Podobno byłam dzieckiem tak grzecznym, dobrze wychowanym i z dobrego domu, że w wieku lat siedmiu nie znałam znaczenia słowa „gówno”, o innych brzydkich wyrazach nie wspominając. I coś mi z tego zostało...

REKLAMA
Bez wątpienia zatrzymałam się mentalnie w czasach przedszkolnych albo teleportowałam się z jakiejś innej epoki, bo co sięgam po jakąś gazetę i ją przeglądam czuję się zażenowana słownictwem, które jeszcze niedawno (albo moja percepcja czasu szwankuje) uchodziło za niedopuszczalne w mediach. Granic najwyraźniej brak. Słowo „zajebiste” weszło do języka mówionego, rozgościło się, i spowszedniało.
Zapewne jedynie profesor Miodek może z czystym sumieniem stwierdzić: „Nie jestem święty pod względem wulgaryzmów, zdarza mi się rzucić mięsem, ale słowa „zajebiście” jeszcze ani razu, w życiu nie użyłem. Ono mnie wyjątkowo razi, jest wyjątkowo wstrętne i obrzydliwe fonetycznie.” Ogółu raczej nie razi a i mediom zdarza się po nie sięgać. Dziennikarze najwyraźniej zapominają o wskazówkach profesora Bralczyka, mówiącego o dosadnych określeniach : „Pamiętajmy jednak, że te słowa się w ten sposób dewaluują. Jeżeli będę je używał przesadnie, to przestaną być one nośne”.
Marcin Meller pisze, że generał Jaruzelski ma u niego „przesrane”, szanowany tygodnik to drukuje i czytelnik najwyraźniej ma uznać, że służy to ekspresji wyrazu a nie jest dowodem na nieumiejętność napisania czegoś dosadnego bez schodzenia poniżej pewnego poziomu. Adam Ferency w wywiadzie w poczytnym piśmie dla kobiet stwierdza, że coś jest „do dupy” i widocznie uważa to określenie za najwłaściwsze, gdyż jak wiadomo wywiady są autoryzowane przed drukiem. Dziennikarki „Przekroju” publikują tekst zatytułowany „Taka kurwa konwencja”, w którym czytamy: „Nas nie bawią ci frajerzy od zabawiania, chuj im na grób, dwa chuje na krzyż złożone (tu obrażamy też uczucia religijne). Sprawa jest prosta: Wojewódzki z tym drugim pajacem powinni zniknąć z polskiej pop-kultury. Wypierdalać natychmiast! Mogą sczeznąć”. I redaktor naczelny pisma twierdzi, że są one: „odważne”.
Kiedy sięgam po książkę Charlesa Bukowskiego to nie spodziewam się, że będzie ona w stylu poradnika dla żony ze Stepford, ale kupując poważany tygodnik oczekuję po prostu pewnego poziomu, o który coraz trudniej. Obawiam się, że rację miał pewien słynny krakowski kaznodzieja, który ponoć wszedł na ambonę i wygłosił kazanie o następujące treści: „Drodzy bracia i siostry, chamiejemy!”