Szymon Majewski na Youtubie rapuje wykorzystując słynną już (niestety) wypowiedź posłanki Pawłowicz w programie Jarosława Kuźniara na temat „Marszu szmat”, Kuba Wojewódzki zmiksował jej wypowiedź z hymnem PiS, w internecie mem na memie memem goni - wrzaskliwy rechot i coraz śmielsze kopanie kogoś, kto już od dawna leży, choć sam dowie się o tym zapewne ostatni.
Z drugiej strony prawicowe portale robią z posłanki Wolność Prowadzącą Niepokorny i Uciśniony Lud na Barykady, PiSowską Joannę D’arc poprzetykaną tu i ówdzie Emilią Plater. A ja oglądając występy pani Pawłowicz widzę przede wszystkim, że posłanka zachowuje się dziwnie, mówi nadnaturalnie szybko i głośno, jakby się bała, że za chwilę ktoś jej odłączy prąd. Wygaduje rzeczy niesłychane, w dodatki w niesłychanej formie. Patrzę i słucham jej słowotoku, czasami wyłączam fonię i obserwuję język ciała, wyraz twarzy, oczy. Widzę niezwykle pobudzoną kobietę – może misją, jaką w swoim mniemaniu niesie w lud, a może z innego powodu. Nie mnie osądzać. Ale jedno wiem, kiedy po raz kolejny trafiam na twarz, głos, słowa pani Pawłowicz – nie śmieszy mnie ona, nie prowokuje do riposty, dialogu, konfrontacji i nie skłania do drwin. Czuję co innego – empatię (kiedyś się to nazywało współczucie) i choć dla wielu zabrzmi to jak bluźnierstwo– mam wrażenie, że obserwuję polowanie z nagonką na coraz bardziej pogubioną zwierzynę. Taki łatwy cel – Panie Szymonie i Panie Kubo. Idealny i niewymagający materiał do drwin, kopniaków, szyderstw. A może by tak oszczędzić jednak swój satyryczny zapał na zmierzenie się z jakimś trudniejszym przeciwnikiem? Z kimś, z kim trzeba by polemizować na argumenty, użyć subtelniejszych środków wymagających nieco więcej intelektualnego wysiłku?
Wiele mediów wałkuje w kółko logoreję Pawłowicz kompletnie nie zajmując się meritum sprawy czyli powodem i celem „Marszu szmat”. A za chwilę kolejny policjant poniży ofiarę gwałtu, kolejny sędzia wyda łagodny wyrok na sprawcę, bo „sama go sprowokowała" ubierając się jak szmata i włócząc nocą po ciemnej ulicy.