mnie mieszka bezdomne małżeństwo! No jak to: wyrok to wyrok?! No jak to: każdy jest równy wobec prawa?!
Piotr Ikonowicz nie umiał i swoją postawą mógł spowodować, że wielu innych – usiłując go naśladować – zrobi sobie krzywdę i nieodwołanie zabałagani swoje najważniejsze życiowe sprawy.
